Rozdział 3

113 8 0
                                    

Przebudziłam się gdy poczułam uderzenie w głowę. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałam się dookoła próbując odnaleźć źródło mojej pobudki. Wszystko wyglądało w porządku. Wciąż byłam w autobusie pełnym głośnych i rozgadanych dzieci.

Westchnęłam ciężko, poprawiłam swoją poduszkę i próbowałam powrócić do mojego wcześniejszego stanu czyli drzemki. Już prawie zasnęłam, gdy znowu poczułam uderzenie. Tym razem jednak przedmiot odbijając się ode mnie upadł obok na siedzenie. Okazało się, że był to korek od butelki. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia. ,,Serio, ktoś rzuca we mnie korkami?" pomyślałam. ,,Gdzie ja w ogóle jestem?!" Z każdą minutą coraz bardziej chciałam wrócić.

Po chwili kolejny korek wylądował na mej głowie. Odwróciłam się jednak szybko i ujrzałam głupie miny Adriana i jego paczki.
-W siebie porzucajcie!- próbowałam z nimi rozmawiać chociaż i tak wiele się nie spodziewałam.
-Idź się utop!- odpowiedział kolega Adriana z czarnymi włosami.
Roześmiałam się.
-Ktoś widzę utknął jeszcze w średniowieczu.-  wytknęłam mu i o dziwo jego kumple też zaczęli się rechotać.
-Ona ma rację Damian.- powiedział nie kto inny tylko ,,przystojniak" Adrian. Czyżby zabrakło mu pomysłów? Reszta jeszcze bardziej zaczęła się śmiać, a wspomniany Damian odwrócił się w stronę okna i udawał, że go nie ma. Przynajmniej tak mi się wydawało. Aż mi się głupio zrobiło.

Odwróciłam się z powrotem w stronę kierunku jazdy. Czemu zaczęło mnie gryźć sumienie? Oni nabijali się ze mnie ile tylko mogli. I pewnie nie tylko ze mnie. Wyjęłam z plecaka zeszyt w kratkę i długopis.
,,Przepraszam." napisałam na kartce jakby to była moja wina. Długo się zastanawiałam czy w ogóle mu ją dać.  Skupiłam się na słuchaniu muzyki z mp3.

Nie wiem ile czasu minęło. 10 minut, 20, a może cała godzina. Gdy rozejrzałam się w około okazało się, że prawie wszyscy śpią. Spojrzałam na kartkę w mojej ręce i w kierunku ciemnego chłopaka. Też nie spał, więc postanowiłam wykorzystać okazję i rzucić do niego wyrwaną wcześniej kartkę. Spojrzał na mnie zdziwiony i rozwinął zawiniątko. Gdy znów spojrzał na mnie wyszeptałam to samo co napisałam:Przepraszam. Uśmiechnął się nieznacznie i pokręcił głową, może z niedowierzania. Odwróciłam się z powrotem i próbowałam znowu się zdrzemnąć.

Kolonijna miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz