Rozdział 6.

529 52 13
                                    

*Tą niesamowitą chwilę przerwał dźwięk przekręcania kluczyka w drzwiach.*
                        Jack's POV
Byłem u Zoey. Fakt, bardzo mnie zraniła, ale musiałem z nią jak najszybciej porozmawiać. Gdy wracałem spotkałem chłopaków. Stwierdziliśmy, że razem wrócimy do domu. Gdy otworzyłem wejściowe drzwi, ujrzałem Daniela przytulającego piękną dziewczynę. Co prawda, widziałem ją od tylu. Nie domyślałem się kto to może być. Po chwili zobaczyłem moja kurtkę, rzucona na ziemie. Już wiedziałem, kto może być wtulony do Seavey'a.
- Cicho! Nie umiecie wchodzić do tego domu odrobinkę ciszej? Gabbie śpi - w końcu odezwał się Daniel.
- Czemu ta kurtka jest tak rzucona? Już nie mogłeś jej zanieść do mojego pokoju? - zapytałem z gniewem.
Byłem po prostu zazdrosny. Myślałem, ze to ja spodobałem się Gabbie, ale widocznie się myliłem.
- A to moja rzecz, czy twoja? Gabbie ją tak rzuciła.
- Akurat! - rzekłem.
- No co nie wierzysz, byliśmy sobą zajęci. Nie mieliśmy czasu na pójście do Twojego pokoju.
Byłem tak bardzo zazdrosny. Z jednej strony Daniel nie wiedział, że coś do Gabbie poczułem, ale kurde mógłby trochę wyluzować z jego przechwalankami.
- Dobra chłopaki. Stop! Nie kłóćcie się. A w czym masz problem Jack? Przecież to tylko kurtka - wtrącił się Jonah.
Nagle usłyszałem Gabbie.
- Co się dzieje? Czemu tak krzyczycie?
- Dlaczego nie poszłaś odłożyć mojej kurtki na miejsce? Aż tak trudno? - zacząłem podnosić na nią głos.
Niepotrzebnie wiem. Ale zabolało, że Daniel w pewnym sensie do niej zarywa.
- Ale, no ja.. - zaczęła się niewinnie tłumaczyć.
- Dobra skończcie. Jesteście żałośni. Idę się przejść.
- To ty jesteś żałosny. To nie ja rzuciłam tak twoja kurtka. No przepraszam, że w ogóle Ci ja oddałam. A ty Daniel czemu się nic nie odzywasz? Wiecie co ja już lepiej pójdę. Na mnie już czas. Narka.
- No i dobra. Możesz iść, mam Ci otworzyć drzwi jeszcze?
Wiem, ze nie powinienem tak na nią krzyczeć. Domyślałem się, ze nawet jeśli to była ona, pewnie tego nie chciała. Zacząłem trochę żałować i mieć wyrzuty sumienia. Zdenerwowany całym zdarzeniem poszedłem do łazienki przepłukać twarz zimna woda i wziąć gorącą kąpiel. Po tych czynnościach poszedłem do pokoju. Wyjąłem słuchawki i położyłem się, wpatrując swoje oczy w sufit.
Żałowałem, ze nie miałem do niej numeru.
                       Gabbie's POV
Jak zwykle wszystko moja wina. Przecież to Daniel zostawił tam kurtkę. Nawet nie rzucił, tylko położył. O co on się tak naprawdę złości? Aż tak ma za zle Danielowi, ze mnie sprowadził do domu? Że mnie zapoznał z kimś? Aż tak przeżywa nieudaną miłość z ta cała Zoey? To nie moja wina, że się na niego wypięła. Sama nie wiem co ja w nim na początku widziałam. Jest zwykłym gburem. Żałuje, ze w ogóle spotkałam Daniela, swojego własnego idola. Wracałam do domu ciemna droga. Zero oświetlenia. W sumie to pasowało mi to. Usłyszałam, jak zaczęło grzmieć. Tak. Znów burza. To mi się poszczęściło. Idąc rozmyślałam, co tak naprawdę powinnam teraz zrobić? Zacząć się regularnie spotykać z Danielem? Wtedy będę musiała widzieć Jack'a. Z drugiej strony, kiedy Jack na mnie krzyczał Daniel nie stanął w mojej obronie. Nawet nie wspomniał, ze to on położył tam kurtkę. Gdybym wybaczyła Jack'owi.. Nie. To nawet nie miałoby sensu. Moje myślenie, przerwał czyiś głos. Nieznajomy.
- Gdzie tak pędzisz? Uciekasz? Może przede mną? - zapytał ktoś z dość agresywnym głosem.
Rozpoznałam, ze to mężczyzna. Starszy mężczyzna. Bardzo się wystraszyłam, bałam się w ogóle odwrócić. Ale sama tego nie musiałam robić. On mi pomógł.
- Ał, to boli. Zostaw mnie.
Gdy się odwróciłam zobaczyłam starszego faceta z dość wysoka dziewczyna. Miała długie kręcone włosy. Ubrana była w długie czarne spodnie i długa czarna bluzę. Facet obok, miał nałożony kaptur, dresy, bluzę i na nią kurtkę. Wyglądało to strasznie. Zaczęłam się oddalać, nagle usłyszałam jego niski głos.
- Stój! Nie pozwoliłem Ci iść.
- Może ci się przedstawię. - zaczęła mówić dziewczyna obok. - Nazywam się Zoey. Zoey Gray.
Gdy tylko usłyszałam imię tej dziewczyny zamarłam. Ale nie chciałam pokazywać, że się boje. Mimo, ze tak było.
- Czego chcecie ode mnie? - zapytałam z lekko jękliwym głosem.
- Oo. Czyli poznajesz.
- O co Wam chodzi?
- Słyszałam, że jesteś nową koleżanką tego pajaca.
- Można jaśniej?
- Jack. Avery. Mówi Ci to coś? - spytała, jednocześnie podnosząc jedna brew.
Zamilkłam.
- Kręcicie ze sobą? - zapytała.
- Ja..
Moje jąkanie się, przerwał głos starszego o 15 lat faceta.
- Jeżeli skłamiesz, już nigdy nie zobaczysz w lustrze całej buźki.
Chwila. Co? Czy ten człowiek mi groził? To chyba żart. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Nawet do głowy mi nie przychodziło, co mogę im powiedzieć. Niby nic nie mam do ukrycia, ale byłam w tak ciężkim szoku, że nie wiedziałam jak formułować zdania.
- Jack po prostu należy do zespołu, którego dość często słucham - zaczęłam się tłumaczyć.
- To nie wszystko - odpowiedziała.
- Naprawdę nie wiem, co mogę Ci jeszcze powiedzieć.
- Nie udawaj niewiniątka. Widać, że próbujesz mu się przypodobać. Masz go zostawić.
Stwierdziłam, ze postawie na swoim. Nikt nie będzie mi mówił, ani sugerował ze zakochałam się w tym gburze. Nikt.
- Aż tak się mnie boisz? Aż tak się boisz, że zabiorę Ci Jack'a? Przecież to Ty ponoć go ranisz, więc co ty w ogóle do mnie masz.
- Jak niby tylko słuchasz Avery'ego przez jakieś durne strony to skąd wiesz, ze tak jest? Hm? Słuchaj, lepiej nie podskakuj, bo zle to się dla Ciebie skończy. Naprawdę radzę Ci już więcej takim tonem się do mnie odzywać. A teraz się obróć i idź tam skąd tu przyszłaś.
Spojrzałam się na nich z zamrużonymi oczami i poszłam w stronę domu. Cała drogę szlam w strachu, ale ze satysfakcja, że postawiłam się tej idiotce. Co ona w ogóle sobie myślała, grożąc mi? Domyślam się, że nie na tym się skończy. Ale przez ta sytuacje podjęłam decyzję, na która sama bym się nie zdecydowała. Zrywam kontakt z całym zespołem. Także usuwam się z listy ich fanów. Mam nadzieje, że zakończyłam cała ta historie z nimi. Niespodziewanie znalazłam się w domu.
- Nie znasz się na zegarku? - odezwała się moja kochana mama. - Chyba nie chcesz kolejnego siniaka do kolekcji prawda? Radzę Ci omijać pomieszczenia, gdzie znajduje się ojciec.
- Przepraszam. Jeju, nie moja wina, że na ulicy zaczepili mnie jacyś nieznajomi - powiedziałam z ironicznym tonem.
- No wielka szkoda, ze nie dali co jakiejś lekcji.
Po tych słowach, od własnej matki zle się poczułam. Moja własna matka chciałaby, żeby mi się coś stalo? Ja już nie mam siły do własnego życia. Gdybym tylko miała choć trochę odwagi.. . Nie stop Gabbie. Nie możesz myśleć o takich rzeczach. Jesteś silna i zniesiesz wszystko. Dasz radę. Zaczęłam w myślach sama siebie motywować. Nie chce pozwolić na to, aby przez głupich rodziców, nieszczęśliwe życie sprowadzić się na zła drogę. Nie mogę.

Poszłam do łazienki zmyć makijaż. Chociaż mało co mi go zostało. Na codzień wystarczają mi łzy i tak przez nie pół tuszu nie ma. Następnie przebrałam się w piżamęi poszłam do pokoju. Weszłam pod kołdrę i zamknęłam oczy. Modliłam się, żeby ten koszmar się zakończył następnego dnia.

Niestety moje zasypianie przerwało powiadomienie. Wstałam, zobaczyć kto o tej porze coś ode mnie chce. Na ekranie zobaczyłam wiadomość od Daniela.
Daniel Seavey: Wszystko w porządku? Doszłaś do domu?
(Tak zmieniłam mu nazwe) Stwierdziłam, ze nie będę odpisywała. Byłam na niego zła za to, ze nie stanął w mojej obronie. Raz mógłby ktoś to zrobić.
Położyłam się a obok rzuciłam swój telefon. Nagle zaczęły z sekundy na sekundę przychodzić nowe wiadomości.
Daniel Seavey: Halo?
Daniel Seavey: Gabbie odpisz.
Daniel Seavey: Coś się stało?
Daniel Seavey: Dzwonię.
Usłyszałam dzwonek telefonu. Zobaczyłam kto dzwoni, wiec nie odebrałam. Powiadomienia przychodziły coraz szybciej.
*nieodebrane połączenie od Daniel Seavey*
Daniel Seavey: Gabbie proszę cię widzę, ze odczytujesz. O co chodzi?

Po tej wiadomości stwierdziłam, że mu odpisze. Chce wiedzieć? Proszę bardzo.
Ja: Nie pisz do mnie więcej, skasuj mój numer. Najlepiej o mnie zapomnij.
Ja: Nie pytaj co się stało, tylko się sam domyśl.
Daniel Seavey: Jak? Daj przynajmniej jakaś podpowiedz. Co ci zrobiłem?
Ja: Przypomnij sobie cała kłótnie z Jackiem. Całe to zdarzenie. Od samego  początku i już nie odpisuj na to. Trzymaj się.

Byłam załamana. Straciłam osobę, na której mi zależało. Najgorsze, ze czułam ze to przeze mnie. Łzy mi leciały po policzkach strumieniami, moja twarz już była do tego przyzwyczajona, ale dalej nie dawała rady.
Wyłączyłam telefon, weszłam pod kołdrę i zamknęłam oczy.

—————————————
Postawiłam na dłuższy rozdział. (1349 words).

Dziękuje za 100 wyświetleń!❤️ To dla mnie duza ilość osob, ze względu na to ze to moja pierwsza książka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dziękuje za 100 wyświetleń!❤️ To dla mnie duza ilość osob, ze względu na to ze to moja pierwsza książka. Mam nadzieje, że będzie 100 razy większa. Zachęcam Was do przeczytania mojej drugiej książki pod tytułem „Preferencje Why Don't We" i do wpadnięcia do super autorki YvonneAvery, która także ma wspaniałe fanfiction.
Jeżeli są jakieś błędy to poprawiajcie mnie w komentarzu
Piszcie także, jakiej długości mam pisać kolejne rozdziały.
Mam nadzieje, ze rozdział Wam się podobał.

All of my love • WHY DON'T WEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz