• Rozdział XXIII

1.7K 196 13
                                    

•••

Louis zaczął się wybudzać i czuł nieprzyjemny ból w plecach.

– Dzień dobry, skarbie – szepnął cicho Harry do ucha młodszego.

– Mhm – Louis mruknął, szukając jego ciała, by się przytulić. – Zawsze budzisz się pierwszy – mruknął.

Wzruszył tylko ramionami, całując szatyna w czoło i obejmując go ciasno.

Louis oddychał spokojnie w objęciach chłopaka. Mógłby tak spędzić resztę dni. Tym razem nie spieszno mu do domu.

– Wyspałeś się? – szepnął mu do ucha, odsuwając się od niego delikatnie.

– Tak, ale chcę jeszcze poleżeć – zachichotał, mocniej wtulając się w swojego demona.

Harry uśmiechnął się na te słowa, przytulając go. Wiedział już, co zrobi. Kierunku ich przyszłości

Louis podniósł głowę, by spojrzeć na niego z dołu. Uśmiechnął się lekko. Harry o poranku zawsze miał aksamitną i czystą skórę, która była jeszcze jaśniejsza niż za dnia.

– Co, szkrabie?– Cmoknął go ponownie, zmieniając ich miejscami tak, że szatyn był pod nim.

Louis położył dłonie na jego policzkach i przyciągnął go do dłuższego pocałunku.

Harry uśmiechnął się szeroko, oddając pocałunek, a ręką zjeżdżając na jego ciało.

Louis oderwał się jako pierwszy z uśmieszkiem na twarzy.

– Teraz możemy iść – szepnął, chichocząc.

– A gdzie? – spytał loczek, wkładając rękę pod koszulkę szatyna.

– Zjeść coś. Jestem bardzo głodny – zaśmiał się, zagrywając wargę.

Harry uśmiechnął się szeroko i zaczął całować szyje swojego chłopaka, ozdabiając go malinkami.

– Lubisz to, co? Gdy każdy wie, że jestem twój – szatyn zachichotał.

Loczek pokiwał głową, łapiąc go za krocze i lekko ściskając, jednak dalej oznaczał szatyna.

– Jesteś taki sprośny – mruknął Louis z przyjemności.

Harry westchnął cicho, łapiąc za rękę młodszego i kładąc na swoje krocze.

– Oh.. – Louis sapnął, czując twardość pod bokserkami. Ścisnął lekko wypukłość, uzyskując tym warknięcie Harry'ego.

Starszy zacisnął swoją rękę tak, że szatyn puścił krocze loczka, a on wykorzystując to, przycisnął swoją męskość do niższego.

– Tak z rana? - Louis zachichotał, rumieniąc się. Nie ukrywał, jak bardzo mu się podobało to, co Harry z nim robił.

– Najlepsze – wychrypiał starszy, wykonując szybkie ruchy i słuchając jęków młodszego.

– Sprawiasz...że... – Louis odchylił głowę do tyłu. – Zaraz dojdę w piżamę.

– No i dobrze – sapnął loczek, kręcąc biodrami. Uwielbiał to, jaki szatyn był dla niego uległy.

Za sprawą ruchów, ust i sprośnych słówek Louis doszedł z imieniem Harry'ego na ustach.

– Oj skarbie... Szybki jesteś – szepnął cicho Harry, cmokając szatyna w usta.

– To... wszystko przez ciebie – powiedział Louis, normując oddech i całując dłużej chłopaka, a następnie ściskając jego przyrodzenie, kiedy wsunął rękę pod jego bokserki.

– Cholera – syknął cicho demon, pochylając się do przodu tak, że ich czoła się styknęły.

– Też potrafię zrobić ci dobrze. – Szatyn zachichotał, uciskając w dłoni twardość i oplatając małą dłonią całego kutasa.

– Skoro chcesz – jęknął cicho, obracając ich tak, że szatyn był na górze.

Louis, patrząc w jego oczy, zacisnął mocniej rękę i zagryzł wargę, czytając z twarzy Harry'ego, że mu się to podoba.

Styles warknal głośno wymykając biodra do góry, zamykając oczy, wiedział, że zaraz zmienią swoją barwę.

Nie spodziewał się tylko tego, że Louis zniży się i przejedzie językiem do połowy jego męskości.

– Cholera! – krzyknął, odchylając głowę do tyłu. Tego nigdy by się po młodszym nie spodziewał. Przecież to był aniołek!

Przeszedł go dreszcz od pasa w górę, czując, że Louis zachichotał tuż przy jego kutasie.

– To nie jest, Louis, zabawne – syknął cicho, patrząc na niego i kontrolując kolor oczu.

– Poczujesz się tak jak ja za każdym razem – wyszeptał Louis, drażniąc ustami czubek męskości.

– J-ja ci jeszcze nie obciągałem – sapnął, podnosząc się na łokciach, by pogłaskać szatyna po policzku.

– Zamknij się i daj mi robić, co chce – powiedział Louis, a Harry zagryzł wargę. Polubił drugie oblicze swojego chłopaka.

Styles pokiwał głową, kładąc się na łóżko i przymykając oczy. Ten anioł jest dla niego przeznaczony i on dobrze już o tym wie.

Louis jedną dłonią złapał całkiem już twardą męskość Harry'ego u nasady i nakierował ją w swoje usta, wkładając mokrego kutasa chłopaka do połowy.

Przymknął swoje oczy, próbując uważać na swoje zęby. Zaczął wykonywać ruchy w górę i w dół ssąc delikatnie starszego.

– Jesteś taki dobry – sapnął Harry, zerkając na Louisa i wplątał w jego włosy swoje palce, bawiąc się kosmykami. A może on czegoś nie wie o szatynie i prawda jest taka, że Louis już wcześniej komuś obciągał, bo jego usta są po prostu wspaniałe i pracują na nim idealnie.

– Skarbie... Wystarczy... Zaraz dojdę w twoje śliczne usteczka – syknął cicho brunet, łapiąc za głowę szatyna, by unieść ją do góry.

Jednak Louis tylko wziął go głębiej, pokazując tym, że chce poczuć smak jego spermy.

– Skoro chcesz – jęknął cicho, odchylając głowę do tyłu.

Louis wykonywał płynne ruchy, a drżący kutas Harry'ego obijał jego gardło, gdy w końcu poczuł jak Harry dochodu, a sperma rozlewa się w buzi Louisa.

– Mój dzielny chłopiec – szepnął brunet, kładąc dłoń na policzku młodszego.

– Byłem dobry, tatusiu? – spytał Louis, podciągając się do góry. Ich klatki piersiowe były złączone, a bielizny mokre.

– Cholera... – jęknął Styles, słysząc te słowa. Miał fetysz tatusia i właśnie to mu się podobało. – Dziecinko, oczywiście – szepnął, całując go w usta.

– Mam twój fetysz. – Louis zaśmiał się, całując go namiętnie. – Tatusiu – dodał, wstając i ciągnąc Harry'ego pod prysznic.


•••

Dobry miśki ☺️

ɪɴғɪɴɪᴛʏ - Larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz