Rozdział 15

156 5 1
                                    

Pożegnał się z klasą gdy tylko zabrzmiał dzwonek, a kiedy ostatni uczeń przeszedł przez próg, zamykając za sobą drzwi -westchnął ciężko, oparł tył głowy o ścianę i zakrył twarz dłońmi.

Koniec. Czas jego lekcji właśnie się skończył i mógł już spokojnie wracać do domu. Jednak nie robiło mu to już większej różnicy. To czy zostanie tutaj, czy może wróci do swoich przysłowiowych czterech ścian. Od tamtego sierpniowego dnia miał wszystko gdzieś. Było mu obojętne gdzie się znajduje, z kim i jak długo. Tamtego dnia jego życie straciło jakikolwiek sens. Przez jakiś czas myślał, że się z tego pozbiera, że z czasem zapomni o bólu i pustce, obecnie znajdującej się w miejscu, gdzie kiedyś było jego serce. Tak się jednak nie stało i stracił już nadzieję, że kiedykolwiek to się stanie.

Wstał i oparł czoło o zimną powierzchnię ściany.

Nie mógł jej zrozumieć. Próbował tak wiele razy, ale nadal nie rozumiał. Po tym co zrobił na początku wakacji, powinna ostatecznie z nim zostać. Na zawsze. Już prawie rzucił dla niej wszystko, a ona tym wzgardziła. Czuł, że ma wątpliwości, że w pewnym momencie postanowi coś z tymi wątpliwościami zrobić i dlatego podjął takie, a nie inne kroki. Był przekonany, że to usunie problem, a ona nawet o tym nie wspomniała, odchodząc. Jakby to nie miało znaczenia, a miało. Bardzo duże. Usilnie starał się to zrozumieć, ale nie potrafił.

Odsunął się od ściany i przetarł oczy, po czym zrezygnowany opuścił ręce wzdłuż ciała.

-Dlaczego? -szepnął sam do siebie, unosząc wzrok ku górze.

Robił to codziennie od tych dziesięciu miesięcy, które spędził bez niej. Żadne inne pytanie nie wydawało mu się tak ważne jak to. Kryło się pod nim tak wiele, że czasem bolała go od tego głowa.

Nic mu się nie udawało. Jego, dość specyficzny momentami, humor -zniknął. Jego miano jednego z najlepszych nauczycieli w szkole również. W pewnym momencie stał się kimś kto nie zasługuje na żadne miano. Był po prostu kolejnym nauczycielem, któremu brak chęci do życia i charyzmy.

Z Alice prawie w ogóle nie rozmawiał, chyba, że było to konieczne. W końcu rzadko się widywali i tak czy siak -nie widział w tym sensu. Ona nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale co go to obchodziło?

Nic. Kompletnie nic.

Jedyne czym się przejmował, wszystko na czym mu obecnie zależało to były dzieci. Nie wiedział czy to dlatego, że nagle poczuł potrzebę wychowania swojego potomstwa, czy to raczej przez nią...

Zacisnął powieki oraz usta. Każda, nawet najdrobniejsza myśl o niej niszczyła go na nowo. Uderzył pięścią w ścianę i warknął „cholera" pod nosem, ponownie przyciskając czoło do ściany.

Był prawie pewny, że gdyby teraz stanęła przed nim to by ją zamordował. Uśmiechnął się krzywo na tę myśl.

Gówno prawda. Rozbeczałbyś się jak małe dziecko -pomyślał i westchnął długo, przeciągle.

Zajął się dziećmi bardziej niż czymkolwiek innym, bo...skoro ona zostawiła go, porzuciła, wdeptała jego duszę w grząską, brudną ziemię dla szczęścia tych dzieci, dlatego, że wiedziała ile on dla nich znaczy, to nie mógł zmarnować tej ofiary. Chociaż wydawała mu się zbyt wysoka.

Przez ten długi czas bez niej wyobrażał sobie milion razy jak znów ją spotyka, chociażby przypadkiem, na ulicy... i ona skruszona błaga go o przebaczenie. Wiedział, że nigdy by tego nie zrobiła, a on tak naprawdę nawet by tego nie chciał, ale mimo to miał przed oczami jej zapłakaną twarz i wyobrażał sobie, że patrzy na nią z góry, najzimniejszym i okrutnym spojrzeniem i odwraca się do niej plecami z pogardą.

Zrobiły to? Nie.

Ale chciałby.

***

Nie chciał jej stracić. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić jak to się dzieje. Była całym jego światem. Całym jego życiem. Każdym dniem. Najlepszymi wspomnieniami. Najlepszą możliwą rzeczywistością. Funkcjonowanie bez jej bliskości oraz poczucia, że ona gdzieś tam jest i czuje to samo co on było tak nierealne jak bezpieczne postawienie stopy na słońcu. Trzymał się jej najmocniej jak potrafił, bo tylko ona utrzymywała go na powierzchni, ponad tym mrokiem. Nie pozwalała mu zatonąć w obojętności i nachalnej przeszłości, która podążała za nim nieustannie. W jej dotyku potrafił odnaleźć każdy istotny czynnik niezbędny do życia. Gdy była blisko nic nie miało znaczenia. Wiedział, że jego miejsce jest przy niej. Nie był w stanie nawet pomyśleć o tym, że jej oczy -najwspanialszy widok jaki dany mu było oglądać, odzwierciedlenie duszy, którą tak wielbił -już nie zapłoną pod jego szarym spojrzeniem, że nie dojrzy w nich już swojego odbicia, które wydawało się tak perfekcyjne, gdy oglądało się je w jej tęczówkach. Ta dziewczyna nie znikała sprzed jego oczu, w całej swojej okazałości podążała za nim, w każdej kolejnej sekundzie. Ona i jej głos, gorące spojrzenie i silny charakter.

Kochał ją całym sobą bardziej niż kogokolwiek i kiedykolwiek. Była najwspanialszym dziełem sztuki. Mógłby podziwiać ją godzinami i wciąż byłoby mu mało. Każdego dnia poznawał ją na nowo i za każdym razem kiedy już myślał, że żadne jej posunięcie nie będzie dla niego czymś niespodziewanym -ona go zaskakiwała. Kiedy już wydawało się, że zna ją na wylot, ona robiła coś co nawet nie przyszłoby mu do głowy. Oddałby za nią wszystko, nie ważne za jaką cenę. Był w stanie umrzeć za nią milion razy, przeżywać najgorsze tortury gdyby tylko było to konieczne i wiedział, że nigdy by tego nie żałował. Chciał do końca życia trzymać jej drobną dłoń, zamykać ją w swojej. Pilnować, by nikt nigdy jej nie skrzywdził. Przekazywać jej całe ciepło jakie posiadał. Podtrzymywać na duchu w trudnych chwilach. Ochraniać ją przed każdym możliwym zagrożeniem. Ocierać jej słone łzy i trzymać w ramionach każdej nocy. Przywoływać uśmiech na jej piękną twarz, zawsze gdy będzie tego potrzebowała. Pomagać jej w każdej dziedzinie życia, w której sama nie dawałaby sobie rady.

Chciał, ale nie mógł. Zabroniła mu.

Nigdy nie cierpiał tak jak wtedy gdy odeszła. Nie sądził, że cokolwiek może być tak bolesne. Nie sądził, że tak ogromny ból istnieje. Nawet jeśli po części zdawał sobie sprawę z tego, że ten dzień nadejdzie, to nigdy nie wyobrażał sobie, że może to być aż tak trudne. Ona stanowiła najistotniejszy punkt w jego pogmatwanym życiu. Była taką gwiazdą na niebie, wskazującą mu drogę.

Odkąd tylko ją poznał.
Odkąd tylko zrozumiał jak ważna jest dla niego.
Odkąd tylko pojął jak bardzo jej potrzebuje.
Odkąd tylko poczuł, że jego serce bije dużo mocniej i intensywniej na jej widok.
Odkąd najdrobniejsze rzeczy zaczęły kojarzyć mu się właśnie z nią.
Odkąd tylko pierwszy raz zamknął ją w swoim uścisku.
Odkąd tylko zatarli wszelkie granice jakie były na nich z góry nałożone.
Odkąd zobaczył jej mroczne spojrzenie.
Odkąd zakochał się w niej bez opamiętania.
Odkąd poznał smak jej ust.

Wszystko co miał już na zawsze należało do niej.
Jego szczęście.
Jego smutek.
Jego nadzieja.
Jego serce...jego serce też było jej.

Nawet kiedy mu je brutalnie zwróciła, pamiętnego sierpniowego wieczora to nie przyjął go z powrotem. Nie był w stanie tego zrobić. Bez niej go nie potrzebował. Bez niej jedyne co mógł zrobić -to umrzeć. 

***

WOW (Część II) Właśnie Cię KochałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz