I

752 34 6
                                    

    Wtorkowy wieczór w połowie stycznia nie zapowiadał się przytulnie. Zamiast puszystego śniegu padał deszcz i wiał zimny wiatr.

Lily skończyła zajęcia w New York Academy of Art. Opuściła bramy budynku i powiew chłodnego powietrza od razu ją rozbudził. Owinęła miękki czarny szal wokół szyi i rozłożyła parasolkę. Jej płuca napełniały się świeżym powietrzem, za którym zatęskniła podczas długiego dnia zajęć wśród farb i przyborów plastycznych. Zazwyczaj o tej godzinie pod szkołą stał samochód Josha, lecz tego wieczoru nie miała co na to liczyć. Od domu dzielił ją duży dystans, więc niemożliwym było wrócić pieszo w taką pogodę. Postanowiła, że uda się na pobliski przystanek autobusowy, na który z resztą co chwilę coś przyjeżdżało.

Po drodze mijał ją tłum ludzi, wszyscy pod parasolkami w różnorodnych kolorach. Jezdnię oświetlały światła samochodów. Co chwilę jakiś pojazd pod wpływem prędkości ochlapywał osoby idące po zewnętrznej stronie chodnika. Lily spoglądała w witryny sklepów, które mijała. W odbiciu szyby widziała drobną, bladą dziewczynę w ciemnoszarym płaszczu. Wśród innych zdecydowanie wyróżniały ją jej włosy - długie, falowane, niemalże białe z różowymi tonami. Przechodząc obok kawiarni poczuła bijące z niej ciepło i przyjazną atmosferę. Miała ochotę wstąpić tam na chwilę, by napić się swojej ulubionej kawy, ale nie wiedziała kiedy będzie miała autobus powrotny do domu, więc zdecydowała udać się od razu na przystanek.

Kiedy dotarła na miejsce, siedziało tam już kilka osób. Zanim dokładnie przyjrzała się ich twarzom, usłyszała znajomy głos:

- Hej, czy to nie jest przypadkiem dziewczyna Josha? - powiedział jeden z młodych mężczyzn trzymający w dłoni papierosa i pogardliwie spojrzał na Lily.

Dziewczyna poczuła ucisk w żołądku i zacisnęła pięść, próbując się opanować.

- Hej, ta dziewczyna Josha ma imię. - odparła i odwróciła się na pięcie do grupki.

- No dobrze, dobrze, przepraszam cię bardzo Lilusiu - Złośliwy uśmiech nie schodził z twarzy bruneta. - A no właśnie, jesteś jeszcze z Joshem? Czy olałaś go po tym, jak wsadzili go do pudła? - Wszyscy zaśmiali się. Wszyscy, oprócz Lily.

To było już dla niej za dużo. Wzbudził w dziewczynie wszystkie negatywne emocje, które próbowała ukryć. Miała ochotę go spoliczkować za te słowa, ale doskonale wiedziała, że z ludźmi tego typu lepiej nie zadzierać.

- To wszystko twoja wina! - Podniosła na niego głos. Chciała wygarnąć mu o wiele więcej, lecz tylko na te słowa było ją stać.

- Ależ Słoneczko - odezwał się z politowaniem szatyn w kapturze naciągniętym na głowę - To nie nasza wina, że twój ukochany Joshuś był taką sierotą i nie potrafił dobrze zrobić tego, co do niego należało.

Tych słów było już za wiele. Lily poczuła się w tym momencie taka bezsilna. Chciała coś odpowiedzieć, jakoś bronić swojego ukochanego, lecz w jej głowie panowała pustka. Przyglądała się tylko postaciom, które przed nią stały. Nagle spostrzegła, że spod kurtki najmłodszego z nich wystaje główka pieska o dużych, czarnych oczach. Widok ten bardzo ją zdziwił, ciężko było jej uwierzyć, że ktoś taki ma ochotę opiekować się tym małym stworzeniem.

- Trevor, od kiedy ty masz psa? - zapytała zupełnie nieświadomie.

Jej pytanie wywołało tylko kolejną falę rozbawienia.

- Od gdzieś godziny, ten mały szczur krzątał się po ulicy i stwierdziłem, że może być fajną zabawką. No zobacz, tylko jaki słodki - Trevor się zaśmiał i zgasił papierosa na łebku psa, który żałośnie zapiszczał z bólu.

If I can't be with you {R.L}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz