Rozdział 13

182 4 0
                                    

-Nareszcie udało ci się wybrać -przywitał Aleksa Gordon, podając mu dłoń z uśmiechem. Uścisnął ją pospiesznie, wzruszając jedynie ramionami.

-Wiesz, lepiej późno niż wcale -powiedział i wszedł do środka zaraz za swoją żoną. Nie była zbyt zadowolona z jego towarzystwa podczas tej wizyty. Nie patrzyła na męża ani też nie zwracała się do niego bezpośrednio, jednak zdawało się, że nikt tego nie zauważa.

-Znasz człowieka pół swojego życia, a potem on mieszka obok ciebie i dwa lata mu schodzi na to żeby cię odwiedził -ciemnowłosy mężczyzna pokręcił głową, ukazując tym samym swoje niezadowolenie i zamknął za gośćmi drzwi. Poprowadził ich do salonu, z którego już wyglądała jego żona, uśmiechając się przyjaźnie do Alice.

-No proszę, kogoż to moje oczy widzą -Samantha popatrzyła na Reynoldsa, a jej mina nie do końca mówiła mu co kobieta chce mu przekazać. -Siadajcie, zaraz przyniosę kawę -dodała, znikając we wnętrzu kuchni.

Posłusznie usiedli na kanapie, nawet nie patrząc w swoją stronę i zapanowała między nimi pełna napięcia cisza.

-To...opowiadajcie. Jak wam się żyje na naszych pięknych obrzeżach? -zapytał w pewnym momencie Gordon, chcąc za wszelką cenę rozluźnić dziwną atmosferę panującą w pomieszczeniu.

-Bardzo dobrze, dużo lepiej niż w całym zgiełku miasta, to z pewnością -odparła odrobinę niechętnie Alice.

-Tak, miasto potrafi być przytłaczające. Dobrze, że Arya miała na nas tak duży wpływ jako dziecko i przenieśliśmy się tutaj -powiedział z nutką nostalgii mężczyzna, uśmiechając się lekko pod nosem.

-Już nie ma na was wpływu? -zapytała kobieta, co zostało skomentowane niechcianym prychnięciem ze strony doktora.

-Jest już dorosłą kobietą, która ledwo znajduje czas na to żeby porozmawiać ze swoimi staruszkami. Zwłaszcza teraz gdy wyprowadza się na studia, czterysta kilometrów od nas -głos Gordona zdecydowanie wyrażał jak źle mu z tym faktem, jednak starał się to ukryć najlepiej jak mógł.

Alex w momencie wyprostował się i popatrzył zdziwiony w stronę swojego starego znajomego.

-Czterysta kilometrów? Myślałem, że dostała się na UW -rzucił niby mimochodem blondyn, nachylając się do przodu i opierając łokcie na kolanach.

-Bo się dostała, ale stwierdziła, że medycyna na UJ jest na minimalnie lepszym poziomie i zdecydowała się na Kraków, obecnie góruje w rankingach -wzruszył ciężko ramionami i odwrócił wzrok, jakby zbierając myśli. -Bardzo jej na tym zależy, jest...ambitna. I może łatwiej przyszłoby mi to wszystko, gdyby nie fakt, że ta różnica wcale nie jest jakaś ogromna, może punkt, może dwa... W dodatku teraz, gdy...-wziął głęboki wdech. -...no tak, ale to nie jest jakieś istotne. Ważne żeby była szczęśliwa, prawda? -w momencie zmienił swój humor i popatrzył w stronę żony, która właśnie niosła tackę z kawą.

Reynolds nie odpowiedział. Zacisnął niezauważalnie szczękę i opadł na oparcie kanapy.

Nic mu nie powiedziała. Nawet słowa. Zauważył, że ostatnimi czasy była jakaś rozkojarzona, mniej wesoła, ale nie sądził, że ich rozłąka będzie aż tak ogromna i w dodatku sama się na to zdecydowała nie uzgadniając z nim niczego.

Jego towarzysze rozpoczęli niezobowiązującą na razie rozmowę, w której nawet nie miał zamiaru uczestniczyć.

Był wściekły. Okłamała go. Był pewien, że Arya wybiera się na Uniwersytet Warszawski, że będzie mógł się z nią widywać, poświęci te godzinę na dojazd byle tylko się z nią zobaczyć. A teraz? Czterysta kilometrów i nawet nie raczyła go o tym poinformować? Zacisnął dłonie w pięści i wyrwał się z koła przemyśleń. Popatrzył wymownie na dwójkę gospodarzy siedzących naprzeciw niego.

WOW (Część II) Właśnie Cię KochałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz