Czterdziesty drugi dzień, a my wiedzieliśmy tyle, co nic.
Czwartkowy ranek nikomu nie służył. Raz: najgorsze lekcje. Dwa: zamęt spowodowany zejściem się najpopularniejszej pary.
Ned wrócił do Sarah i wyszło mu to na dobre, a to, co czuł do Katy było tylko chwilowe. Oczywiście Sarah nadal pozostała złośliwa, ale nie aż tak jak wcześniej. Pomagała nam i to dużo, co mnie niezmiernie cieszyło.
Jonathan przeprosił Katy w zeszły piątek dokładnie sto czterdzieści pięć razy. Po usłyszeniu tej liczby, miałam niemały szok. Po co aż tyle razy? Katy mówiła też, że dla świętego spokoju mu wybaczyła, ale nadal nie była w stanie zachowywać się w stosunku do niego tak, jak do nas. Rozumiałam to, ale Hayden nie. Wpadł na genialny pomysł zeswatania tej dwójki, tylko, że jakoś mu to nie szło...
— Dobra, słuchajcie. — powiedziała Sarah, stając na schodach obok nas. — Gadałam z dziadkiem, wiele nie wyciągnęłam, ale... — uśmiechnęła się przebiegle. — Zaczęłam kręcić, że interesują mnie nietoperze i, że mam zamiar do nich wstąpić. Jego reakcja specjalnie mnie nie zaskoczyła, odwleka mnie od tego. Kiedy prowadziłam z nim konwersację, z jego gabinetu wyszedł jakiś chłopak z bransoletką nietoperzy, tuż po tym mój dziadek notował coś w takim grubaśnym notesie, schował go do szuflady i zamknął na klucz. W niedzielę go nie będzie. Włamię się do tej szufladki i zdobędę notes, a potem przekażę go wam. Nie wiem ile mnie to będzie kosztowało, ale to jest warte zachodu.
— Świetnie! — ucieszyłam się.
— Jeżeli w notesie będą szczegółowe informacje, mamy dowód. — odparł William. — A żeby było ich więcej, jak już się wszystko wyda, ty pogadasz ze swoim dziadkiem i to nagrasz, a my pogadamy z Adamem i zrobimy to samo. Zresztą, mamy też Noa, który raczej nie wystawi nas do wiatru po tym wszystkim, co dla nas zrobił.
— Też tak myślę. Ludzie, jestem taka podekscytowana! — Sarah uśmiechała się szeroko. — Czuję, jakbym na nowo się rodziła.
— To nadal nie sprawia, że zapominamy o przeszłości. — syknęła Louisa.
— Wiem, ale... Dobra, nieważne. — machnęła lekceważąco ręką i pociągnęła za sobą Neda, a potem zniknęła.
— Jesteś niesamowita. — powiedział Hayden, kiedy wszyscy się już rozeszli.
— Ja? Czemu? — byłam rozbawiona.
— Zjawiasz się i wszystko się układa, nawet moje włosy. — przeczesał je niezgrabnie dłonią.
— Nadal czekam na granatowy. — pocałowałam go w policzek i udałam się na swoją lekcję.
Miejsce obok mnie było zajęte przez Noa. Zmarszczyłam czoło, ale starałam się zachowywać normalnie.
— Co jest, że tu siedzisz? — szepnęłam do niego, zasłaniając się torbą, że niby się wypakowuję.
— Stało się coś strasznego. — w jego oczach było widać ten strach. — Nie mogę tego teraz powiedzieć. Musimy się spotkać w ustronnym miejscu.
— Okay, po tej lekcji?
— Obowiązkowo. — jego głos drżał.
* * *
Czekałam razem z Katy i Jonathanem
zniecierpliwiona na szkolnym dachu Reszta naszej gromadki uznała, że to będzie zbyt podejrzane jeżeli wszyscy nagle pójdą tam, gdzie my, więc wyszło jak wyszło. Z nerwów obgryzałam paznokcie, w międzyczasie nucąc jakąś melodię, której nie mogłam wybić z głowy od wczoraj, ale nie miałam zielonego pojęcia, co to za piosenka.— Nie wiem, jakim cudem nie wiecie. — powiedział Noa, kiedy do nasz przyszedł.
— Mów co się stało, bo zaraz zejdę na zawał. — oświadczył blondyn.
— Dzisiaj rano, w lesie powiesiło się piętnaście osób. — zamurowało mnie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć i się ruszyć.
— Jak to?! — zbulwersowała się Katy. — Dlaczego aż tak dużo, do cholery?
— Adam i poprzedni J. wprowadzili nową zasadę. Za każdego nietoperza, który odejdzie, ginie pięciu innych. Nawet jeśli nie chcieli tego zrobić, oni chodzili ze spluwą i grozili!
— To przecież chore. Z tym już trzeba na policję. — stwierdził Jonathan, a ja w stu procentach się z nim zgadzałam.
— Wiem o tym, ale jest jeszcze coś. Adam się domyślił, że wy wiecie kim on jest. Powiedział to na zebraniu, że kotwice poznały jego tożsamość, ale żebyśmy się nie martwili, on i tak dokończy to, co zaczął. Zasadę wprowadzili dlatego, że wy wiecie i uznali, że to was załamie i się poddacie. Nie wiem jak temu zaradzić, nie mamy nic, co moglibyśmy przedstawić gliną. — rozłożył ręce na znak bezradności.
— Mój Boże. — wydukałam.
— I jeszcze coś... — rzucił Jonathanowi znaczące spojrzenie. — W dzisiejszych wisielcach, znalazłem Cassidy. — niebieskie oczy chłopaka zrobiły się dziwnie duże. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie jest zamknął i ukrył twarz w dłoniach.
— To niemożliwe, powiedz, że to nieprawda. — jęknął, nie wiedziałam o co chodzi.
— Przykro mi. Nie miałem pojęcia, że ona tam w ogóle jest. Jestem tylko w jednej grupie, musiała być w innej. Myślę, że Adam specjalnie wybrał właśnie ją.
— To jakiś chory żart. — powiedział przez łzy Jonathan. — Żart! — zaśmiał się bez krzty wesołości.
— Współczuję ci. — szepnął tylko Noa.
— Skoro zabrano mi mamę, teraz siostrę, to może ja też nie powinienem żyć? — spojrzał na nas bezsilny.
Więc Cassidy była jego siostrą.
— Nawet tak nie mów. — powiedziała Katy, kładąc dłoń na jego ramieniu. Ten chłopak wręcz szlochał.
— Nie, ja muszę być z nią, przepraszam. — nie wiedziałam co miał na myśli. Wyminął nas szybkim krokiem i wtedy stało się coś, co szkoła w Kenner zapamięta na zawsze.
— JONATHAN! — wrzasnęła moja przyjaciółka, kiedy chłopak stanął na progu, zachwiał się, krzyknął i spadł. Zakryłam usta dłonią, nie mogąc nic zrobić, Noa podbiegł do miejsca, w którym przed chwilą stał blondyn.
— Boże... — szepnęła Katy, łkając.
Jonathan się zabił.
Tylko to dudniło mi w głowie. I nie zrobił tego po namyśle, zrobił to impulsywnie, w dodatku chyba nie chciał.
Kiedy wychyliłam głowę tak, jak Noa, zobaczyłam Jonathana na betonowym chodniku u podnóży budynku. Ludzie zbiegli się i stworzyli wokół niego koło, a ja patrzyłam na czerwoną czuprynę z obawą.
— Ja... — Noa złapał się za głowę.
— To nie twoja wina, nie mogłeś nic zro-zrobić... — pocieszyła go rudowłosa dziewczyna. Widziałam jak Nick i Ned podchodzą do martwego przyjaciela, a Hayden kucał i chyba płakał.
Z tyłu tłumu stał Adam, dumnie się uśmiechając.
CZYTASZ
59 Dni
Teen FictionDwa miesiące. Dwa serca. Dwie dusze. Jedno życie. ~ Nie ofiaruj komuś życia na dłonie, kiedy wiesz, że ta osoba nie jest w stanie go udźwignąć. ~ Zachowanie spokoju w sytuacji, w kt...