Następnego dnia pojawił się doradca capo, czy jak go tam nazywali, wraz z synem. Czyli Luigim. Który znowu jakoś dziwnie świdrował mnie wzrokiem. A może ja naprawdę powoli popadałam w jakąś paranoję? Choć tam, prawdę mówiąc, od początku nie czułam się swobodnie w jego towarzystwie. O co mu chodzi? O Caterinę? Gdzieś we mnie czaił się niepokój. Intuicja podpowiadała mi daleko posuniętą ostrożność. Ale to chyba nic dziwnego, skoro ktoś chciał mnie zabić?
A miałam takie spokojne życie... to nie! Zachciało mi się wakacyjnych przygód.
Aż przeszedł mnie dreszcz na samo wspomnienie tego cholernego auta.
- Nie mogę tego rozgryźć - przyznał wieczorem Francesco - To nie ma sensu.
- Nikt nic nie wie?
- Właśnie nie. Wygląda, jakby ktoś miał... nie wiem... taki chwilowy kaprys? Ale jak na spontaniczne działanie, to było jednak za dobrze przygotowane.
- A może to przypadek? - chwyciłam się tego, jak tonący brzytwy
- Mhm... - mruknął - Przypadkiem ktoś jechał kuloodpornym samochodem, w niedalekiej okolicy i przypadkiem strzelał przez ledwo uchyloną szybę - zastanowił się chwilę - To jest ktoś stąd. Ktoś, kogo znam.
- Jesteś pewien?
- Musi tak być. Uchylił szybę tyle, ile musiał, bo bał się, że go rozpoznam. Wiedział, że najpierw strzelę w samochód. Nie wrócił, bo wiedział, że, skoro ja już wiem, że auto jest kuloodporne, to spróbuję trafić w oponę. Ryzyko, że mi się uda uznał za zbyt duże.
- Masz tu jakiś wrogów?
- To kolejna zagadka. Aż takich to nie. Własnie dlatego to nie ma sensu. Musisz mi dać jeszcze kilka dni.
Widać było, że mu to kompletnie nie leży. Francesco działał, a nie czekał, w dodatku nie wiadomo na co. Tymczasem nie bardzo miał jakieś inne wyjście. Tej nocy długo nie mógł zasnąć. Kręcił się po całym pokoju i tarasie. Rano za to zdążył zniknąć, zanim ja wstałam. Ledwo jednak napiłam się kawy, do domu, z niezłym impetem, wpadł Luigi.
- Gdzie Daniela? - zapytał
- Tu jestem! - odkrzyknęłam wychodząc z salonu
- Chodź szybko, musimy jechać - wyglądał na bardzo przejętego. Gorączkowo rozglądał się dookoła.
- Co? Gdzie? Ale Francesco...
- Pospiesz się! Wszystko Ci wyjaśnię po drodze.
Chwycił mnie za rękę i szybkim krokiem ruszył do auta. Nikt, w tym ja sama, nawet nie zdążył zareagować. O co mu chodzi? Francesco na pewno najpierw by do mnie zadzwonił, gdyby to on wysłał tu Luigiego. Chyba, że... nie, nie, nie chciałam nawet o tym myśleć... Było jednak za późno. Myśli powędrowały w nie chcianym przeze mnie kierunku. A jeśli mu się coś stało?
Samochód Luigiego stał na podjeździe Kiedy zbliżyłam się do, stojącego na ulicy, samochodu, zobaczyłam, że czarny lakier SUVa ma dziwne ślady i odpryski. Nawet ja nie byłam aż taka głupia. O, kurwa! To był on! To Luigi do mnie strzelał! Albo Caterina...? Francesco miał rację. Ktoś, kogo dobrze znał. Luigi zauważył moje wahanie i szybko otworzył drzwi. W środku siedział jakiś mięśniak, który błyskawicznie wciągnął mnie do auta. Nie zdążyłam nawet krzyknąć. Co do cholery...?
- Siedź spokojnie, to nic Ci się nie stanie - warknął Luigi, siadając za kierownicą
- Odbiło Ci? - zapytałam. Mój instynkt samozachowawczy stanowczo jeszcze nie ogarniał sytuacji - To Ty chciałeś mnie zabić?!
- Nie chciałem.
- Co? Przecież to byłeś Ty!
- Tak. Ale nie chciałem Cię zabić - co on pieprzy? - Chciałem trochę namieszać Francesco w głowie. To było nawet zabawne, kiedy wezwali mojego ojca. - roześmiał się
Rany julek, on ma nierówno pod sufitem!
- Ale... dlaczego? Myślałam, że jesteście kolegami jeszcze z dzieciństwa...
Odwrócił się gwałtownie, a samochód zatańczył na jezdni. No... nie zastrzelił mnie, zaraz zginiemy razem, w wypadku.
- Też tak myślałem. A on, i Ty zresztą też, upokorzył moją siostrę.
Otworzyłam szerzej oczy. Że co?! Co on bredzi?
- Caterinę? Ale... jak???
- Już nie pamiętasz? Groził jej na tym pieprzonym weselu! Bo co? Bo pokazała Ci, jaki jest naprawdę? Ona tyle lat na niego czekała, jak jakaś idiotka, a tu proszę. Pojawiłaś się Ty i już. Po zawodach.
Wariat. Zwykły wariat. Na mózg mu się rzuciło? Będzie honoru Cateriny bronił? Przecież oni nawet nigdy nie byli razem!
- Ale... Luigi... oni nie byli parą... - zaprotestowałam słabo
- Ale ona wciąż na niego czekała! - a tak, to zmienia postać rzeczy... - Całe życie tylko Francesco! Zawsze tak było! Nawet tu! Trzymaliśmy się razem, we trójkę. On, ja i Paolo. Ale i tak to Francesco zawsze był najważniejszy - traumy z dzieciństwa mogą rzutować na całe życie, ale ten tu to jednak przesadzał - To na niego wszyscy zawsze patrzyli. A po śmierci Maurizio, choć nikt nic nie wiedział ani nie widział, wszyscy o nim gadali.
O, kurwa. Trauma i kompleksy. A ja miałam posłużyć do jakiejś urojonej zemsty. On poważnie miał coś z głową. Przy nim i ja i Francesco stanowiliśmy ostoję normalności!
- Po co Ci jestem potrzebna?
- Nie Ty. Wy. Przyjedzie. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Zadzwonił mój telefon. Francesco.
- Jeśli to on, to daj na głośnik. - powiedział Luigi
A czego się spodziewałeś? Hiszpańskiej inkwizycji?, pomyślałam. Matko, mój mózg naprawdę nie nadążał za sytuacją... Zrobiłam, co kazał.
- Daniela? Nic Ci nie jest? Daj mi go! - już wiedział?!
- Nic - odparłam
- Cześć, Francesco - powiedział w tym samym czasie Luigi- Szybko Ci poszło.
- Nie doceniłeś mnie?
- No jednak trochę dałeś się ograć - zaśmiał się szyderczo
- Trochę tak - przyznał Francesco
- Dwóch - krzyknęłam i zaraz krzyknęłam drugi raz, bo dostałam w twarz od tego osiłka siedzącego obok
- Luigi, uspokój kolegę. Dobrze Ci radzę.
- A ja Tobie radzę się pospieszyć. Chyba chcesz zobaczyć jeszcze swoją Danielę.
Co za gnój!
- Gdzie? - zapytał zimno Francesco
Luigi podał adres.
- Tylko bądź sam.
- Nie mogę - co on wyprawia? - Jest tu ze mną ktoś, kto bardzo chce się z Tobą zobaczyć. Prawie tak bardzo jak ja.
- Luigi... - dało się słyszeć drżący głos Cateriny. Płakała? To by znaczyło, że jest w jeszcze gorszej sytuacji, niż ja. Luigi chyba też tak pomyślał.
- Caterina?... Co jej zrobiłeś?!
- Ooo... czyżbym teraz to ja Cię zaskoczył? Nic jej nie zrobiłem. Ale mogę.
- Ty sukinsynu!
- Ja? To Ty w zasadzie porwałeś Danielę, a teraz wyzywasz mnie, w dodatku obrażając moją matkę. Niezbyt rozsądnie. Ale wróćmy do meritum. Przyjadę. To znaczy, razem przyjedziemy, prawda?
Caterina płakała. Francesco uderzył bardzo celnie. Patrzyłam jak Luigi zaciska szczęki. Poważnie zaczynałam się obawiać, że mogę nie wyjść z tego żywa. Myśl, Daniela, myśl do jasnej cholery!Zanim cokolwiek wymyśliłam dojechaliśmy do jakiegoś baraku. W lesie, a jakże. Ale tandeta. Tu mam zginąć? Zostałam wepchnięta do środka. Luigi trzymał mnie mocno, wykręcając mi ręce. Jednocześnie wbijał mi lufę pistoletu gdzieś w kręgosłup. Myśl!!!!! Jego kolega stanął przy drzwiach. Czekaliśmy.
- Nie masz może krzesła? - wypaliłam, chcąc go trochę rozproszyć
- Zamknij się - warknął i jeszcze mocniej wbił mi pistolet w plecy
Matko! Myślałam, że mocniej się nie da!!! Usłyszeliśmy stukot obcasów Cateriny.
- Nie kombinuj, Luigi - krzyknął Francesco, zanim się pojawił - Jeśli będę miał jakiekolwiek wątpliwości, zastrzelę ją!
- Ja też! - odkrzyknął Luigi
To strasznie głupie uczucie. Jak nie masz wpływu na nic, co Ciebie dotyczy. Caterina szła pierwsza. Francesco tuż za nią. Facet przy drzwiach wycelował w niego. To znaczy prawie, bo Francesco zatrzymał się w drzwiach, niwelując szanse tamtego na strzał.
- No ja Was proszę - roześmiał się - Schowaj to... Luigi każ mu to schować - dodał, gdy facet nie zareagował - Wiesz, że nie zdąży strzelić. Zabiję Caterinę, a później jego. Ty Danielę, a ja Ciebie. I jako jedyny wyjdę stąd żywy. Chyba nie o to Ci chodzi.
Aaa.. no... jakoś to nawet brzmiało. On Caterinę, Luigi Danielę... Gdybym tylko nie była Danielą.
- Schowaj broń - rzucił Luigi do kolegi. Najwyraźniej uznał, że plan Franka ma szanse powodzenia.
- Od razu lepiej. Teraz możemy porozmawiać. - Francesco czujnie przenosił wzrok to na Luigiego, to na tego drugiego. Zrobił też mały krok do przodu.
- Nie ma o czym rozmawiać! Puść ją! - Luigi zaczynał się denerwować. Nie byłam pewna czy to źle czy dobrze. Francesco uśmiechnął się.
- Masz mnie za idiotę? Was i tak jest dwóch. A ja mam się dobrowolnie pozbawić jedynego argumentu?
Nie wiem, co tam się wcześniej działo, ale Caterina wyglądała koszmarnie. Miała rozmazany, spływający makijaż i oczy opuchnięte od płaczu.
- Puść ją, bo ja strzelę!
- I wtedy Ty pozbawisz się jedynego argumentu. - mówiąc te słowa Francesco, za plecami Cateriny, skierował pistolet w bok i celnym strzałem pozbawił Luigiego przewagi liczebnej
Luigi z całą siłą wbił mi lufę pistoletu w kręgosłup. Aż krzyknęłam.
- To jak Luigi? Ja puszczę Caterinę, Ty Danielę i rozchodzimy się każdy w swoją stronę?
- Teraz to Ty masz mnie za idiotę? Potem wrócisz, jak po Maurizio.
- On jednak nie był moim kolegą z dzieciństwa.
- Od kiedy jesteś taki sentymentalny? Nie ufam Ci.
- I słusznie. - Francesco odepchnął od siebie Caterinę, poleciała jakoś dziwnie w bok. Luigi natychmiast wycelował swoją broń prosto w niego. Zamknęłam oczy. I usłyszałam strzał.
![](https://img.wattpad.com/cover/155819045-288-k656849.jpg)
CZYTASZ
On. Oni. I ja. #1 (Zakończone) Czas na korektę!
RomanceDo słonecznej Italii jeździłam od wielu lat. Miałam tam swój ulubiony hotel, przyjaciół i miejsce na plaży - niemal drugi dom. Tego lata coś się zmieniło. Pojawił się On. Miał być wakacyjną przygodą, a zmienił moje życie już na zawsze. Nie wiem czy...