Rodział 40

1.7K 151 16
                                    

— Serio? Myśleliście, że wszystko wam tak łatwo pójdzie? — odwróciliśmy się, a przed nami stał Adam.

— Uwierz, pójdzie. — warknął Hayden.

— Chciałbyś. — prychnął tylko i wyrwał nam notes, a potem zaczął biec w nieokreślonym kierunku. My oczywiście zaraz za nim. Inni uczniowie patrzyli na nas jak na bandę idiotów, ale mało mnie to interesowało. Przyśpieszyłam swój bieg i nawet nie wiedziałam, że potrafię tak szybko biegać. Oczywiście nie szybciej niż chłopcy.

— Co to za pościg?! — krzyknęła jedna z woźnych, tym samym chwytając Lou i mnie za koszulki. Jęknęłam zirytowana i wyrwałam się, a następnie dogoniłam resztę. Lou jeszcze walczyła, ale finalnie także biegła z nami.

Adam wbiegł na stołówkę i stanął za znaczną grupką osób.

— Teraz to na pewno nam się uda... — westchnął William.

— Nie doceniasz nas, mały. — Ned poczochrał go po włosach i stanął tuż przed tymi ludźmi. — Hej, słuchajcie! Adam już nie jest w naszej paczce. — mój kuzyn wzruszył ramionami, a ci ludzie po prostu się rozeszli. Nie mogłam uwierzyć w łatwość tego wydarzenia.

— I co? Nadal mogę zrobić tak. — zaśmiał się złowieszczym śmiechem i roztargał jedną ze stron. — Więc: albo dacie sobie z tym spokój, albo wasze dowody pójdą spać tak, jak nietoperze.

— Dlaczego? — zapytał Hayden mierząc go wzrokiem. — Dlaczego to robisz?

— Oh, skądś trzeba mieć pieniądze, a ja? Ja tylko pomagam tym biednym ludziom zasmakować szczęścia.

— Jesteś pojebany. — syknęła Katy. — Nienawidzę cię. Przez ciebie nie żyje tak wiele osób, nie żyje Jonathan! — krzycząc jego imię, załamał się jej głos. Twarz Adama dziwnie zbladła.

— Fakt, ale to... to nie było zamierzone. Cassidy nie powiedziała mi, że jest siostrą Jonathana. Nie chciałem aby do tego doszło.

— Akurat! — sarknęłam. — Przestań kłamać w żywe oczy.

— W tej kwestii nie okłamałbym nawet największego wroga. — złapał się za serce.

— Jasne. — powiedział zdenerwowany Nick. — Ty pieprzony kretynie. — podwinął rękawy i pewnym krokiem ruszył w stronę Adama. Wyglądało to komicznie, kiedy chłopak nie miał gdzie uciec i powoli wciskał się do ściany, a jego mina wyrażała totalne przerażenie.

— Oddawaj to. — warknął mój kuzyn.

— N-nie...

— DAWAJ! — przerwał mu, przystawiając pięść do jego nosa.

— Nie musisz tego robić Nick, możesz dołączyć do nas. — próbował się bronić. Parsknęliśmy wszyscy śmiechem, kiedy to powiedział.

— Puknij się w łeb. I to mocno. — szarpnął za notes i już był w jego rękach. Podał nam go, a następnie wymierzył cios w stronę swojego byłego przyjaciela, odwrócił się na pięcie i odszedł dumnie unosząc głowę.

— Widzisz? Poszło ŁATWIUTKO. — odparł Hayden, nachylając się nad Adamem.

— Ta... — trzymał się za obolałe miejsce. — Sam, nie zrobiłbyś nic.

— Oh, czyżby? — uśmiechnął się najszerzej jak mógł i również go uderzył. — Ludzie się zmieniają. Jedni na lepsze. — spojrzał na Sarah. — Inni na gorsze... — pokazał na siebie. — A jeszcze inni na totalnych sukinsynów. — tu dotknął go palcem w nos. — Bywaj. — szepnął, pstrykając go w czoło.






59 Dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz