31.

1.2K 45 0
                                    

Wykrakałam. Czy ja się nie mogę wewnętrznie zamknąć w odpowiednim momencie? Wiedziałam trochę więcej, w ostatnich dniach dużo się działo, ale i tak nie spodziewałam się tego, co miało się wydarzyć. Bo wydawało mi się, że teraz już musi być tylko lepiej.

Wydawało.

Wieczorem Francesco i Paolo wyjechali z osiedla dwoma SUVami. Skoro samochody, a nie motor, to znaczyło tylko jedno. "Interesy". Równo o północy wrócił Francesco. Do mieszkania wszedł w zasadzie razem z drzwiami. Zatkało mnie. On tymczasem najpierw jednym ruchem zrzucił wszystko ze stołu, potem nalał sobie szklankę whisky. Whisky wypił, a szklankę rozwalił o ścianę.

Patrzyłam na to, co robi w zupełnym osłupieniu. Nasze spojrzenia się spotkały. Jego wściekłe, moje zdziwione. Pokręcił głową.

- Muszę stąd wyjść.

Nim się zorientowałam, ponownie trzasnął drzwiami. One kiedyś nie wytrzymają, poważnie. Wypadłam za nim. Bałam się, że wsiądzie na ten cholerny motor i to się dobrze nie skończy. W korytarzu minął Paolo. Trącił go barkiem z takim impetem, że zaskoczony Paolo zrobił dwa kroki w tył. Francesco nawet nie zwrócił na niego uwagi. Za to Paolo zwrócił uwagę na mnie.

- Stój. Zostaw go. - złapał mnie za ramię

- Chyba Cię pojebało! - wrzasnęłam, dostosowując przekaz do rozmówcy i wyrwałam rękę, bo Francesco zniknął mi z oczu

Zobaczyłam go, gdy wyleciałam przed budynek. Kamień spadł mi z serca, bo zamiast w stronę garaży, szybkim krokiem skierował się do siłowni. Zanim tam dotarłam, już trochę spokojniejsza, zdążył rzucić kurtkę, t-shirt i pistolet, i zacząć wyżywać się na worku treningowym. Z dostępnych rozwiązań, to było zdecydowanie najlepsze. Przyglądałam mu się chwilę. O tym też nigdy nie mówił, ale teraz było wyraźnie widać, że musiał coś kiedyś trenować. Jego uderzenia były precyzyjne, techniczne i dosyć różnorodne. Gdyby nie okoliczności, całkiem przyjemnie by się na to patrzyło. Walił w ten worek chyba z pół godziny, kiedy, po serii kopnięć, jakich, moim zdaniem, nie powstydziłby się i Chuck Norris, przetarty już wcześniej sznur nie wytrzymał i worek po prostu spadł na ziemię. Francesco oparł dłonie na kolanach, ciężko oddychał. Wyładował chyba całą energię na tym worku. Po chwili usiadł pod ścianą. Usiadłam obok.

- Zepsułeś worek.

Parsknął cicho.

- Taaa.

- Co jest?

Przeczesał ręką włosy. Ten gest wykonywał, gdy coś wpędzało go w swego rodzaju zakłopotanie. Coś było na rzeczy.

- Daniela.. prawie go miałem. Byłem już tak blisko. Ktoś go ostrzegł. Nikt stąd. Na pewno. Ale ktoś, komu chłopaki ufają. Wyciągnął od któregoś informacje. Daniela... Ktoś zdradził. Kurwa.

Drugi raz w życiu przy mnie przeklął. Jednocześnie poderwał się i rąbnął pięścią w ścianę. To nie była normalna ściana. Raczej taka cienka ścianka, z dykty czy czegoś jeszcze mniej trwałego. W każdym razie, nie wytrzymała tego uderzenia. Jego kostki na dłoni też średnio je zniosły. Wstałam i położyłam mu ręce na ramionach. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Nagle strącił moją rękę.

- Daj spokój.

- Francesco...

- Muszę być sam. - pozbierał rzeczy i wyszedł

Usłyszałam silnik SUVa. Przynajmniej nie motor. Choć wciąż po szklance whisky. Siadłam z powrotem w tym samym miejscu i z westchnieniem odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją o ścianę. Do siłowni wszedł Gino. Rozejrzał się.

On. Oni. I ja. #1 (Zakończone) Czas na korektę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz