W odpowiedzi dostałam namiętny pocałunek. Bardzo namiętny. Jak zawsze, nogi się pode mną ugięły. Doceniałam też to, co powiedział. Fragment piosenki to i tak było coś, jak na niego. Choć nie liczyłam na odpowiedź, to celowe pominięcie moich słów, zostawiło w sercu jakąś zadrę. Nie był typem romantyka, nie sądziłam, że stać go na poważne wyznania, ale... No, właśnie. Ale.
- Dlaczego uciekłaś? - zapytał, kiedy jakiś czas później wracaliśmy do domu
- Serio pytasz?
Roześmiał się. Mnie było trochę mniej do śmiechu, zwłaszcza wtedy, kiedy ucieczka wydawała mi się jedynym rozsądnym, jedynym możliwym, wyjściem.
- Przestraszyłaś się? Po takim czasie? I tym wszystkim, co wiedziałaś? Przecież, gdybym chciał, to bym Cię zabił w dowolnym momencie.
A, nie no, spoko, to zmienia postać rzeczy. Powiedzenie "a mógł zabić" nabierało mało metaforycznego znaczenia.
- Nie pomagasz. Co innego wiedzieć, że masz broń, a co innego, jak mi nią grozisz.
- Ale żeby od razu wiać ponad tysiąc kilometrów? Masz rozmach.
Bardzo zabawne.
- Trudno, jestem tchórzem. Będziesz musiał z tym żyć.
- W dodatku zabierając mi motor?
Miał oburzenie tym faktem wypisane na twarzy.
- A tu Cię boli! - parsknęłam
- Nie mogłaś wziąć auta? - on był niemożliwy. Wesołe ogniki tańczyły mu w oczach.
- Mogłam. Ale kluczyki od motoru były na wierzchu.
- Wiesz, że i tak by Ci to nic nie dało? Przyjechałbym.
- Wiem. To znaczy... gdzieś jakoś się Ciebie spodziewałam. Tyle, że nie mam pojęcia, co mogłoby z tego wyniknąć na gorąco.
Murgnął do mnie.
- Na pewno coś wartego zapamiętania.
- Jak to się w ogóle stało? - wskazałam mniej-więcej na miejsce, w którym miał opatrunek- Co? Ta kulka? Popełniłem błąd. Najpierw facet mi uciekł. Potem się okazało, że ostrzegł go Marco, a na końcu Ty zniknęłaś. Powiedzmy, że miałem kiepski tydzień... W zasadzie to już planowałem lecieć do Krakowa i ściągnąć Cię z powrotem, choćby siłą, kiedy Paolo dał znać, że wiedzą, gdzie jest ten człowiek. Postanowiłem najpierw to zakończyć. Uznałem, że Ty dalej jednak już nie uciekniesz. Głupio się przyznać, bo zachowałem się jak nowicjusz. Nie sprawdziłem gościa. Miał taki mały, dwustrzałowy pistolet. Jakimś cudem dał radę do niego sięgnąć. Sukinsyn strzelił mi w plecy.
Francesco bardzo rzadko przeklinał, widać jego ego też ucierpiało przy tym postrzale.
- Nawet Twoja matka mówi, że za dużo czasem ryzykujesz.
- To nie było ryzyko. To był błąd. Widzisz, dlatego staram się, żeby nic mnie nie zajmowało w takich sytuacjach. Dlatego pilnował Cię Gino. Coś mu jednak nie wyszło - dodał z przekąsem
Zaniepokoiło mnie to nieco.
- Ale nic mu chyba nie zrobiłeś? - wnerwiony Francesco był lata świetlne od przemyślanych i racjonalnych działań. Miałam nadzieję, że go jednak nie poniosło. Gino był w porządku. Gdyby chodziło o Paolo to co innego.
- Nie. Nawet ja nie wiedziałem, że umiesz jeździć motorem.
- Ciekawi mnie jeszcze skąd Twoja matka wiedziała o wszystkim?
CZYTASZ
On. Oni. I ja. #1 (Zakończone) Czas na korektę!
RomanceDo słonecznej Italii jeździłam od wielu lat. Miałam tam swój ulubiony hotel, przyjaciół i miejsce na plaży - niemal drugi dom. Tego lata coś się zmieniło. Pojawił się On. Miał być wakacyjną przygodą, a zmienił moje życie już na zawsze. Nie wiem czy...