Rozdział 27

1.8K 158 20
                                    

— O czym ty mówisz? — zapytał Jonathan.

— Ona nie udaje. — powtórzył z niedowierzaniem. — To nie tak miało być, nie, nie, nie. — przeczesał swoje czerwone włosy, uderzając jednocześnie głową o blat. — To się wymyka z pod kontroli, a to dopiero pierwszy dzień.

— Spokojnie, może po prostu się wczuła. — starałam się go uspokoić. Hayden ostatnimi czasami, za często się denerwował.

— Chyba kpisz. — prychnął. — Tak się wczuła, że się zauroczyła. — syknął. — Katy! — krzyknął, ale nie zareagowała. — KAT! — po tym się odwróciła. Mina jej zrzedła, ale na widok Jonathana. Leniwie oderwała się od Adama i do nas podeszła.

— Czego? Nie widzisz, że owijam go sobie wokół palca?

— Nope. — wstał. — To on, owinął sobie ciebie. — dotknął palcem jej czoła. — To nie wyjdzie, mówiłaś, że on nie jest w twoim typie, a...

— Myślisz, że się w nim zakochałam? — zapytała pretensjonalnie, zakładając ręce na krzyż.

— Nie, to niemożliwe. Nie można się zakochać od tak. — pstryknął palcem. — Zauroczyłaś się! — rzucił oskarżycielsko.

— Nawet jeśli, chyba mam prawo. — zmarszczyła czoło.

— W nim? — jęknął Jonathan.

— Co on tutaj w ogóle robi? — zmierzyła go wzrokiem. — A, no tak. Zapomniałam, jakim potulnym barankiem jesteś. — zwróciła się do brata. — Sam chciałeś, abym to uczyniła, więc czynię.

— Myślałem, że on nic dla ciebie nie znaczy.

— To Ned, nic dla mnie nie znaczy. — wycedziła przez zęby.

— Ale... — zaczęłam. — Mówiłaś zupełnie coś innego.

— Lauren, wiem, przepraszam. Miłość nie wybiera, a teraz on... — spojrzała na niego rozmarzonymi oczami. — Wydaje się być taki...

— Skończ! — wzdrygnął się Hayden. — Nie wracasz tam. — wskazał ręką w ich stronę.

— Nie będziesz mi rozkazywał.

— Siadasz tutaj, i nigdzie się nie ruszasz. — warknął, ciągnąc ją za nadgarstek. Ustąpiła mu, ale nadal była rozgniewana.

Ile jeszcze niespodzianek mnie czekało? Katy zakochana w Adamie, po kilku godzinach?

— Ile to trwa. — zapytała Lou. — Nie uwierzę, że to stało się dzisiaj.

— Sama nie wiem... Dlatego się zgodziłam, żeby się zbliżyć bez podejrzeń. — wzruszyła ramionami. — Jestem idiotką. — ukryła twarz w dłoniach.

— Jesteś. — przytaknął jej brat.

— Zakładamy klub idiotów? — rzucił Will, zerkając to na Katy, to na Jonathana. Wszyscy spiorunowali go wzrokiem.

— W tym momencie mógłby się zjawić ktoś, kto by cię poderwał. — stwierdził Hayden. — Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem. — zaśmiał się bez krzty wesołości. — Ta rozmowa jest tak głupia, że mam ochotę stracić słuch i głos.

— Zachowujesz się ostatnio, jak baba w ciąży. — zauważyłam. Odwrócił się do mnie i przekrzywił głowę w bok.

— Tak? — sarknął. — Widocznie założyłaś lepsze okulary, że to dostrzegłaś.

Zabolał mnie trochę ton, którym wypowiedział do mnie te słowa, ale starałam się go zrozumieć.

— Hayden! — warknął William. — Wyluzuj. Nie wyżywaj się na wszystkich, za swoje krzywdy, chłopie.

— Katy, muszę z tobą porozmawiać. — oznajmiła Lou. — Po tej przerwie, zabieram cię do siebie. I nawet nie próbuj protestować. — zagroziła jej palcem. — Ty też z kimś powinieneś. — skinęła na czerwonowłosego.

— Wpadłem na to. — westchnął.





* * *





— Lauren! Ktoś do ciebie! — krzyknęła z dołu Gia.

— Idę! — tak mi się chciało, jak wcale. Byłam zmęczona i chciałam iść spać. Nie przyjmować gości. Kiedy zeszłam po schodach, a w progu zobaczyłam te same glany, które nosi Hayden, byłam zszokowana. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale on tylko dołączył do mnie i zaczął prowadzić do mojego pokoju.

— Coś się stało? — zapytałam zdezorientowana, siadając na ziemi pod łóżkiem.

— Miałem z kimś pogadać, zrobię to z tobą. — wyjaśnił tak, jakby było to oczywiste. Usiadł obok mnie, w dodatku na tyle blisko, że stykaliśmy się ramionami.

— Mogłeś chociaż uprzedzić. — wymamrotałam.

— Mogłem, ale nie chciałem żebyś się niepotrzebnie ogarniała, czy coś.

Czy coś.

Czyli co?

— Ahm.

— Więc zacznę od tego, że jestem na maksa wkurzony. Na cały świat. — gestykulował rękami. — Przepraszam, że musiałaś być świadkiem mojego wybuchu. Jestem jak wulkan, kumuluję w sobie emocję i po prostu, pewnego dnia eksploduję, przy okazji robiąc innym niepotrzebny kłopot. Nie wytrzymałem i pękłem. — rozłożył ręce. — Najpierw Sarah uprzykrza życie mojej siostrze, potem robi to Adam i w sumie Ned, kłótnia z Jonathanem, odkrycie kim jest J... To wszystko spowodowało, że stałem się chodzącą bombą, którą dodatkowo naładowuje matka, każdego, pieprzonego dnia. — spuścił głowę w dół.

— Co jest z twoją mamą? — odwróciłam się do niego.

— Jestem tym dzieckiem, którego nienawidzi.

— Oh, nie mów tak. — położyłam dłoń na jego kolanie.

— Ale tak jest, Lauren. Nigdy nic jej nie zrobiłem, tylko się urodziłem. Nie będę ci streszczał całego życia, bo nie chcę żebyś płakała a wiem, że kiedy to usłyszysz, na pewno będziesz.

— W takim razie, co mogę dla ciebie zrobić?

— Być. — przeszył mnie srebrnym spojrzeniem i ścisnął moją dłoń.

— Przecież jestem. — uśmiechnęłam się, wywołując to samo, na jego twarzy.

— Uważasz, że jestem dziwny? — zapytał nagle.

— Jeśli mam być szczera, to czasem tak. Ale nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie. Podoba mi się. — wzruszyłam ramionami.

— Więc mogę mówić przy tobie cokolwiek zechcę i kiedy zechcę. — nie wiedziałam, czy twierdził, czy raczej pytał. — Katy to przeszkadza. Lou także, z Willem nie widuję się często, a twoi kuzyni patrzą na mnie, jak na debila. — zaśmiał się.

— Znaczy... Wolałabym, żebyś nie mówił jakiś rzeczy typu: Zabiłbym człowieka i go wypatroszył, potem zjadłbym jego flaki.

— Nie wpadłem na to. — puścił mnie i wstał. — Może to ty jesteś psychopatką. — uśmiechnął się cwaniacko. Ponownie jego kolczyk przyciągnął moją uwagę. Wziął z półki jedno serce, które pomalowane było na czarny kolor. — Błąd?

— Taa... To definiuje moje poprzednie życie. Prowadziłam je w okropny sposób. — podeszłam do niego i wyrwałam mu z rak moją własność.

— Sporo tego masz, podziwiam cię. Hej, mam coś na twarzy? — pokazał na siebie.

— Co? Nie. — złapał mnie, na przypatrywaniu się w jego usta.

— Wybacz, tego nie ściągnę. — pokręcił głową.

— Nie, nie o to chodzi. — zmarszczyłam czoło. — Ja tylko... zastanawiam się, jakby to było całować się z chłopakiem, który ma kolczyk w wardze i języku. — przybiłam sobie mentalną piątkę za to, że na moje policzki nie wkradły się rumieńce.

— Ze mną, czy z chłopakiem, który ma kolczyki w wardze i języku? — zapytał, prawie szepcząc. 



59 Dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz