Obudził mnie stukot naczyń i pomyślałem, że to mama szykująca śniadanie, jednak kiedy otworzyłem oczy, nie znajdowałem się w swoim pokoju, tylko w elegancko urządzonej sypialni z dwuosobowym łóżkiem. „Więc jednak to wszystko nie był sen..." Podniosłem się i przetarłem zaspane oczy. Wyszedłem z pomieszczenia i zobaczyłem pana Asahare smażącego coś na patelni w kuchni.
- Już wstałeś ? - zapytał, patrząc w moją stronę i nakładając na talerze dopiero co usmażone jajka.
- Ta — odparłem zdołowany, podchodząc do stołu.
Po zjedzeniu śniadania pan Asahara włączył telewizor, gdzie nieustannie nadawano ten sam komunikat, by nie opuszczać swoich domów i nie zbliżać się do zarażonych wirusem osób. Poprosiłem go o kluczyki do samochodu, by zabrać stamtąd swój plecak. Kiedy miałem zamiar wyjść już z garażu, nagle usłyszałem szczekającego za bramą psa. Hałasem zainteresowała się dwójka zarażonych, włócząca się po ulicy przed domem i po chwili ruszyła w jego kierunku. Kucnąłem pod bramą i zacząłem go nawoływać. Nie należał do największych, więc bez problemu przecisnąłby się pod furtką. Ten jednak ani drgnął. Potwory były coraz bliżej i po chwili usłyszałem, jak pies zaczyna warczeć. Nie wiedząc co robić, pobiegłem z powrotem do garażu i wziąłem łom leżący na stercie narzędzi. Pilotem uchyliłem w bramie niewielką szczelinę, tak by do środka nie dostał się żaden z nich i z walącym jak młot sercem wyszedłem na ulicę.
- Ej wy! - zawołałem, a dwójka zarażonych momentalnie odwróciła się w moją stronę.
Zawarczeli groźnie i ruszyli w moim kierunku, chwiejąc się na wszystkie strony. Przerażony uniosłem do góry łom i kiedy jeden z nich był już dostatecznie blisko, zamachnąłem się. Narzędzie uderzyło potwora w twarz, wydając przy tym dźwięk łamiącej się szczęki. Nie zrobiło to jednak na nim zbyt dużego wrażenia, gdyż kilka sekund później znów ruszył w moim kierunku. Cofnąłem się o kilka kroków i zaraz zauważyłem, jak zza zakrętu za mną wyłania się kolejna dwójka potworów.
- Oszalałeś ?! - krzyknął pan Asahara, przyciągnięty najwidoczniej hałasem, jaki wywołałem.
Wziął do rąk łopatę opartą o garaż i ruszył ku bramie. Okazało się jednak, iż szczelina jest dla niego za wąska, więc popchnął ją z całej siły i po chwili brama ustąpiła. Wybiegł na ulicę i szybkim ruchem uderzył zbliżającego się do mnie potwora, który po tak mocnym ciosie upadł na jezdnię. Zaraz po tym zajął się drugim z nich, a ja w międzyczasie podbiegłem do przerażonego psa i wziąłem go na ręce. Potwory wstały z jezdni gotowe do kolejnego ataku i po chwili dołączyła do nich zbliżająca się pozostała dwójka umarlaków. Oboje czym prędzej wróciliśmy za bramę, którą z trudem udało się zamknąć nauczycielowi. Zgromadzeni zarażeni napierali na nią, próbując dostać się do środka. Pan Asahara spojrzał na mnie rozwścieczony i ruszył w kierunku drzwi. Po chwili byliśmy z powrotem w salonie.
- Mogłeś tam zginąć! - krzyknął wściekły, odwracając się w moją stronę i sprawiając, że przerażony pies schował się pod stołem.
- Przecież nie mogłem go tam zostawić.
- A co gdybym cię nie usłyszał i nie przyszedł ? Chcesz skończyć jak twoi rodzice ?! - krzyknął, ale po chwili się zawahał.
Spojrzałem na niego ze złością, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Pobiegłem do sypialni, słysząc za sobą jego wołanie. Położyłem się na łóżku, zalewając się łzami na myśl, że już nigdy więcej nie zobaczę swoich rodziców i nadal nie mogąc uwierzyć w to, co dzieje się na zewnątrz. Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich pan Asahara. Po chwili wszedł do środka, siadając po drugiej stronie łóżka. Widząc to, odwróciłem się do niego plecami.
-Yoichi.
Zdziwiłem się, słysząc ,jak pierwszy raz zwraca się do mnie po imieniu, ale to i tak nie sprawiło, że przestałem się na niego złościć, więc nie odwróciłem się.
- Nie powinienem był tego mówić-powiedział po chwili ciszy.
„No co ty" pomyślałem. Pan Asahara czekał jeszcze chwilę, prawdopodobnie na to aż coś powiem, jednak nie miałem zamiaru tego robić. Nie czekając dłużej, wstał i skierował się w stronę wyjścia z sypialni.
- Przepraszam — powiedział i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Podniosłem się i otarłem ręką mokre oczy. Po pewnym czasie, gdy nie byłem już tak bardzo zdenerwowany, wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Pan Asahara widząc mnie, uniósł lekko brwi i położył na podłodze talerz z wyciągniętym z lodówki kurczakiem. Pies zaraz wybiegł spod stołu, rzucając się na jedzenie. Był to niewielki mops, na którego obroży wyryty był napis „Shiro". Wyjąłem z plecaka telefon i zdziwiony zobaczyłem kilkanaście nieodebranych połączeń. Wszystkie były od Haru. Szybko wybrałem jego numer, ale kobiecy głos poinformował mnie o braku zasięgu.
- Wszystko okej ?- zapytał, widząc jak patrze zaniepokojony w telefon.
- Nie mogę dodzwonić się do Haru — powiedziałem, spoglądając na niego.
- Może spróbuj z mojego — nauczyciel podszedł do mnie i podał mi swój telefon.
Wziąłem go i wybrałem numer przyjaciela. Zaskoczony usłyszałem sygnał i po chwili ktoś odebrał.
- Halo ? Haru?
- Yoichi to ty ? - zapytał niewyraźnie, gdyż zasięg był bardzo słaby. Słysząc go, zerwałem się z kanapy.
- To Yoichi ? - usłyszałem drugi głos należący do Minami.
- Nic wam nie jest? Gdzie jesteście?
- Ukryliśmy się w sklepie obok parku- było słychać go coraz mniej wyraźnie. - A ty ? Gdzie jesteś i czyj to numer?
Zawahałem się, ale zaraz odpowiedziałem.
- Pana Asahary — ściszyłem głos, ale nauczyciel i tak zerknął w moją stronę.
- Co?! Jesteś z nim? - zapytał zdziwiony i nagle usłyszałem w słuchawce dźwięk rozbijanego szkła, a po chwili krzyk Minami.
- Haru ?!
- Zablokuj drzwi! - krzyknął najprawdopodobniej do Minami.
- Co tam się dzieje?! Haru ? - popatrzyłem na ekran telefonu, który wskazywał, iż rozmowa się zakończyła.
Spróbowałem zadzwonić jeszcze raz, jednak nic to nie dało. Oddałem telefon Panu Asaharze, po czym opadłem na kanapę, chowając twarz w dłoniach.
- Co z nim ?
- Nie wiem... mam już tego wszystkiego dość.
Nauczyciel usiadł obok mnie, wzdychając ciężko. Nagle podszedł do nas Shiro, oblizujący się po zjedzonym posiłku. Wziąłem go na kolana i zacząłem głaskać. Oczy zaczęły mi się przymykać i sam nie wiem, kiedy zasnąłem. Obudziłem się z głową opartą o ramię pana Asahary, który najwyraźniej również zasnął. Po chwili jego oczy otworzyły się i popatrzyliśmy na siebie zdziwieni, odsuwając się od siebie. Wieczorem prąd wyłączał się kilka razy, pochłaniając dom i całą okolicę w ciemności na parę minut. Co jakiś czas nadal słychać było krzyki, a komunikaty ogłaszane w telewizji ucichły i na każdym kanale można było zobaczyć już jedynie kolorowe paski. W pewnym momencie brak prądu nie minął i zaniepokojeni wyszliśmy na balkon, przyglądając się ogarniającej nas ciemności. Nagle brama, w której najwyraźniej spowodowało to jakieś spięcie, otworzyła się i po chwili obserwowaliśmy z szeroko otwartymi oczami wlewający się do środka tłum potworów.

CZYTASZ
Infekcja
RomanceKiedy siedemnastoletni Yoichi wraca ze szkoły, nagle wpada na niego nieznajomy mężczyzna, który okazuje się być bardzo oschły. Chłopak ucieka mając nadzieję, iż nigdy więcej już go nie spotka. Na następny dzień okazuje się jednak iż jest to nowy nau...