Rozdział 14.

313 43 14
                                    

Jack's POV
Wstałem bardzo zmarznięty i mokry.
Co mi do głowy strzeliło, żeby spać na dworze?
To był zły pomysł.
Gdy wstałem z ławki pierwsze co zrobiłem, to bez zastanowienia sprawdziłem swój rozładowany telefon. Dobrze, że przynajmniej uzbroiłem się w powerbanka.

Gdy włączył mi się telefon, pierwsze co ujrzałem to w sumie 41 nieodebranych połączeń oraz masa wiadomości od chłopaków.

Zach: gdzie ty do cholery jesteś?
Corbs: jaaack!! głupku odbierz
Zach: jak wrócisz to nie będziesz żywy
Jonah: jack co się dzieje? gdzie jesteś?
Zach: jack robert avery gdzie ty jesteś do cholery
Zoey: przynajmniej przyznaj się ze stchórzyłeś, a nie uciekasz
Daniel: czemu nie wracasz?
Corbs: jak cię nie będzie do północy jadę cię szukać

Nie odpisałem na wyświetlone mi wiadomości, tylko od razu ruszyłem do willi.
Po 10 minutach znalazłem się pod domem.
Złapałem za klamkę i uchyliłem drzwi.
Mój wzrok przykuły dwie starsze osoby, siedzące tyłem do wejścia na kanapie. Obok pewnej dwójki siedział Zach, Corbyn i Jonah. Daniel, który stał w kuchni przykładał sobie lód do czoła i ręki.
Niestety skrzyp drzwi zwrócił na mnie uwagę.
Każdy osobnik odwrócił się w moja stronę.
W moich oczach ukazała się dwójka najważniejszych dla mnie osób.
Dwójka osób, która mnie zawsze wspierała.
Moi rodzice.
Ciszę przerwała spanikowana mama.
- Jackie! Całe szczęście. Gdzie ty byłeś?

- Na skate parku.

- Po co? Czemu się nie odezwałeś? - zapytał także spanikowany Zach.
Daniel tylko się na mnie patrzył.
Należało mi się milczenie z jego strony, zachowałem się jak idiota.

- Potrzebowałem się wyciszyć. Co wy tu robicie? Kiedy przylecieliście? - pytałem.
Moi rodzice mieszkają w moim rodzinnym domu w Pensylwanii. Odwiedzamy się tylko na święta, albo na jakieś inne okazje takie jak brak trasy koncertowej lub w sprawach zdrowotnych mojej mamy.
Dotąd nie mieliśmy ze sobą kontaktu.
- W nocy przylecieliśmy Jack. Martwiliśmy się - mówiła przejętym głosem.

- No ale to co teraz będzie? Nie mamy wolnych pokoi w domu.

- Ty nie musisz nic planować. Wracasz z nami - rzekł mój tata.
Jest zawsze taki sam pewny siebie i bezuczuciowy jak ja. Dopiero teraz widzę jakie to jest irytujące.

- Ale..

- Nie ma „ale" synu. Wracasz z nami do Pensylwanii, do sióstr za którymi ponoć tak bardzo tęsknisz. Nie cieszysz się?

- Postanowione? - zapytałem.

- Tak - dostałem jednoznaczną odpowiedz.

- Pójdę się pakować.

- Jesteś spakowany - odezwał się Corbyn.

- Ale to tak na stałe?

- Zobaczymy. Na razie daj chłopakom przemyśleć cała sytuacje - odpowiedziała.

Patrząc się na Danny'ego udałem się do pokoju zabrać walizkę. Na szczęście była tylko jedna z dwóch. Jest szansa, ze jeszcze wrócę, a to jest teraz dla mnie najważniejsze.

Wychodząc z domy usłyszałem tylko:
będziemy tęsknić jack

- Ja tak samo chłopaki.
Zamykając drzwi zdążyłem powiedzieć najważniejsze zdanie, które powinnienem już wczoraj powiedzieć.

- Przepraszam cię Daniel. Choler.. - tu nie zdążyłem dokończyć.
Wsiadłem do taksówki i ruszyliśmy razem na lotnisko. Przez cała drogę wpatrywałem się w okno, miejąc nadzieje ze to tylko sen.
Myliłem się.
                                ***
Dotarliśmy na lotnisko. Podróż samochodem minęła mi bardzo szybko. Straciłem poczucie czasu i świadomość co się dzieje.
- Nie chce wracać - powtarzałem ciagle do rodziców.

- Musisz. Zrobisz sobie przerwę - usłyszałem z ust mamy.
Ona zawsze jest taka uśmiechnięta. Nawet w trudnych chwilach. Zawsze  wspiera, pociesza. Kompletne przeciwieństwo mojego taty. On widzi same czarne myśli. Nigdy nie ma tych dobrych. A ja byłem taki sam. Teraz się to zmieni.

- Będę za nimi tęsknił..

- To po co się z nimi biłeś? - jak zwykle swoim zgorzkniałym odpowiedział mężczyzna.

- Biłem się tylko z - tu mi przerwano.

- Z Danielem. To wiemy - wtrącił się.

- Nie kłóćcie się. Damy radę - usłyszałem pocieszający głos rodzicielki.

Lecieliśmy jakieś nie całe dwie godziny. Byłem bardzo wyczerpany, ale dotarliśmy do domu.
Wszedłem i przywitałem się z najmłodsza siostra - Islą. Jedyna osoba która chyba mnie w całości znosi.
Później poszedłem do Avy i także z nią zacząłem rozmawiać.
Widać ze dziewczyny wszystko wiedziały. Od samego początku do końca. Z każdym szczegółem.

Ruszyłem do mojego pokoju i poszedłem spać.

                      Corbyn's POV
Po wyjściu Jacka wszyscy siedzieliśmy w ciszy bez odzywania się do siebie.
Każdy wpatrywał się w sufit, ścianę albo podłogę.

- To co robimy? - zapytałem przerywając ciszę.

- Można pojechać do Logana- zaproponował Jonah.

- Danny.. wszystko okej? - zapytałem po cichu.

- To przeze mnie.. - zawiesił się. - on mnie przeprosił, a ja nic nie powiedziałem.

- Wszystko się między nami ułoży Daniel - wymamrotał Zach.

- Wiem Zach, ale czuje ze już nie będzie tak jak kiedyś..

- Będzie.. jeszcze zobaczysz. - wydukałem. - To co idziemy?

- Tak, chodźmy - powiedzieli chórem Jonah i Daniel.

- Ja zostanę. Zadzwonię może do rodziców - usłyszeliśmy Zacha.

- Napewno?

- Tak.
Zach uniósł kąciki swoich ust, ale wiedziałem ze nie było mu wesoło. Był przygnębiony, z reszta tak jak my wszyscy.
We trójkę wyszliśmy w domu i wsiedliśmy do samochodu, prowadzonego tym razem przez Corbyna.

                       Zach's POV
Mam wielka nadzieje, ze Jack szybko do nas wróci. Największym zaufaniem obdarzałem właśnie jego. Pomimo jego humorów, które pojawiały się od pewnego czasu dogadywałem się z nim najlepiej.
Każdego przyjaciela na swój sposób kocham.
Traktuje ich jak braci.

Okłamałem ich. Nie chciałem nigdzie iść, wiec wymyśliłem kłamstwo z rodzicami.
Wcale nie będę z nimi rozmawiał, nawet bym nie miał żadnego tematu.
Usiadłem na kanapie i zacząłem rozmyślać.
Moją ciszę przerwał dzwonek do drzwi.

———————————
I znów rozdział!! Ten rozdział troszeczkę biedniejszy, ale miałam ochotę coś napisać, ponieważ złapała mnie wena.
Nowy pojawi się jutro.
Buziakiii

All of my love • WHY DON'T WEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz