Rozdział 2

3.8K 229 74
                                    

Po rozpakowaniu moich wszystkich rzeczy (było ich aż pięć walizek) okazało się, że nie zajęły całego miejsca, przez co byłam bardzo zdziwiona. Ciuchów miałam tyle, że mogłabym ubrać chyba całe Kenner.

Mimo, że moja calutka kolekcja porcelanowych aniołków, książek w przeróżnych kategoriach oraz okularów, których miałam siedemnaście par, została wyłożona, wciąż jedno miejsce było puste.

 Stałam w miejscu i marszczyłam czoło myśląc nad tym, jak mogę zapełnić tę pustkę.

Przypomniałam sobie o ostatniej walizce, którą wepchnęłam pod łóżko. Skoro tutaj nikt mnie nie zna, nie będzie oceniał tego, co jest dla mnie czymś ważnym.

Zaczęłam wygrzebywać z walizki po kolei drewniane serduszka. Na każdym z nich, wycięty został cytat, czyjeś imię, tytuł piosenki. Sama to wszystko zrobiłam. Każde serce także miało inny kolor, ponieważ kochałam się w barwach świata. Niektóre, rzecz jasna, pozostawały w naturalnym kolorze, ponieważ miały swój urok. Elizabeth to wyśmiewała, wszyscy to wyśmiewali, więc po prosto powiedziałam im, że z tym skończyłam, ale tak naprawdę nigdy nie przestałam. Potrafiłam siedzieć po nocach i wycinać napisy jak opętana.

 Kiedy skończyłam zerknęłam na zegarek. Za trzy minuty miała być kolacja. Poprawiłam niedbałego koka, zmieniłam okulary, westchnęłam i zeszłam do jadalni. Już na górze czułam zapach tej pysznej zupy, ale kiedy byłam przy stole, stał się on intensywniejszy co sprawiło, że zapragnęłam zjeść całą sama. Pamiętam jej smak, choć odkąd ją jadłam minęło dziewięć lat. Usiadłam do stołu i postanowiłam poczekać na resztę. Nigdy nie zaczynałam, kiedy rodzina nie była w komplecie.

— Nick i Ned się spóźnią. — zawiadomiła mnie Gia, dosiadając się. A więc to tak mieli na imię...

— Jedz, bo wystygnie. — skinęła głową na wazę.

— Nie, ja...

— Poczekam. — wyprzedziła mnie. — Jednak twój ojciec przekazał ci podstawowe zasady zachowania. — uśmiechnęła się serdecznie, a ja to odwzajemniłam. Minęło kilka minut i siedziałyśmy w ciszy, ale nie była ona niezręczna. Nagle ktoś z impetem otworzył drzwi, a potem nimi trzasnął.

— Mamo! Mamo! — do jadalni wbiegł chłopak o włosach niczym mój tata, które się lekko kręciły. Miał nawet te same orzechowe oczy. Był wysoki i szczupły. — Jak ona... — spojrzał na mnie i zamilkł. Gia się roześmiała, a ja nie wiedziałam, o co chodzi.

— Ona już tu jest, palancie. — chłopak, który wyglądał IDENTYCZNIE, z tym, że miał okulary, zdzielił tego pierwszego po głowie.

— Eee... Cześć? — uniosłam dłoń w geście. Nie potrafiłam ogarnąć, który to który, ale na szczęście szybko to sprostowali.

— To jest Nick, ja jestem Ned. — Ned miał okulary i tylko to pozwoliło mi ich rozróżniać.

— Kurczę... — zagwizdał Nick. — Naprawdę jesteśmy rodziną? — zapytał i usiadł naprzeciwko mnie. Miał powalający uśmiech. W Miami było pełno takich przystojniaków, ale żaden z nich nie miał takiego uśmiechu.

— Nick. — spiorunował go Ned. Domyślałam się, że za tym pytaniem czai się podtekst. Ciotka nałożyła nam wszystkim danie i zajęliśmy się jedzeniem. Kiedy skończyliśmy, pomogłam jej pozbierać i pozmywać naczynia.

— Porozmawiajmy, babe! — zawołał radośnie Nick, rozkładając się na krześle. Gia pokręciła głową i gdzieś zniknęła, a ja założyłam ręce na krzyż i oparłam się o blat.

— Boże Nick, brzmisz jak idiota. — Ned przewrócił oczami i umiejscowił się obok mnie.

— Nie przejmuj się nim. To on jest tym nudniejszym i właśnie rzuciła go dziewczyna. — sprostował mój kuzyn.

— Ugh, przykro mi. — spojrzałam na niego.

— Nie ma o czym mówić. Już dawno powinienem to skończyć, ale... śmieci same się wyniosły. — wzruszył ramionami udając, że go to nie rusza, ale byłam pewna, że wewnętrznie rozdzierają go emocje.

— O czym chcesz rozmawiać, skoro już wszystko wiecie? — zapytałam Nika. Mój ojciec zdążył poinformować każdego członka rodziny, wysyłając specjalne listy, co było szczytem żenady, ale to już inna sprawa.

— Musimy cię przygotować do życia w naszej szkole. — opuścił głowę, a potem pociągnął nosem przez co się zaśmiałam.

— Nie przesadzaj, bo ją wystraszysz. — powiedział Ned.

— Wątpię. Nie ma chyba gorszej szkoły od mojej poprzedniej. — przyznałam. Szkoła, do której uczęszczałam w Miami była totalnym gównem i to jedyna rzecz, za którą nie będę tęsknić.

— Bój się Boga Lauren, skoro tak mówisz. — odparł Nick głosem spikera radiowego. — W naszej szkole panuje hierarchia. Zaczynając na totalnych przegrywach i kończąc na elicie, czyli nas. — wskazał na siebie i Neda. Uniosłam brwi.

— Wooow! Moi zacni kuzyni są popularsami w Kenner? — złapałam się za głowę.

— Nie używaj ironii. Ned już to robi. — wymieniłam spojrzenia z chłopakiem obok. Mimo, że nie widzieliśmy się szmat czasu, czułam się przy nich swobodnie.

— Yup, i ty też będziesz. — Nick wstał i nalał sobie do kubka soku jabłkowego, a potem wszystko wypił.

— A jeżeli nie chcę? Nie ukrywam, że jestem już tym zmęczona.

— Oh, ty też byłaś elitą. Nie dziwi mnie to, jesteś zajebiście ładna.

— Nick! — skarcił go brat.

— No co? Ja tylko stwierdzam fakty. — puścił mi oczko. — I tak nią będziesz. Nie jesteśmy z tych, którzy nie przyznają się do swojej rodziny. Ale nie martw się, ochronimy cię przed potencjalnym debilizmem.

— Naprawdę sprawiasz, że czuję się bezpieczniej. — przyłożyłam dłoń do serca. — Ale pozwól, że sama zdecyduję z kim chcę trzymać.

— Okay... — uniósł ręce w geście obronnym. — Ale pamiętaj, że zawsze przyjmiemy cię z otwartymi ramionami.




* * *




Wczoraj wieczorem Ned był tak miły i pokazał mi drogę do szkoły. Posiadałam dar zapamiętywania w ekspresowym tempie, więc dzisiaj bez problemu mogłam iść sama.
W uszach miałam słuchawki i słuchałam przypadkowej muzyki z radia. Miałam na sobie szare jeansy, czarne botki, białą koszulkę i granatowy, wełniany kardigan. Nie było ciepło, ale nie było też jakoś mega zimno. W nocy musiał padać deszcz, bo patrząc w drogę, co jakiś czas widziałam swoje odbicie w kałużach.

Nagle ktoś przebiegł obok mnie jednocześnie trącając mnie w ramię tak, że prawie straciłam równowagę, a następnie ktoś stanął przede mną, ale to nie ta sama osoba, która mnie popchnęła. Nie uniosłam głowy, widziałam czarne spodnie i glany w tym samym kolorze. Wyciągnęłam z uszu słuchawki.

— Nic ci nie jest? — usłyszałam melodyjny, ciepły głos więc z automatu podniosłam wzrok i lekko mnie zamurowało.

Blada twarz, bledsza niż moja. Wysokie kości policzkowe i szare oczy. Ale to nie była zwykła szarość. To było jak chmury przed burzą, które jeszcze minimalnie oświetlone są słonecznymi promieniami. I mimo, że te oczy były jednymi z najpiękniejszych jakie widziałam, to coś innego przykuło moją uwagę. Kolczyk w wardze, kolczyk w nosie, kolczyk w brwi, w lewym uchu miał czarny tunel, ale dzięki Bogu nie był on duży. W drugim uchu miał trzy kolczyki. Jeden w małżowinie, drugi tam gdzie nawet opisać nie potrafię, a trzeci w tradycyjnym miejscu.

— Halo? — pstryknął mi palcami przed twarzą, jednocześnie się uśmiechając. Trzymajcie mnie, on miał też smile'a.

— Nie, nie. — potrząsnęłam głową. Chciałam zidentyfikować kolor jego włosów, ale były schowane pod czarną czapką. Czy ten chłopak wszystko miał czarne? Może włosy też?

— W taki razie znikam. — najpierw szedł tyłem, a potem zaczął biec przodem i tyle go widziałam.

59 Dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz