«30»

89 16 17
                                    

Pov. Cameron

Popatrzyłem na syna chłopaka mojej mamy, jakkolwiek źle by to nie brzmiało. Ona też ma prawo być szczęśliwa. Moje serce na chwilę się zatrzymało kiedy okazało się, że jest to nie kto inny jak rudowłosy przyjaciel mojej miłości. Z tych wszystkich ludzi na świecie musi to być akurat on. Wszystko byłoby normalnie gdyby nie fakt, że wspomniany przez nich kilkukrotnie Cooper nie przepadał za mną, a ja nie miałem pojęcie co takiego zrobiłem, że od początku mnie nie lubił.

- My się już znamy - przemówił rudowłosy patrząc na mnie przenikliwie. Co tu się dzieje?

- Och jak dobrze. - Powiedział czarnowłosy mężczyzna klaszcząc w dłonie. - Cameron wiem o twoim problemie i dołożę wszelkich starań żeby żyło się nam razem dobrze oraz postaram się pomóc ci go rozwiąząć. - Serdeczność w jego głosie biła na kilometr i nie było tu mowy o choćby cieniu złośliwości.

Sam Cooper ożywił się słysząc jego słowa, a później jego twarzy wyrażała zamyślenie. Świetnie, że o tym też mu powiedziała, ciekawe co jeszcze.

Popatrzyłem zabójczym wzrokiem na rodzicielkę, a ona uśmiechnęła się przepraszająco. Świetnie Cooper Smith zna mój największy sekret. Życie nie może być piękniejsze.

- Może chodźmy usiąść? - Zaproponowała właścicielka domu. Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami, że są jak najbardziej za tym pomysłem. Tak więc skończyliśmy popijając sok i jedząc świerzo pieczone ciastka, o których nie miałem pojęcia.

Po godzinie goście zaczęli się zbierać do siebie, a ja opadłem na kanapę wzdychając głośno. Spojrzałem na zegar wiszący na beżowej ścianie naszego dużego salonu. Ze spokojem mogłem stwierdzić, że miałem jeszcze sporo czasu do wyjścia z Lukasem. Tak więc ruszyłem na spotkanie z Jace'm i Nocnymi Łowcami.

Była to już czterdziesta strona, którą przeczytałem kiedy usłyszałem stłumione głosy dochodzące z dołu. Zerwałem się na równe nogi kiedy dotarło do mnie, która jest godzina i że brunet powinien już tu być.

Szybko zbiegłem na dół i jakie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że zostałem w nim sam.

Zatrzymałem się w połowie słysząc kroki za sobą i skrzypienie schodów. Odwróciłem się i ujrzałem mężczyznę w czarnych ubraniach. Kaptur zakrył całą jego twarz.

Spojrzał na mnie, a ja czułem jak całe powietrze ze mnie ulatuje. Cofałem się coraz bardziej, znałem to spojrzenie. Znałem je zbyt dobrze i nawet w największej ciemności bym je rozpoznał.

To nie mógł być on.
Zaczął zbliżać się w moją stronę, byłem spanikowany tak bardzo jak tamtego dnia.

Wszystkie koszmary stały się zbyt realne.

- Dawno się nie widzieliśmy - powiedział z przerażającą kpiną. Przez moment miałem wrażenie jakby to co się działo było snem. Nie mogłem krzyczeć o pomoc będąc sparaliżowanym ze strachu. - Cameron

Wyciągnął dłoń w stronę mojej twarzy robiąc przy tym kolejny krok. Podłoga nieprzyjemnie zaskrzypiała pod jego ciężarem.

- Słyszałem, że jesteś zbyt cichy -zaśmiał się jak ostatni szaleniec.

Kręciłem panicznie głową jednak to nic nie dawało.

Zbyt skupiony na mężczyźnie potknąłem się i czułem jak lecę do tyłu.

Na nic zdały się moje próby złapania równowagi.

Cameron, koniec jest blisko.

Głos w mojej głowie mówił mi, że to nie skończy się dobrze.

Krzyknąłem głośno gdy moje ciało uderzyło z hukiem o podłogę.

- Kurwa - wydostało się z moich ust.

Otumaniony bólem nie zwróciłem uwagę na nic poza uciekającym przez okno mężczyzną z moich najgorszych koszmarów.

- Do zobaczenia - usłyszałem jego roześmiany głos.

Nie mogłem pozbyć się spojrzenia oczu, których tak się bałem.

Czułem się jak ostatni tchórz.

Niezdolny do ruchu jeknąłem głośno na ból.

Zmęczenie otuliło mnie jednak nie mogłem zasnąć. Żałowałem, że zostałem sam.

Żałowałem też tego, że nie miałem ze sobą telefonu.

Żałowałem, że nie było tu Lukasa.

Nie miałem jak sobie pomóc.

Powieki były coraz cięższe, a moje ciało stawało się coraz lżejsze.

Zamknąłem je, a łzy, które się w nich zebrały spłynęły po moich policzkach uderzając głośno o ziemię. Jedyne co słyszałem to krzyk i dudanienie w moich uszach. Z moich ust wydostał się cichy szept.

- Ratunku.

POV. Lukas

- Umówiłem się z nim. - Powiedziałem w duchu będąc szczęśliwym. Na zewnątrz powaga, która ode mnie biła sprawiła, że chłopak się zdenerwował.

- Co? Z tą niemową? Oszalałeś? - rudowłosy warknął zły.

- Co? - Spojrzałem na niego zdezorientowany.

- Cameron nie mówi. - Zacisnął szczęke wpatrując się we mnie intensywnie. - Carter stać cię na kogoś lepszego.

Złość zaczęła we mnie buzować. Nie miał prawa tego mówić.

Złapał się za twarz i odwrócił ją pod wpływem uderzenia.

- Nawet tak kurwa nie mów - warknąłem do niego. Pierwszy raz odkąd znam Cooper'a go uderzyłem. To się nigdy nie zdarzało, nawet gdy się kłóciliśmy.

Nikt nie jest lepszy niż Cameron.

- Och Carter nie mów mi, że się zakochałeś. - Dziwny uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Ty, który nie znosisz takich osób jak Cameron. Chcesz być jednym z nich?

Nigdy tego nie mówiłem, ale Cooper to straszny homofob. Nie wiem co mu zrobili geje, ale nienawidzi ich z całego serca. Tak jak ja.

Czy Cameron jest gejem?

To niemożliwe.

- Pieprz się Cooper -powiedziałem trzaskając drzawimi przy wyjściu.

Kierowałem się do domu szatyna. Chciałem z nim wyjaśnić to czego się dowiedziałem. Powinienem już dawno u niego być. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zły, że się spóźniłem.

Zapukałem w drzwi jego białego domu.

- Cameron otwieraj! - zaniepokoiłem się bo chłopak zawsze otwierał je niemalże od razu.

Czyżby mnie wystawił?

a/n: Oficjalnie wracam do pisania po dłuższej przerwie. Mam w planach skończyć pisać to opowiadanie, więc wyczekujcie nowych rozdziałów!

Myślę żeby następne rozdziały pisać w narracji trzecioosobowej, co myślicie?

I wszystkim innym czytelnikom!
Mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do końca ❤

SILENT LOVE ➱ DARKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz