Rozdział 22

735 58 7
                                    

  Gdy Seth się ocknął, poczuł, że jego policzek leży na czymś zimnym. Przez chwilę sądził, że podczas snu jego głowa po prostu osunęła się na kamienną podłogę. Jednak powierzchnia była zbyt miękka. Podniósł rękę, by nią zbadać tajemne oparcie, jednak po chwili usłyszał plaśnięcie i zirytowane parsknięcie. Po jego dłoni rozeszło się pieczenie.

- Ała! - jęknął, otwierając oczy.

-Trzeba było trzymać łapska przy sobie – odparł mu głos Larissy – No już, wstajemy, wstajemy. - Chłopak dźwignął się na nogi. Po chwili Nobody również do niego dołączyła, rozmasowując sobie ramię. Ruszyła w stronę Vanessy i Warrena, którzy siedzieli po drugiej stronie pokoju, jednak zatrzymał ją głos Setha.

- Dziękuję – powiedział cicho – Dziękuję, że mnie nie zrzuciłaś.

- Ach, mój chłopcze, to nie była czysta przyjemność – wyszeptała, dramatycznie odwracając głowę w jego stronę – A pokusa była naprawdę ogromna – odeszła w stronę Santoro i kucnęła przy nodze chorego.

- Pokaż tego kikuta – rzuciła bezceremonialnie, podnosząc delikatnie resztki stopy. - Jak się czujesz? - zapytała Warrena.

- Lepiej niż wcześniej. Co oznacza, że nic nie czuję – w głosie mężczyzny pojawiła się desperacja – Ale nie dam rady chodzić. Nie w tym stanie. Musicie mnie tu zostawić. Będę tylko ciężarem. - Nobody uniosła pięść do brody i przez chwilę wyglądała, jakby naprawdę zastanawiała się nad taką możliwością.

- Nie ma mowy! - zaprotestowała wróżkokrewna szybko – Nikogo tu nie zostawimy! – białowłosa uniosła ręce w geście kapitulacji.

- Spokojnie, spokojnie. Wyluzuj Kendro, tylko żartowałam – po raz kolejny wyszczerzyła zęby w tym dzikim uśmiechu, którego dziewczyna tak nie lubiła.

- Ale fakt faktem, nie mogę podróżować w takim stanie – przypomniał Warren.

- Właśnie.

- Zrób coś z tym, Larisso – ni to nakazała, ni to poprosiła Vanessa.

- Ja. - Nobody spojrzała na nią dziwnie.

- Proszę. Musisz mu pomóc. - białowłosa westchnęła.

- Podnieście go – zarządziła, machając władczo dłonią. Vanessa odsunęła się kawałek, gdy Paprot i Dale podnosili kalekę do pionu. Białowłosa wyciągnęła dłoń w stronę spalonej stopy. Mamrocząc coś do siebie w nieznanym języku, zrobiła parę znaków w powietrzu. Seth, stojący na tyle blisko niej, że słyszał ją dużo lepiej niż inni, zdał sobie sprawę, że gdzieś już słyszał takie słowa. Zmrużył oczy, ale nie był sobie w stanie przypomnieć jakie istoty używały tego języka. Na dłoniach i całym ciele Larissy stała się dużo bardziej widoczna siateczka czarnych żył, a z jej dłoni wypełzła czysta ciemność. Kendra wstrzymała oddech na ten widok. Ciemność leniwie powędrowała w stronę Warrena. Skierowała się ku jego stopie, wypełniła, puste przestrzenie i wygładziła całość.

- Puśćcie go – zarządziła Nobody, gdy z jej dłoni przestała wydobywać się ciemność. Dale i Paprot ostrożnie puścili ramiona Warrena, ale mężczyzna stał w miarę pewnie. Larissa podeszła do niego, zaoferowała mu swoje ramię.

- Spróbuj przejść się parę kroków. - jej głos był zaskakująco łagodny – Spokojnie i powoli — Warren postawił widmową nogą ostrożnie na ziemi bardzo ostrożnie. Nobody puściła go, gdy przeniósł ciężar ciała. Na początku zachwiał się lekko, ale po chwili złapał równowagę. Zrobił kolejny krok. I kolejny. I jeszcze parę.

- O mój Boże – wyszeptał, po czym odwrócił głowę w kierunku białowłosej. - Dziękuję.

- Ile to będzie działać? - spytała Vanessa. Nobody wzruszyła ramionami.

- Mniej więcej tyle, ile będę podtrzymywać zaklęcie. - parsknęła, widząc rozchylone usta części drużyny. - Lepiej chodźmy dalej, zanim postawicie mi tu pomnik. Choć nie miałabym nic przeciwko. - Wzięła swój plecak i podeszła do drzwi. - Idziecie? - Niedługo po tym weszli do kolejnego pokoju.

- Nie. Ruszać. Się. - zimne słowa Larissy wywołały natychmiastowy efekt – I gęby na kłódkę – nakazała, po czym po prostu zniknęła. Pokój wydawał się zupełnie zwykły. Miał długość jakichś dwudziestu, może trzydziestu kroków. Na drugim jego końcu oprócz drzwi znajdował się mały stolik. Na krzesełku przy nim siedziała staruszka, obierająca jabłka.

- To Baba Jaga. Skazana na wieczność – tłumaczyła im na szybko Nobody – Gdy podniesie głos i zobaczy ruch lub usłyszy dźwięk, zamieni was w Banshee.
Uważajcie. - Zamilkła, a oni skupili się na staruszce, która właśnie podniosła na nich wzrok.  



Hej! Co tam sądzicie o rozdziale? Dajcie znać! Do następnego! ~ Mrs. Hate

Strażniczka (Baśniobór ff) ~ ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz