XVIII

293 19 13
                                        

     Lily nie rozstawała się z Rossem na choćby jeden dzień. Czuwała przy jego łóżku i dotrzymywała mu towarzystwa. Widziała, jak blondyn z każdą godziną ma więcej siły i uśmiecha się coraz szerzej.

      Platynowłosy poprosił jednak dziewczynę, by poszła do jego mieszkania, żeby zobaczyć, czy z Pixie wszystko jest w porządku. Miał straszne wyrzuty sumienia przez to, że przedłużył pobyt w Londynie aż do trzech miesięcy, a do tego zostawił panią Dawney z problemem, a pieska z tęsknotą.

         - Uściskaj ją mocno ode mnie... - poprosił Lily - i powiedz jej, że jeśli dzisiejsze badania będą w porządku, to może jutro już do niej wrócę.

         - Dobrze, przekażę. - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, po czym wyszła z sali.

Postanowiła udać się na pobliską stację metra. Starała zachowywać się spokojnie, lecz cały czas rozglądała się dookoła. Paraliżował ją strach przed tym, że gdzieś w tłumie zobaczy Josha. Próbowała tłumaczyć sobie, że w mieście, w którym mieszka ponad osiem milionów ludzi, spotkanie z jedną konkretną osobą graniczy z cudem. Jednak ostatnio towarzyszył jej wyjątkowy pech, więc wszystko mogło być możliwe. Na uszy założyła słuchawki z ulubioną muzyką, żeby odciąć się od otaczającego ją świata.

        Kiedy wysiadła z metra, od mieszkania Rossa dzielił ją nieduży dystans. Nie miała większego problemu z tym, żeby przejść go na nogach. Mijała wiele ludzi, lecz żadna z twarzy na szczęście nie wydawała się być znajoma. Weszła do bloku i wspięła się na drugie piętro.

Z torebki wyjęła klucze, które Ross podarował jej już na początku ich znajomości. Odkąd się zaprzyjaźnili, nigdy nie poprosił o ich zwrot. 

Otworzyła drzwi i przekroczyła próg mieszkania. W pierwszej chwili wydawało się ono być puste i ciche, lecz po momencie rozległo się głośne szczekanie.

         - Pixie! - pisnęła Lily, zamykając drzwi.

Suczka podbiegła do niej, merdając ogonkiem i próbując się wspinać po jej nogach. Dziewczyna wzięła pieska na ręce i przytuliła go z całej siły.

          - Już wszystko dobrze... Wszystko dobrze... - Nadawała swojemu głosowi łagodną, czułą barwę. - Twój pan już za niedługo do ciebie wróci...

Pixie wierciła się w jej ramionach, próbując wtulić się w Lily jeszcze bardziej i lizała ją po policzku. Pastelowłosa postanowiła poszukać smyczy i wziąć pieska na spacer.

Nagle usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Ze szczekającą suszką na rękach poszła otworzyć.

Na klatce schodowej stała pani Dawney, która wyraźnie zdziwiła się na widok dziewczyny.

            - Dzień dobry. - Lily uśmiechnęła się do niej.

            - Dzień dobry... - odpowiedziała starsza kobieta. - Myślałam, że Ross wrócił...

            - N-nie, jeszcze nie...

          - A wróci? - W jej oczach malował się smutek. - Słyszałam o tej katastrofie samolotu... Czy on wracał akurat tym lotem?

            - Tak... - Przyznała Lily, lecz od razu chciała sprostować sytuację, kiedy zobaczyła przerażenie staruszki. - Ale spokojnie, niech pani się nie martwi. Ross żyje, jest w szpitalu i wróci do domu w najbliższym czasie.

             - Dzięki Bogu. - Uśmiechnęła się pani Downey. - Kamień spadł mi z serca. Proszę go ode mnie pozdrowić, niech chłopaczyna szybko wraca do siebie. To zawsze był taki zdrowy, silny, dobrze zbudowany mężczyzna... A jaki uczynny i miły...

If I can't be with you {R.L}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz