Rozdział czternasty; Tego chciałaś?

36.2K 1.1K 1.5K
                                    

   Ludzie byli wszędzie — podpierali ściany, siedzieli na schodach, kanapach i fotelach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ludzie byli wszędzie — podpierali ściany, siedzieli na schodach, kanapach i fotelach. Godziny mijały zaskakująco szybko i przyjemnie. Każdy kolejny łyk alkoholu rozluźniał moje ciało.
Teraz wszystko wydawało się łatwiejsze niż było w rzeczywistości. Nie lubiłam tracić kontroli, ale dziś tego potrzebował. Dawno nie czułam się tak przytłoczona wszystkim co mnie otaczało.

Z kolejnym wypełnionym po brzegi kubeczkiem w dłoni poruszałam się na boki razem z Layl'ą u boku. Czułam drgający bit pod stopami. Pragnęłam poczuć posmak tej wyidealizowanej wolności — choć na kilka tak krótkich chwil. Gdy czułam, że trzeźwiałam, chwytałam kolejny trunek.
Z alkoholem przesadziłam już dawno, ale z miejsca, w którym się znajdowałam nie mogło się zwrócić... teraz mogło być już tylko gorzej.

— Idziemy się przewietrzyć? — rudowłosa złapała mnie za dłoń ciągnąć w stronę wyjścia na werandę.

Nie stawiłam się. Przepychaliśmy się przez tłum bawiących się ludzi balonów i serpentyn, które ozdabiały wnętrze, nadając mu iście klubowego nastroju.
Chłodne powietrze uderzyło we mnie, gdy tylko przekroczyłam próg domu. Drewniana weranda na tyłach domu bractwa również była zapełniona ludźmi, jednak tutaj było nieco ciszej.

— Za dużo wypiłam — jęknęłam, obejmując się ramionami.

   — Ja też — odparła Layla, krzywiąc się lekko.

Usiadłyśmy na jednej z wolnych ogrodowych kanap, okrywając się jakimś kocem, który leżał przewieszony przez oparcie. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale szczerze mnie to nie obchodziło. Chciałam, żeby ta noc trwał jak najdłużej.
Przymknęłam powieki, odchylając głowę. Miałam ochotę zapalić, ale nie miałam pojęcia, gdzie machnęłam paczkę papierosów, którą trzymałam w kieszeni kurtki. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam nawet, gdzie ona była. Nie obchodziło mnie to.
Było mi zadziwiająco dobrze pod tym śmierdzącym dymem papierosowym oraz alkoholem kocem.

— Reynolds! — męski głos rozbrzmiał gdzieś w niedalekiej odległości od nas.

Zmrużyłam oczy, patrząc na wysokiego szatyna wychylonego przez jedno z okien wychodzących na werandę. Nie pamiętałam jego imienia, ale to on był jednym z tych, który przywitał nas jako pierwszy.

— Nie dadzą człowiekowi chwili spokoju — mruknęła Layla pod nosem — Co? — zapytała już głośniej obracając głowę w jego stronę.

— Ogarniesz swojego chłopa? — spojrzał na nią wymownie — Znów zaraz obrzyga komuś buty jak nie przystopuje.

Nie mogłam powstrzymać parsknięcia.

— O nie — jęknęła, przymykając powieki jednak po chwili wstała powoli z miejsca.

Zachwiała się przy tym nieznacznie, tracąc równowagę, ale szybko złapała pion.

— Nie ruszam się stąd — odparłam znów, opierając głowę o zagłówek.

Dark ParadiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz