1.

3K 73 3
                                    

Zamiast tego jak najszybciej chciałam zaspokoić swoją ciekawość. Odwróciłam się i zobaczyłam dobrze zbudowanego bruneta, który przyglądał mi się z lekko kpiącym uśmiechem. O, kurde. To był przystojny facet. Bez dwóch zdań. I wiedział o tym. Było to po nim po prostu widać.

Niezły jest - pomyślałam

- Ciao, Francesco! - wykrzyknęła tymczasem Cleo - Poznaj Dani, moją polską przyjaciółkę. Dani, to Francesco, kuzyn Marco.

- Daniela, miło mi - przedstawiłam się oficjalnie

- Francesco - kurcze, naprawdę był niezły... Może...?

Uśmiechnęłam się, patrząc mu prosto w oczy. A może by tak...? Lekko się zaczerwieniłam z tytułu własnych nieokrzesanych myśli. Oj, ten facet zdecydowanie je wzbudzał. No co? Wakacje są. Dlaczego nie mogłabym się trochę zabawić? Nie miałam nikogo na stałe, w zasadzie byłam tą tam.. silną, niezależną kobietą. Tyle, ze bez kota. Jeszcze.

Francesco lekko objął mnie w talii przy wejściu do klubu, nie tracił czasu, ale prawda była taka, że ja z przyjemnością mu na to pozwoliłam.

- Skąd jesteś? - mruknął mi do ucha już w środku tym swoim niskim głosem, a mnie przeszedł dreszcz. Miły dreszcz. U la la, cóż to za reakcje fundowało mi moje własne ciało!

- Z Polski.

- To słyszałem.

- Z Krakowa - odpowiedziałam nieco sceptycznie na jego wyraźną prowokację. Kraków jest znany, wiadomo, ale raczej nie przeciętnemu Włochowi. On, co prawda, absolutnie nie wyglądał mi na przeciętnego, ale jakoś nie wydawało mi się, żeby dotyczyło to również geografii i żeby kojarzył Polskę z czymś więcej, niż papież i Robert Lewandowski.

- Kraków. Jeszcze nie byłem. Zabierzesz mnie? - zapytał zaczepnie

- Jasne - rzuciłam od tak

Oj, Franek, ani Ty nie pojedziesz, ani ja Cię nie zabiorę, ale niech będzie - dodałam w myślach. A moja kobieca intuicja podpowiada mi, że będzie... fajnie. Nie chciałam żadnych stałych związków ani zobowiązań, szczerze lubiłam swoje życie singielki, więc taki wakacyjny układ mógł być całkiem ok. Tak właśnie sobie myślałam.

- Co pijesz?

- Wybacz, ale sama zamawiam - spojrzał na mnie lekko zaskoczony, kiedy ruszyłam w stronę baru. Chyba nie powinnam się dziwić. Nie wyglądał na kogoś przyzwyczajonego do odmowy. Wręcz przeciwnie - niemal emanował pewnością siebie. Powiedziałabym, że nawet gdzieś na granicy zadufania i arogancji.

Cóż, to była jedna z moich żelaznych zasad - nigdy, w żadnym klubie, nie pozwalałam, żeby ktoś zamawiał mi drinka. Tak samo, jak nigdy nie zostawiałam napoju. Piłam od razu całość albo część, a resztę oddawałam kelnerom i jeśli miałam ochotę, szłam po nowy napój. W ten sposób zmniejszałam ryzyko, że ktoś mi coś dorzuci. Odniosłam wrażenie, że nieco uraziłam tym mojego nowego znajomego. Trudno. Wierzyłam, że sobie da chłop radę z tą zniewagą.

- Whisky con cola - wrzasnęłam do barmana

- E succo d'arancia - dorzucił Francesco. Teraz to ja się zdziwiłam. Sok pomarańczowy? Włoch złapał moje spojrzenie - Przyjechałem motorem. I motorem zamierzam wrócić - uśmiechnął się, a mnie znowu zrobiło się gorąco

Motor. Ten facet podobał mi się coraz bardziej w każdej kolejnej sekundzie. Pewnie dlatego, że też jeździłam. Tata zaraził mnie swoją pasją jeszcze w dzieciństwie. Bardzo skutecznie. Ku rozpaczy mamy zostałam także fanką wyścigów motocyklowych. Do tego stopnia, że potrafiłam nastawić sobie budzik na jakąś nieludzką porę, byle tylko obejrzeć na żywo GP odbywające się gdzieś po drugiej stronie globu.

On. Oni. I ja. #1 (Zakończone) Czas na korektę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz