Rozdział dwunasty; Nie jesteś mi nic winna.

34.9K 1.3K 1.8K
                                    

  Stojąc pod wielką ustrojoną choinką w centrum handlowym starałam się ignorować grającą od dziesięciu minut tę samą świąteczną melodię

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

  Stojąc pod wielką ustrojoną choinką w centrum handlowym starałam się ignorować grającą od dziesięciu minut tę samą świąteczną melodię. Grudzień trwał zaledwie kilka dni, ale Nowy Jork już od połowy listopada wyglądał jak domek z piernika.
   Nie, żeby mi to bardzo przeszkadzało, po prostu ostatnio czas leciał mi jak piasek przez palce i usilnie starałam się przeciągać ostatnie tygodnie tego roku.

   — Scarlett! — przeniosłam spojrzenie na przyjaciółkę, która zbliżała się w moją stronę obwieszona papierowymi torbami.

   — Gdzie zgubiłaś Callawaya? — zapytałam, odchodząc od sztucznego drzewa mieniącego się na wszystkie kolory.

   — Siedzi już u góry, kwestionując swoją egzystencję po wczorajszym — zaśmiała się przekładając zakupy do jednej dłoni — Studenckie imprezy to inny poziom — rzuciła zaaferowana.

   Layla nigdy nie ukrywała, tego, że lubiła się bawić. Uwielbiała alkohol i szalone imprezy, które ja omijałam szerokim łukiem.
   I, mimo że jej ojcem był komendant policji jednego z posterunków na Manhattanie i mogłoby się zdawać, że została wychowana, aby stronić od tego typu rozrywki to prawda była zupełnie odwrotna.
   Może właśnie tak to działa – usilnie staramy się sprzeciwić rodzicom, chcąc wyłamać ze schematów powielanych przez lata, zapominając, że chociażbyśmy nie wiem, jak się starali to koniec końców jesteśmy tylko echem innych.
   Echem własnej rodziny i tego, jaki kształt nadało nam otoczenie.

    — Nareszcie — mruknął zmarnowany Will, gdy tylko dosiadłyśmy się do stolika.

   — Nie mów, że dopadł Cię kac morderca Callaway — spojrzałam na blondyna, zarzucając kurtkę na oparcie fotela.

   — Nie rzygałem od czterdziestu minut, więc chyba będzie dobrze — odparł, upijając jakiś zielony sok, krzywiąc się przy tym znacznie.

   — Mówiłam, żebyś nie mieszał wódki z piwem — Layla spojrzał na niego pobłażliwe, zajmując miejsce.

   Skrzywiłam się na same jej słowa. Raz w życiu piłam wódkę, a później zwracałam zawartość żołądka przez dwa kolejne dni.
   Nigdy więcej.

   — Dobrze wchodziło — westchnął, rozkładając ramiona po obu stronach fotela.

   — Gorzej w drugą stronę co? — mruknęłam, nie kryjąc rozbawienia jego wzdrygnięciem się.

   Will nie odpowiedział jedynie znów westchnął, jak ostatni męczennik i chwycił za swój zielony soczek na kaca, a rozmowa zeszła na temat zbliżających się świąt. W tym roku Layla spędzała je w Chicago z rodziną od strony matki, a Will w Bostonie ze swoim ojcem, do którego miał się przeprowadzić po skończeniu szkoły, by rozpocząć studia na jednej z tamtejszych uczelni.
   Jego rodzice rozwiedli się, gdy był jeszcze mały, w podobno dobrych stosunkach. Nie słyszałam, żeby kiedykolwiek narzekał na sytuacje rodzinną.

Dark ParadiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz