XIV

262 18 28
                                        

Lily wbiegła do szpitala i ciężko oddychając oparła dłonie na blacie, a recepcjonistka zmierzyła ją krzywym spojrzeniem.

     - P-przepraszam... - zaczęła, próbując dojść do siebie - Czy został tutaj przewieziony Ross Lynch?

Zirytowana kobieta w średnim wieku spojrzała na monitor oraz na dokumenty znajdujące się obok.

     - Owszem, był jedną z ofiar dzisiejszej katastrofy samolotu.

Serce Lily zamarło.

      - Czy on żyje? - zapytała z oczami pełnymi łez.

- Tak, żyje. Kim pani dla niego jest?

Lily zamilkła, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- J-jego przyjaciółką...

- Przykro mi, do sali może wejść tylko rodzina.

Po policzku dziewczyny pociekła łza, zacisnęła pięść ze złości.

- Jesteśmy dla s-siebie prawie jak rodzina... - tłumaczyła.

- To nie to samo. Nie mogę pani tam wpuścić. - Kobieta stawała się coraz bardziej poirytowana.

- A-ale jego rodzina nie da rady przyjechać... Jestem jego jedyną bliską osobą tutaj...

- Takie są procedury...

- Czy jest w ciężkim stanie? Czy chociaż to może pani mi powiedzieć? - Lily spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.

- Nie, nie jest. Przeżyje. - Recepcjonistka uśmiechnęła się lekko, złagodniała.

- Ale może czegoś potrzebuje?... Skoro nie jest w złym stanie, dlaczego nie mogę tak wejść? M-może dzięki temu będzie mu lepiej...

- Nie dasz mi spokoju dziewczyno, prawda? - Kobieta zaśmiała się nerwowo.

- Nie - Lily, mimo łez, uniosła kąciki ust ku górze.

- Sala 32, na pierwszym piętrze. - Kobieta puściła do dziewczyny oczko.

- Dziękuję pani tak bardzo! - Lily pisnęła i szybkim krokiem skierowała się do windy.

Pani za ladą jedynie pokręciła głową rozbawiona. Może rozumiała, jak to jest tracić ukochaną osobę, dlatego pozwoliła Lily udać się do swojego przyjaciela.

Dziewczyna wjechała na pierwsze piętro, a jej serce biło jak szalone.

Szła przez korytarz, mijając się przy tym z lekarzami i pielęgniarkami. Uważnie rozglądała się w poszukiwaniu sali 32. W końcu jej wzrok odnalazł ten numer. Drzwi były otwarte. Cała drżała ze strachu, kiedy weszła do pomieszczenia.

Leżał na jednym łóżek wśród idealnej bieli. Oczy miał zamknięte, od jego nadgarstka odbiegała przezroczysta żyłka podłączona do kroplówki. Na twarzy występowały liczne zadrapania, a kości policzkowe były widoczne bardziej, niż kiedy ostatni raz go widziała. Platynowe włosy układały się niedbale na poduszce. Jedna z jego dłoni opatrzona była gipsem.

Lily na ten widok zakręciło się w głowie, a po mokrych już policzkach spłynęła kolejna fala łez.

Podeszła po cichu do jego łóżka i uklękła przy nim. Blondyn z trudem otworzył oczy.

     - R-Ross, kochanie... - wykrztusiła z siebie, gdy ich spojrzenia się spotkały.

    - N-nie mów tak do mnie... - odpowiedział słabym głosem, a w jego oczach malował się smutek.

    - Jak się czujesz? - zapytała.

    - Źle. - Ponownie zamknął powieki, a jego dolna warga drżała.

If I can't be with you {R.L}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz