Czekała cierpliwie, powoli przechodząc z jednej strony drogi na drugą. Nie była zdenerwowana, że powtarza tę czynność już od piętnastu minut. Rozumiała, że wyjście z domu wieczorem, kiedy ma się natrętną żonę i dwójkę dzieci, nie należy do najprostszych.
-Przepraszam...-usłyszała dźwięk jego głosu i odwróciła się w stronę jego sylwetki, wyłaniającej się powoli z ciemności.
-Nie ma za co. Można powiedzieć, że się tego spodziewałam.
Uniósł brwi pytająco.
-Tak? -stanął przed nią, a ona skinęła głową. -Dlaczego ty zawsze wszystko wiesz? Jesteś jakimś medium, czy czymś innym?
Roześmiała się, ale niezbyt szczerze.
-Powiedziałam, że się spodziewałam, a nie, że wiedziałam. To duża różnica, panie Reynolds. Chyba zdaje pan sobie sprawę z tego, że medium; czyli osoby obdarzone zdolnościami nadprzyrodzonego przewidywania przyszłości i parapsychicznego posiadania wiedzy, do której nie mają dostępu i inne tego typu stwory nie istnieją?
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Czasami jak już zaczniesz mówić to końca nie widać. Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Przecież nie mówiłem tego na serio. Zresztą, twoja odpowiedź chyba też nie była całkowicie poważna, mylę się?
-Jak już zaczniesz się mądrzyć to końca nie widać. Co z tym robić? Ignorować?
Prychnął.
-Jak już zaczniesz rzucać pytaniami retorycznymi to końca nie widać, ani nawet nie czuć. To tak specjalnie? A może ty po prostu masz zadatki na filozofa?
-Jak już zaczniesz rozmyślać to końca nigdzie nie da się dostrzec. Jesteś ofiarą schizofrenii? Przydałoby się coś z tym zrobić, przecież to poważna choroba.
-Jak już zaczniesz wymyślać bezsensowne diagnozy to głowa i ręce małe. Czyżbyś chciała zostać lekarzem? No tak, chcesz. Czekaj, czekaj! Może po prostu będziesz taką tańszą i gorszą wersją cygańskiej uzdrowicielki z rynku?
-Jak ty już coś powiesz to tylko się rzucić pod tory. Jesteś jakiś upośledzony? Mama cię nie kochała?
Zmarszczył brwi, udając wielkie oburzenie. Nie przekonał jej tym jednak.
-Przegięłaś, pani Reynolds! Prze-gie-łaś! -oznajmił, po czym zerwał się do biegu. W momencie zaczęła uciekać. Jednak, poniekąd, spodziewała się tego. Pisnęła cicho i pomknęła przed siebie.
Gonił ją, ale widać było, że nie przykłada się za bardzo do tego pościgu. Nie chciał go zakończyć. Podobał mu się.
Nie całkiem świadoma tego co robi, wbiegła w pole kukurydzy.
Przystanął na chwilę, zanim zdecydował się ruszyć za nią, rozważał wszystkie „za" i „przeciw". Jednak w końcu jego rozbawienie całą sytuacją oraz wewnętrzne dziecko -wygrało. Szybko wbiegł pomiędzy łodygi i zaczął jej szukać.-Aaaaryyyyy! -zaczął nawoływać słodko, rozglądając się uważnie we wszystkie strony. Ona jednak siedziała cicho i ani drgnęła. -No Ary, nie bądź taka! Wyjdź -kontynuował.
Zakryła usta dłonią.
-Proszę, nie rób mi przykrości. Rusz swoje kuszące cztery literki i chodź do tatusia. Pan będzie dla ciebie dobry, nawet pozwolę ci spać w moim łóżku, jak będziesz grzeczna i nie będziesz sikać po domu. No chodź do papy.
Załamała się psychicznie i nie wytrzymała. Kto by wytrzymał? Parsknęła śmiechem i upadła na kolana, zakrywając oczy dłonią. Patrzył na nią z politowaniem, jednak po chwili jej wesołość mu się udzieliła. Usiadł obok niej, a ona otarła łzy rozbawienia i popatrzyła na niego.
CZYTASZ
WOW (Część II) Właśnie Cię Kochałam
RomanceUporali się z przeszłością, teraz przyszedł czas na teraźniejszość. Czas nauki jaki pozostał Arii w liceum się kończy, a jej wątpliwości się zaczynają. Wiele rzeczy stoi pod znakiem zapytania. Zwłaszcza ich relacja. Nie łatwa droga przed nimi. Tru...