33.

369 33 34
                                    


2/6

xXxXx

Louis wszedł do domu przyjaciela i od razu wszedł do sypialni, gdzie leżał Harry. Przewrócił oczami.

-No rozbieraj się. 

-A-ale.

-Styles, nie wkurwiaj mnie- westchnął szatyn i zdjął swoją kurtkę, rzucając ją na podłogę. Rozpiął też kilka guzików koszuli, a następnie podszedł do przyjaciela i zdjął jego koszulkę- Spodnie sam zdejmiesz, czy też mam ci pomóc?

-L-Lou...

-Liam już jedzie, wyluzuj- westchnął. Harry posłusznie się rozebrał, a Louis mocno się skrzywił- Coś ty do cholery zrobił?

-No kuźwa, nie wytrzymałem. Jak go zobaczyłem na swoim treningu, to mnie coś aż rozsadziło od środka.

-Hazz, to jest sprawa pomiędzy mną, a nim.

-Nie. Zranił cię, powinien zdechnąć za to wszystko- Louis westchnął.

-Daj już spokój?

-Bardzo dobrze, Styles- odezwał się Liam, wchodząc do pomieszczenia- Należało się Nathanowi. Szkoda, że twoim kosztem, ale należało się. 

Louis westchnął.

xXxXx

Zbliżała się pierwsza w nocy, kiedy Liam i Louis wjechali na stary stadion. Szybko opuścili swój samochód i z oczywiście papierosem w ustach, zaczęli pokonywać trasę do swojego przyjaciela, który czekał na nich.

-Nie dało się tego odkręcić?

-Nie. Przykro mi, Lou. Wiem, że nie masz teraz czasu na wyścigi i tak dalej, bo Zayn, ale nie ja jestem organizatorem, a ty wciąż jesteś mu dłużny. Dlaczego po prostu mu nie zapłacisz?

-Ten chuj nigdy nie dotknie moich pieniędzy, Walker. 

Blondyn westchnął, po czym podsunął mężczyznom arkusz.

-Podpisz to. Resztę potem ci wypiszę.

-Dzię- urwał,  patrząc przed siebie. Liam ściągnął brwi i szturchnął przyjaciela w bok, zdezorientowany.- Co. On. Tu. Kurwa. Robi?!

Mężczyźni spojrzeli na bruneta, stojącego pod płotem. Ewidentnie się na nich gapił i śmiał drwiąco. Louis rzucił długopis i sięgnął po pistolet Walkera, leżący na siedzeniu samochodu policjanta. Szybko ruszył w stronę mężczyzny, ignorując swoich przyjaciół.

-Witam, mecenasie Tomlinson- uśmiechnął się złośliwie- Jak tam dupa Malika?

-Zamknij się, bo pożałujesz-warknął szatyn, przystawiając mu pistolet do skroni. W oczach młodszego nie było cienia strachu.

-Strzel. Ale moi ludzie go odbiją. Byłem pierwszy, to moja dziwka.

-Słuchaj no, Laws. Nie wiem co ci się w główce uroiło, ale Zayn jest ze mną. Nigdy nie był i nie będzie twój, więc lepiej odpuść, bo nie pozwolę ci go dotknąć. 

-A jesteś pewien, że teraz jest całkowicie bezpieczny bez twojej ochrony?- Louis spiął się- Bardzo ufasz wszystkim. 

-Jesteś idiotą, Laws. Nie zbliżaj się do niego- odsunął się i skierował z powrotem do przyjaciół.

-Jeśli wygram ten wyścig dzisiaj- głos Nicka go zatrzymał- Zayn do mnie wróci.

-Zapomnij.

-Więc nie będziesz miał spokoju, Louis- westchnął- szykuj się, cioto.

Louis odszedł, jednak głos mężczyzny znowu go zatrzymał.

-Ale nie dziwię się, że na niego lecisz. Ma idealną dupę do ruchania- Louis zamknął oczy, a w następnej chwili rzucił się na mężczyznę. Okładał go pięściami i kopał, odrzucił pistolet, chcąc mieć jego krew na swoich dłoniach, chcąc go zabić osobiście.

Nie spodziewał się, że mężczyzna jest silny i mu odda, że sam ucierpi i będzie miał złamany nos i rozwalony łuk brwiowy. Obaj w tej walce byli poszkodowani. A tak naprawdę wystarczył jeden strzał.

-DOSYĆ!- warknął Walker- Zabierz go stąd. 

Ale mężczyźni ani śnili odejść. Obaj wzięli udział w wyścigu. 

Louis przegrał.

Everything's fine || ZouisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz