Rozdział 10

995 72 17
                                    

  Następnego dnia rodzeństwo zostało bestialsko obudzone przez dziadka, który podstępnie nastawił im budzik. Kendra próbowała przekonać dziadka standardowym „są wakacje, nie musimy wcześnie wstawać", a Seth jęczał coś o „ciężkim łez padole, na którym przyszło żyć jemu, biednemu zbawcy świata". Gdy oboje pogodzili się ze swym marnym losem, dziadek powiadomił ich, że Larissa przyjdzie do ich z planem i strojami. Sam Stan wyszedł z ich pokoju tuż po wydarciu ich z łóżek, by mieli czas na wykonanie porannej toalety i ubranie się. Gdy już napełnili swoje żołądki, wrócili do swojej sypialni. Strażniczka miała tu być. Seth powiadomił Kendrę szeptem o swoich przemyśleniach, a ta przyznała mu rację.

- Larisso, jesteś tu? - zapytała cicho dziewczyna.

- Nieźle, całkiem nieźle — usłyszeli głos, jednak nie byli w stanie znaleźć jego źródła. - Macie pięć sekund na znalezienie broni. Powiedzmy, że tyle zajmie mi ciche dostanie się do was i poderżnięcie wam gardeł — Kendra zaczęła protestować, ale gdy niewidzialna białowłosa zaczęła odliczać, rzuciła się w kierunku rogu pokoju, gdzie stała miotła. Seth ruszył w stronę swojego zestawu kryzysowego, po czym błyskawicznie wrócił do siostry. Razem skryli się w rogu pokoju, gdzie chłopak rozsypał schowaną w woreczku sól. Gdy kobieta dotarła do pięciu, Seth wyjął sztylet od satyrów, a Kendra dzierżyła kij od szczotki, jakby był naostrzoną klingą. Nagle tuż za ich uchem dało się słyszeć głos:

- Bardzo dobrze. - Seth wrzasnął i odskoczył, a Kendra odsunęła się szybko. W rogu stała kobieta jak zwykle ubrana na czarno. Trzymała się pod boki, a na jej ustach widniał uśmiech godny władcy piekieł. Spojrzała na broń Setha, a jej spojrzenie stało się jeszcze mroczniejsze. - Skąd to masz? - spytała zimno. Chłopak milczał. - Nie odpowiadaj. Od panów „PROSZĘ-NAS-NIE-ZJADAĆ!!!"? - skinął głową — No tak. Mogłam się tego spodziewać. - Westchnęła ciężko. - Możesz go zatrzymać. Kto wie, może uratuje twoje życie któregoś dnia. A może przez niego je utracisz. Zobaczymy. - ruszyła w kierunku równoległej ściany, pochyliła się i machnęła ręką. Na ziemi pojawił się stosik czarnych rzeczy i dwie pary butów.

- Przymierzcie je — powiedziała, podając im rzeczy. - Na łóżkach położyłam wam plany. Choć w gruncie rzeczy nie będą wam potrzebne. W skrócie: po śniadaniu ćwiczymy we trójkę. Ziołolecznictwo i różne takie bzdety, które mogą uratować wam tyłki. Popołudnia zajmuję Kendrze zaś wieczory — Sethowi.

- Dlaczego ja jestem drugi? - spytał od razu Seth, odbierając swój komplet.

- Jesteś zaklinaczem cieni. Czy nie łatwiej ci będzie na początku ćwiczyć wtedy, kiedy jest dużo... no, jesteś mądrym chłopcem, zgadniesz, czego jest dużo - rzuciła kąśliwie. Chłopak poszedł się przebrać do łazienki, a Larissa wyszła z pokoju, żeby dać trochę prywatności Kendrze. Gdy wróciła, oboje byli przebrani. Czarne, dopasowane kostiumy pasowały na nich idealnie, a wysokie, wiązane buty były wygodne i trwałe. Nobody uśmiechnęła się cierpko. W jej dłoni pojawił się sztylet identyczny z tym, który miał młodszy Sorenson.

- Moi kochani – zaczęła tak jadowicie, że rodzeństwo przeszyły dreszcze. - Ćwiczenia czas zacząć — powiedziała cicho, po czym rzuciła w brzuch Kendry nożem.  



Witam, witam! Co sądzicie o "treningu" Larissy? Czego zamierza nauczyć rodzeństwo? Co zrobiła Kendrze? Do następnego! ~ Mrs. Hate

Strażniczka (Baśniobór ff) ~ ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz