Rozdział trzeci; Zakopaliśmy topór wojenny.

38.3K 1.3K 1.1K
                                    

   — Masz auto prawda? — tymi słowami obudziła mnie w niedzielny poranek Erika Wayne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   — Masz auto prawda? — tymi słowami obudziła mnie w niedzielny poranek Erika Wayne.

   Jej zdenerwowany głos rozbrzmiał przy moim uchu, zanim zdążyłam otworzyć drugie oko.

   — Mam — odparłam lekko zachrypniętym, przekręcając się na bok— Coś się stało?

   — Potrzebuje pomocy i tylko ty mi zostałaś.

   Przetarłam twarz dłonią i podniosłam się do pozycji siedzącej patrząc na zegarek na stoliku.   Było niewiele przed dziesiątą.

   — Jasne o co chodzi?

   — Muszę jechać z Ethan'em do szpitala — niepokój był niemal namacalny — A taksówki są zawalone.

   Na dźwięk imienia chłopaka rozbudziłam się niemal od razu. Wciąż uważałam go za dupka, jednak nie chciałam, żeby skończył w piachu.

   Przynajmniej jeszcze nie teraz.

   — Dobra spokojnie, zaraz będę — odparłam, próbując ją uspokoić.

   Powinnam zawieźć go wczoraj do szpitala pomimo jego grymasów. Jeśli naprawdę mu coś było, a ja to olałam tylko dlatego, że tak było łatwiej nie wybaczyłabym sobie tego. Nie mogłam znów tego zrobić. Nie mogłam znów zawieść.
   Musiałam naprawić to, co zaniedbałam, i to jak najszybciej.

   W kilka minut doprowadziłam się do porządku i zeszłam na dół, ubierając buty. Powtarzając w myślach, jak mantrę, że dobre uczynki do nas wracają.
   Czasami decyduje o tym przypadek, czasami los, ale zawsze wracają.
   Rodzice w niedziele pracowali z domu, jednak siedzieli w swoich gabinetach zamknięci na trzy spusty, tak że nie fatygowałam się, żeby im przeszkadzać. Pewnie nawet nie zauważyli by mojej obecności przez ten krótki czas.

    Zamierzałam szybko zrobić to, co powinnam rano i zapomnieć o chwilowej nieuwadze.

   Wsiadłam do auta, wkładając kluczki do stacyjki, rzucając paczkę fajek i telefon na fotel pasażera.
   Wyjechałam z podjazdu, kierując się kolejny raz do Mid town. Boczne drogi, którymi zdecydowałam się pojechać były dziwnie puste, dlatego już piętnaście minut później zaparkowałam pod kamienicą.

   Chwyciłam za telefon, chcąc dać znać Erice, że jestem na miejscu, jednak kompletnie nie zwróciłam uwagi przed wyjściem na stan baterii. Leżący na fotelu przez całą drogę był zupełnie bezużyteczny.
   Stanęłam chamsko na miejscu zakazu i ruszyłam w stronę budynku. Wybrałam numer domofonu i po chwili drzwi ustąpiły, a ja weszłam do środka, kierując się na czwarte piętro. Schodami. Nienawidziłam wind. Były za ciasne i zbyt naszprycowane technologią. Nie ufałam im za grosz.

Dark ParadiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz