Maybe you can't understand.
*
- Jaki jest w tym wszystkim sens, pytasz? - westchnął przeciągle, opierając się wygodniej o oparcie krzesła. - Nie ma żadnego sensu w umieraniu na marne. I właśnie o to w tym chodzi.
- Nie rozumiem. - mruknęła, mrużąc oczy. - Skoro sam przyznajesz, że to bez sensu, więc po co w takim razie...?
- Naprawdę się nie domyślasz? - prychnął, obserwując cień rozbawienia w oku drugiego mężczyzny. - Do Zwiadowców nie dołączają ludzie, którzy nie mają pojęcia jak to się kończy. Być może nazwiesz nas nie do końca pełnymi rozumu, ale tak to się właśnie prezentuje. Tutaj każdy zdaje sobie sprawę, że służba jest biletem w jedną stronę. Prosto do piekła. A stamtąd się nie wraca.
Na kilka sekund w pomieszczeniu zapadła cisza, zakłócana jedynie niespokojnym oddechem kobiety, która analizowała każde słowo. Nie za wiele rozumiała, chociaż zdecydowanie wszystko zaczynało łączyć się w spójną całość. Wciąż jednak nie była do końca pewna, jaka rola w całym tym marnym teatrzyku ma przypaść właśnie jej.
- Czy to nie ironia, że Paradis jest bliżej właśnie do piekła niźli do raju? - rzuciła nagle, patrząc tępo przed siebie.
*
Zimne, zawilgocone ściany budynku zdawały się złowrogo spoglądać na wszystkich zebranych w pomieszczeniu. W poszukiwaniu schronienia ludzie tłoczyli się w każdym możliwym kącie, upychając niczym do puszki. Wbijając sobie wzajemnie łokcie między żebra i przepychając się często w bolesny dla innych sposób, nie zwracali nawet uwagi na podeptane niemowlęce zwłoki. Czasem tylko ktoś rzucił przerażone spojrzenie na małą, zmiażdżoną czaszkę, która nawet nie zdążyła w pełni przybrać charakterystycznego ludzkiego kształtu. Zaraz jednak odwracano głowę, nie mogąc znieść obrzydliwego widoku, wywołującego nieprzyjemny ścisk w żołądku.
Niemowlęta nie były mile widziane. Zachowywały się zbyt głośno. Mogły przyciągnąć zagrożenie.
Dlatego też większość matek odrzucała własne dzieci, doskonale zdając sobie sprawę, że w przeciwnym wypadku nie przeżyje żadne z nich. Kobiety, już dawno porzucone przez mężczyzn - domniemanych ojców, wybierały życie. Pozwalały mordować i miażdżyć maleńkie ciałka ich pociech, chociaż żadna z nich nie miała na tyle odwagi, aby otwarcie przyznać się do popełnionego czynu - wszystkie uparcie powtarzały, próbując przekonać własne umysły, że robią to właśnie z miłości. Z miłości do dzieci, których mieć nie mogły.
Nie w świecie, w którym wszystkie siły sprzysięgły się, aby każdy ludzki krok był otoczony cierpieniem i krwią. Nie w świecie, gdzie każdy musi troszczyć się wyłącznie o siebie. Żadna kobieta nie chciała obserwować jak ten podły świat powoli niszczy jej dziecko. Jak gasi iskierkę radości w oczach pociechy, gdy ta zaczyna rozumieć podłe prawa rzeczywistości. Żadna matka nie chciała oglądać rozszarpanego ciała i jednocześnie czuć, jakby ktoś wyrywał jej własne serce. Wolały zabijać nieświadome niczego, niewinne istoty, których jeszcze nic trwałego nie zdążyło z tym światem połączyć.
Łamały więc własne serca i wylewały oceany łez, byleby tylko ich martwe dzieci nie musiały żyć w tak podłym świecie.
W rzeczywistości, w której one i setki tysięcy innych ludzi musiało każdego dnia walczyć o przetrwanie. Ciągła wojna o pożywienie, bezpieczne schronienie i chociaż odrobinę ciepła w chłodne noce, gdy temperatura spadała zdecydowanie poniżej zera. Każdy zdawał się być potencjalnym wrogiem, zagrożeniem. Nie można było nikomu ufać, a zwłaszcza oczekiwać na pomoc. Bezinteresowność nie miała prawa bytu.
CZYTASZ
singing of angels。 ー shingeki no kyojin
Hayran Kurgu❝ ー Look, I've been through so much pain And it's hard to maintain any smile on my face 'Cause there's madness on my brain So I gotta make it back But my home ain't on a map Gotta follow what I...