Rozdział 9

639 54 9
                                    


Obudził mnie stukot deszczu uderzającego w szybę. Zobaczyłem, że moje wywalone na wszystkie strony ręce i nogi, były na Panu Asaharze. Nauczyciel, który najwyraźniej obudził się chwilę przede mną, patrzył na mnie poirytowany. Aya wraz z Hayato, stali w rogu pomieszczenia, przygotowując śniadanie i chichocząc najwyraźniej z tej sytuacji. Podniosłem się szybko na nogi, oczywiście musząc poślizgnąć się na jednym ze śpiworów. Poleciałem prosto na powieszone ubrania, zrzucając je wszystkie na podłogę i myśląc, że czasem naprawdę przeklinam moje potykające się o wszystko upośledzone nogi. Kyoko siedząca pod ścianą i kolorująca jedną z kolorowanek, wybuchła śmiechem i miałem wrażenie, jakby zaraz miała się udusić. Zdezorientowany Shiro patrzył na nas z szeroko otwartymi oczami.
- Nic ci nie jest Yoichi ? - zapytała Aya, powstrzymując się od śmiechu. Po chwili jednak nie wytrzymała.
- Nie, nic — naburmuszyłem się.
Zaraz jednak również się zaśmiałem, rozbawiony Kyoko, która brzmiała w tej chwili już bardziej jak dusząca się foka. Pan Asahara wywrócił oczami i wstał, by pomoc mi pozbierać rozrzucone ubrania. Po zjedzeniu śniadania postanowiliśmy rozdzielić się i poszukać jakiejś broni lub czegoś, co mogłoby się nam przydać. Przebraliśmy się w suche już ubrania i przygotowaliśmy do wyjścia, odsuwając spod drzwi masywny regał.
- Chce iść z Shirusiem! - oznajmiła Kyoko, biorąc na ręce psa.
- Yoichi, weźniesz ją ze sobą ? - zapytała Aya z niezmiennym uśmiechem.
- Pewnie.
- W takim razie Ren możesz iść z nami — zaproponował Hayato. - Nie martw się, dzieciakom nic nie będzie — dodał, widząc wahania nauczyciela.
- No nie wiem- powiedział, patrząc na mnie jak na sierotę, która niczego nie potrafi zrobić i moja twarz od razu przybrała grymas niezadowolenia.
- Damy sobie rade- powiedziałem, chwytając za rękę Kyoko i schodząc po schodach, prowadzących na parter. Słyszałem, jak pozostali idą na piętro wyżej. Czy on naprawdę miał mnie za aż taką ciotę? Przecież przeszukaliśmy szkołe, więc co złego mogło się stać? Shiro, kiedy tylko znalazł się na podłodze, załatwił się na środku korytarza. Miałem wielką nadzieję, że w drodze powrotnej nie wdepnę w zostawioną przez niego niespodziankę. Na jednym z korytarzy znaleźliśmy siekierę powieszoną za niewielką szybą. Potrzebowałem, więc czegoś, czym mógłbym ją rozbić. Po nieudanych poszukiwaniach, w końcu zabrałem jedno z krzeseł znajdujących się w pokoju nauczycielskim.
- Odsuń się Kyoko — powiedziałem, unosząc do góry krzesło.
Dziewczynka ponownie wzięła Shiro na ręce i cofnęła się o kilka kroków. Zamachnąłem się, a szyba momentalnie roztrzaskała się na malutkie kawałeczki. Wyjąłem ze środka siekierę, starając się nie pokaleczyć rozbitym szkłem. Była cięższa, niż się spodziewałem. Po chwili udaliśmy się na stołówkę, gdzie od razu uderzył w nas zapach zepsutego jedzenia. Weszliśmy do kuchni, zatykając swoje nosy. Dziewczynka podbiegła do jednej z szafek, zauważając karton wypełniony czekoladkami. Zjedliśmy kilka z uśmiechem, a resztę Kyoko spakowała do swojego różowego plecaczka. Większość jedzenia znalezionego w kuchni była do podgrzania albo w piekarniku, albo mikrofali, więc niestety, tak czy siak, nie mielibyśmy, jak go przyrządzić z powodu braku prądu. Znalazłem za to kilka puszek owoców i zup. Wychodzi więc na to, że w szkole karmili nas puszkowym jedzeniem. Schowałem wszystko do plecaka i zobaczyłem, że w środku nadal miałem zeszyty oraz kilka książek. Niechętnie wyjąłem je i zostawiłem na podłodze w kuchni, by w plecaku było więcej miejsca. Były wszystkim, co zostało mi po normalnym świecie, więc trudno było mi się z nimi rozstać. Zachowałem jedynie mój piórnik, gdzie znajdowały się mazaki w prawdopodobnie każdym kolorze, jaki mógłtylko istnieć. Zawsze rysowałem nimi różne postacie z komiksów, gdy nudziłem się na lekcji. Teraz raczej nie były mi już potrzebne, więc dałem je Kyoko, która aż podskoczyła ze szczęścia na ich widok. Nie mogłem znaleźć swojego portfela, dlatego miałem nadzieję, że wypadł gdzieś w samochodzie. Były w nim zdjęcia rodziców, więc za nic nie mogłem go zgubić. Telefon również gdzieś zniknął, ale i tak nie miałbym, jak go naładować. Wyszliśmy z kuchni i ruszyliśmy w stronę schodów. Przechodząc obok drzwi wyjściowych, kątem oka zobaczyłem na zewnątrz jakiś ruch. Zbliżyłem się do oszklonych drzwi, rozglądając się po parkingu przed szkolą. Nikogo tam nie było. Nagle jednak na drzwi rzucił się jeden z zarażonych, waląc w nie i brudząc od krwi. Odskoczyłem przerażony, ledwo co się nie przewracając. Nie rozumiałem, skąd mógł się tu wziąć, przecież brama nadal była zamknięta. Czyżby w plocie była jakaś dziura ? Jak mogliśmy tego nie sprawdzić? Za umarlakiem pojawiło się dwóch kolejnych i po chwili zgromadziło się ich z co najmniej dwudziestu. Musieliśmy jak najszybciej powiadomić o tym resztę, ale nagle drzwi otworzyły się i do środka zaczął wchodzić cały tłum wyjących przeraźliwie zarażonych. Chwyciłem Kyoko za rękę i pobiegłem wzdłuż korytarza, ciągnąć ją za sobą. Przerażony Shiro biegł za nami. Na nasze szczęście jeden ze schowków na miotły był otwarty. Szybko wbiegliśmy do środka, ledwo co nie dając się im złapać. Pies schował się do jednego z przewróconych kartonów i czułem, z prędko stamtąd nie wyjdzie. Zabarykadowałem drzwi jedną z mioteł, ale nie miałem pewności, na ile ich to powstrzyma. Tłum umarlaków walił i napierał na drzwi, za wszelką cenę chcąc dostać się do środka.
- Chce do mamy — Kyoko wybuchła płaczam.
Przytuliłem ją, starając się jakaś ją uspokoić, jednak nic to nie dało. Dziewczynka nie miała zamiaru przestać płakać. Nie dziwiłem się jej, bo sam miałem ochotę rozbeczeć się ze strachu. Miałem nadzieję, że wkrótce znudzą się i odejdą. Co jednak z resztą ? Nie mieli przecież pojęcia, że zarażeni są w szkole. Tak jak się spodziewałem, szczotka nie mogła na długo ich zatrzymać, gdyż upadla wygięta na podłogę, a drzwi zaczęły się uchylać. Pchałem je, starając się nie wpuścić do środka żadnego z nich. Chyba jeszcze nigdy nie bylem tak przerażony.
- Kyoko siekiera! - krzyknąłem, ledwo co dając radę utrzymać drzwi.
Przerażona dziewczynka spojrzała na narzędzie i z trzęsącymi się rękoma, podała mi je.
- Schowaj się gdzieś.
Dziewczynka posłusznie schowała się za jednym z koszy na śmieci, zabierając ze sobą Shiro kulącego się w kartonie. Puściłem drzwi, od razu wbijając siekierę w czaszkę jednego z tych potworów, który sekundę później upadł na podłogę. Było ich tak wielu, że wiedziałem, że nie mam szans, ale musiałem odwrócić ich uwagę od Kyoko i Shiro. Już miałem zamiar wycelować siekierą w kolejnego, kiedy to nagle usłyszałem strzały i kilku z zarażonych upadło bez ruchu. Do pozostałych truposzy stojących przed drzwiami składzika podbiegł Hayato, trzymający młotek i szybkim ruchem roztrzaskał głowy dwójce z nich. Zaraz za nim zjawił się pan Asahara, trzymający pistolet i Aya z ogromnym kuchennym nożem. Znów usłyszałem strzały i po chwili wszyscy zarażeni leżeli martwi. Podwójnie martwi... Zza kosza wyszła Kyoko, trzymająca na rękach Shiro i trzęsąca się ze strachu.

- Mamo! - wybiegła ze składziku i przytuliła się do Ayi, ponownie wybuchając płaczem.
- Kochanie nic ci nie jest ? - zapytała przerażona.
- Yoichi mnie uratował — wydukała przez łzy i Aya wraz z Hayato popatrzyli na mnie z wdzięcznością, tuląc się do córki.
- W porządku? - zapytał pan Asahara z troską w głosie i podszedł do mnie.
- Tak — starałem uspokoić się trzęsący głos. W rzeczywistości bylem przerażony.
Nauczyciel najwyraźniej to zauważając, przytulił mnie. W tej chwili miałem gdzieś jakiekolwiek wewnętrzne sprzeciwy i wtuliłem się mocno w objęcia nauczyciela, czując, jak to potworne uczycie strachu, powoli znika. Zobaczyłem ukradkiem, że kącik ust nauczyciela lekko się podniósł. O dziwo nie był to jednak jego standardowy podły uśmieszek.
- Dyrektor trzyma w gabinecie ciekawe rzeczy- powiedział nagle, odsuwając mnie lekko od siebie i chowając za pasek pistolet.
Zdziwiłem się, słysząc, że pistolet należał do dyrektora. Po co trzymał go w szkole ? Chyba jednak nie powinienem się tym już przejmować.
- Lepiej chodźmy, za nim przyjdzie ich więcej — powiedziałem, zakładając na plecy swój plecak.
- Racja- zgodził się Hayato.
- Co z naszymi rzeczami na górze ? - zapytała Aya.
- Chyba lepiej nie ryzykować dla paru ubrań i kolorowanki — powiedział nauczyciel. Kyoko zasmuciła się, słysząc to. - Nie martw się, obiecuję, że znajdziemy ci nową — dodał nauczyciel, widząc minę dziewczynki.
Czyżby przeszedł pięciominutową przemianę w miłego człowieka? Zdecydowanie było to podejrzane. Jeszcze wczoraj był oschły dla całej trójki, a teraz dogadywał się z nimi,jak gdyby znali się całe życie. A może po prostu za wszelką cenę nie ufał nowo poznanym ludziom. Cóż mniejsza z tym. Najważniejsze, że w końcu się dogadują. Nauczyciel patrzył na mnie, marszcząc brwi. Najwidoczniej widział mój grymas, który w sekundę zamienił się w uśmiech. Chyba wole nie wnikać za jak dużego dziwaka mnie uważa. Wszyscy ruszyliśmy do wyjścia, które calutkie umazane było od krwi. Shiro omijał mokre plamy, jakby w obawie, że ubrudzi swoje idealnie czyste łapki. Weszliśmy na szkolny parking, zatrzymując się przy samochodzie pana Asahary. Nie rozumieliśmy, którędy mogli wejść zarażeni, gdyż płot nie był w żadnym miejscu uszkodzony, a brama była solidnie zamknięta.
- A może pojedziemy tym ? - zapytał nauczyciel, wskazując na szkolny autobus wycieczkowy.
Wszyscy bez zastanowienia się zgodziliśmy. Pan Asahara udał się więc do pokoju nauczycielskiego po kluczyki. Hayato mimo jego zapewnień, iż może pójść sam, udał się razem z nim na wypadek, gdyby jednak jacyś zarażeni byli jeszcze w środku. Razem z Ayą i Kyoko zajęliśmy się zabraniem z samochodu nauczyciela wszystkich pozostałych tam rzeczy. Deszcz ponownie zmoczył nasze ubrania, ale na szczęście nie tak bardzo, jak wczoraj. Kiedy wrócili, pan Asahara usiłował otworzyć bramę guzikiem przy kluczykach, ale tym razem to nie zadziałało. Wraz z Hayato otworzyli ją wiec ręcznie, co szło dość opornie, ale w końcu im się udało. Potem rzucił kluczyki na siedzenie swojego samochodu i zamknął drzwi.
- Zostawia je pan ? - zapytałem zdziwiony.
- Mnie już się nie przydadzą — powiedział, po czym wszedł do autobusu.
Wszyscy weszliśmy do środka i po chwili ruszyliśmy w wyznaczony przez Haru adres, który na szczęście miałem w plecaku. Aya podała mi mój portfel, który znalazła w samochodzie i odetchnąłem z ulgą. Na ulicy mijały nas tłumy truposzy, jednak w autobusie czuliśmy się bezpiecznie. Miałem nadzieję, że tym razem uda mi się spotkać z przyjacielem.

Infekcja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz