30.

1.4K 42 0
                                    

Nie minęły nawet 2 minuty, jak usłyszałam, że wyszedł z łazienki, kiedy pojawił się w "moim" nowym pokoju. Bezceremonialnie wziął mnie na ręce i przeniósł do sypialni. Objął mnie, jednocześnie uniemożliwiając potencjalną ucieczkę i mruknął, prosto do ucha.

- Co to miało być? Twoje miejsce jest tutaj, przy mnie.

Zaczął całować mnie po szyi. Mam tam chyba milion stref erogennych. Moje ciało od razu zareagowało. Zrobiło mi się gorąco.

Nie, nie. To nie tak miało być. Musiałam to przerwać, póki jeszcze potrafiłam. Odwróciłam się gwałtownie. Na tyle, że nie zdążył wzmocnić uścisku. Spojrzałam mu prosto w oczy. Teraz albo nigdy.

- Właśnie. Twoje, kurwa - wzmocniłam przekaz, bo naprawdę miałam już powyżej uszu takiego życia, jakie ostatnio mi fundował - też jest przy mnie. A co Ty robisz?

Roześmiał się. Po raz pierwszy od tych kilku dni. Ulżyło mi. Mogłam liczyć, że mu jednak na swój, pokręcony sposób, zależy.

Dobrze było znowu usłyszeć jego śmiech.

- Ok, dałem się złapać - przyznał - Dani, ja naprawdę nie chcę Cię w to wciągać.

- Już mnie wciągnąłeś. Tak jak teraz nie da się funkcjonować.

Zamyślił się, próbując dobrać słowa.

- Mam pewien problem. Ale spokojnie, ogarnę, daj mi jeszcze kilka dni. Potem wszystko wróci do normy.

- Aż do następnego razu? Następnego problemu?

Westchnął.

- Uparta jesteś. Dobrze. Wrócimy do tej rozmowy i znajdziemy jakieś rozwiązanie.

Kiedy wypowiadał ostatnie zdanie, jego ręce błądziły pod moją koszulką. Choćbym nie wiem, co mówiła i jak się starała, gdy tylko mnie dotykał, moje ciało zdradzało wszystko. A dodatkowo wszystko między nami było tak intensywne. To był chyba jeden z tych związków, gdzie mogliśmy się tylko kochać albo nienawidzić. Nie było miejsca na nic pomiędzy. Momentami trudno nam było żyć razem, ale żadne nie chciało już żyć osobno. Myślę, że tak intensywna relacja zawsze jest trochę toksyczna. Nie inaczej było z nami. On bez wątpienia był porywczy, a ja zadziorna. Jeśli dodać do tego tą ilość i jakość emocji, musiała powstać mieszanka wybuchowa. Iskrzyło. W każdej postaci. Spalaliśmy się, ale nikt nie chciał tego przerwać. To było w jakimś sensie niezbyt bezpieczne. Mogło się różnie skończyć. Ale on był przyzwyczajony do niebezpieczeństwa. A mnie to fascynowało. Łącznie z milionem jego sprzeczności. To było jak uzależnienie. Niby wiesz, że nie powinieneś, ale nie potrafisz przestać. I wciąż wracasz. Kochałam nawet te momenty, w których walczyliśmy ze sobą. Gdy mrużył swoje ciemne oczy, a testosteron aż buzował. I miałam dziką satysfakcję, kiedy to ja zostawiałam go w pokonanym polu.

Choć nigdy o tym nie mówił, wiedziałam, że czuje to samo. To nie był normalny związek. Ale chyba nie mógł taki być. Bałam się tak naprawdę tylko o jedno, że kiedyś wzajemnie się zniszczymy.

Doszczętnie.

Następny dzień spędziliśmy razem, a wieczorem rzucił w moją stronę.

- Ubieraj się. Jedziesz z nami.

- Gdzie?

- Chciałaś wiedzieć więcej. Chodź.

Taa, ostatnio, jak ktoś mi tak powiedział, to zastrzeliłeś człowieka.

Zeszliśmy na dół. Przy SUVie stał Paolo.

- Co ona tu robi? - zapytał kompletnie zaskoczony

On. Oni. I ja. #1 (Zakończone) Czas na korektę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz