Rozdział dwudziesty piąty; Przypadek.

24.8K 873 370
                                    

  Jeszcze do niedawna upierałam się przy stwierdzeniu, że coś takiego, jak los i przeznaczenie nie kierowało moim życiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


  Jeszcze do niedawna upierałam się przy stwierdzeniu, że coś takiego, jak los i przeznaczenie nie kierowało moim życiem.
  Ostatnim czasem ciąg zdarzeń nieco zakwestionował tę tezę, jednak tamtego dnia, gdy moim planem było znalezienie się w Bostonie zdałam sobie sprawę, że naiwnie wierzyłam, iż miałam wpływ na swoje życie.

   Do tej pory nie wiem, jak to się stało; jak mogłam być tak głupia i nieuważna, żeby pomylić pieprzony autokar. Co prawda na bilecie, na który spojrzałam był numer siedem, jednak był to bilet z Bostonu do Richmond, a nie do stolicy stanu Massachusetts. Powiedzieć, że spieprzyłam to za mało.
   Jednak sam fakt, że wsiadłam do niewłaściwego autokaru nie był jeszcze niczym, co mogłoby potwierdzać ingerencje siły wyższej w moje życie.
   Tym, co to zrobiło był napis, który ujrzałam tuż po wyjściu z autokaru i odebrania swojego bagażu od kierowcy.
    W pierwszej chwili myślałam, że jeszcze śnie. Przetarłam zaspane oczy i zamrugałam kilkukrotnie, jednak to nie mogło; wielkie litery na tablicy informacyjnej nadal układały się tworząc jakże imponująco długi napis ,,FILADELFIA".

   To było na tyle niedorzeczne i nierealne, że stałam jak czubek przez kilka minut, wpatrując się w tablice, jakby to miało coś zdziałać.
   Nawet nie chciałam myśleć o tym, że jeśli Ethan mówił prawdę i spędzał najbliższe kilka dni właśnie tutaj, to znów znalazłam się w jego pobliżu.
   Czym innym było jednak wpadanie na siebie w mieście, gdzie się mieszkało, a czym innym byłoby spotkanie się tutaj; w mieście, które znajdowało się dokładnie sześć godzin od miejsca, w którym miałam teraz być.

   Nikt normalny nie uwierzyłby, że znalazłam się tu przypadkiem.

    Kiedy w końcu udało mi się ogarnąć pierwszą falę szoku zmusiłam swoje szare komórki do myślenia. Nie zamierzałam zostać tutaj ani chwili dłużej. Pieprzyć los, przeznaczenie i wszystko innego co mnie tu sprowdziło.
Musiałam znaleźć się dziś w Bostonie.
   Zdeterminowana do działania zacisnęłam dłoń na rączce walizki i ruszyłam w kierunku punktu obsługi, który dostrzegłam zaraz za jednym z podjeżdżających nieopodal autokarów.
   Ciągnęłam swój bagaż po kostce brukowej przeklinając pod nosem. Zbyt łatwo ostatnio mi szło w życiu; coś musiało się skomplikować.
   Stanęłam za mężczyzną, który właśnie odbierał od kobiety zza okienka bilet.

   — Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — zwróciła się do mnie, gdy ten tylko odszedł od lady.

  — Dzień dobry, chciałabym kupić bilet na najbliższy przejazd do Bostonu — zwróciłam się do niej sięgając już do wnętrza torebki po portfel.

  Chciałam to załatwiać jak najszybciej.

   — Już sprawdzam — skinęła głową, wstukując w klawiaturę komputera.

   Oparłam łokieć na ladzie, podpierając na dłoni głowę. Gdybym nie zasnęła niemal tuż po zajęciu miejsca w autokarze zorientowałabym się, że jadę w złym kierunku i nie znalazła się tutaj. Żałosne.
    Zapewne jak już dojadę do Bostonu będę miała ubaw z tej sytuacji, jednak teraz nie było mi ani trochę do śmiechu.
   Nawet nie chciałam myśleć co powiedziałby na to moja rodzicielka.

Dark ParadiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz