«51»

45 5 0
                                    

Cichy stukot był słyszalny niedaleko domu szatyna. Wiatr szarpał niebezpiecznie drzewa, a słońce schowało się za horyzontem. Ptaki śpiewały, a dzieci śmiały się w niebo głosy.

- Inaczej się umawialiśmy- warknął zdenerwowany Smith łapiąc swojego rozmówcę za idealnie wyprasowaną koszulę.

- Stary, chciałeś się go pozbyć więc pozbyłeś. Nie widzę problemu. - Blondyn uniósł ręce do góry w geście poddania.

- Chciałem, masz rację- rzekł rudowłosy łagodniejąc - jednak nie chciałem żeby wylądował w pierdolonym szpitalu- znów zmarszczyć brwi, a słowa wypłuwał jakby były najgorszym przekleństwem.

- Ja swoją działkę zrobiłem. Teraz twoja kolej. - Puścił go tak, że chłopiec prawie się wywrócił.

- Nienawidzę cię. - Wyciągnął portfel i zapłacił mu.

- Kochasz mnie. Inaczej byś mnie o to nie prosił, chica. - Mrugnął do niego z zadziornym uśmieszkiem.

Cameron musi zniknąć.

- Jeszcze raz taki wyskok, a się policzymy. - Naprawdę nie chciał żeby ktoś skrzywdził szatyna. Nikt oprócz niego.

Nie wiedział skąd w nim było tyle nienawiści.

Chciał go tylko nastraszyć. Tak jak wtedy gdy miał dwanaście lat i przez niego spadł ze zjeżdżalni niszcząc swój jedyny prezent od zmarłego ojca.

Tego dnia szatyn stracił przyjaciela. Tego dnia jego najlepszy przyjaciel obciął mu włosy. Tego dnia Cameron wrócił do domu nie tylko z obdartymi kolanami. Jego żebra bolały go przy każdym większym ruchu. Jego przyjaciel odebrał mu to co było dla niego najważniejsze.

Odebrał mu wszystko tylko dlatego bo był inny.

Cooper udawał, że nic się nie stało, a szatyn nie chciał tam wracać. Naprawdę nie chciał tam być. Nie chciał patrzeć na swojego przyjaciela, swoją drogą już byłego. Nie chciał żeby widział jak upada. Cameron upadł i nie miał nikogo kto by go podniósł i zapewnił, że wszystko się ułoży dobrze. Nie miał i nie chciał już mieć.

W wieku dwunastu lat zrozumiał, że przyjaciele tylko ranią. Jego głupie serce przywiązało się do rudowłosego i to bolało. Cholernie bolało, a Cameron miał ochotę wyć z bólu. Jego najlepszy przyjaciel, osoba której bezgranicznie ufał sprawiła, że poczuł się jak wyrzucona zabawka tylko dlatego,  że nie była taka jak inne. Jak więc miał ufać obcym? Jak komukolwiek miał zaufać?

Co prawda, Cameron zniknął na parę dni, ale zapewniał, że nic mu nie jest.
Wszyscy mu wierzyli gdy za maską uśmiechu ukrywał to jak zniszczony był. Nikomu nie przyszło do głowy, że ten zawsze uśmiechnięty i kochany szatyn może mieć problemy. Nikomu nie przyszło do głowy jak rozdarty w środku mógł być.

Kilka dni po powrocie do szkoły przestał mówić.

- Nie ma za co, skarbie. - chłopak wywrócił tylko oczami nic nie mówiąc.

Cameron miał słabą pamięć do ludzi.

Skąd wiedział, że spotka znów kogoś kto zmienił jego życie. Kogoś z kim miał ochotę się zaprzyjaźnić. Kogoś kto sprawił, że jego życie było okropne. Kogoś kogo twarzy nie pamiętał.

Cameron sam pchał się do piekła.

SILENT LOVE ➱ DARKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz