Rozdział VI

3.2K 249 17
                                    

Magnus 

     Całą noc nie mógł zasnąć. Dopiero po powrocie do domu, gdy brał gorący prysznic, by choć odrobinę rozgrzać się po biegu w deszczu, uświadomił sobie, że mało brakowało, a leżałby teraz martwy.
Nie wiedział które z emocji odczuwa teraz bardziej. Strach, bo prawdopodobnie miał zginąć? Wdzięczność, bo tajemniczy nieznajomy uratował mu życie? Czy może obawę, że atak się powtórzy?
    Wyszedł spod prysznica i zaczął swój codzienny rytuał. Wmasował w ciało olejek o jego ulubionym zapachu drzewa sandałowego, a na twarz nałożył maseczkę z alg morskich.
Tak przygotowany skierował się na balkon, po drodze zgarniając butelkę włoskiego wina i kieliszek.
Rozsiadł się wygodnie na ratanowym fotelu i zapatrzył się w widok przed nim. Brooklyn po deszczu był naprawdę piękny. Wielkie wieżowce dookoła mrugały do niego kolorowymi światełkami. Właśnie dla tej panoramy kupił to mieszkanie. Pamiętał, że właśnie ona zawsze zachwycała jego mamę. Uwielbiała siadać w tym samym miejscu co on teraz i przy kubku gorącej czekolady, wpatrywała się w, nigdy niezasypiające, miasto.
    Magnus zastanawiał się co teraz. Co z jego dalszym życiem. Wewnętrznie czuł potrzebę zmiany. Z natury nie lubił monotonii, ale tym razem nie bardzo wiedział od czego tę ewentualną zmianę miałby zacząć.
Do tego dochodziły pytania, co teraz ma zrobić, po tym ataku? Czy to przypadek, że tuż po śmierci jego mamy, ktoś próbował zabić też jego? Czy atak się powtórzy? Czy powinien zgłosić to na policję? I najważniejsze, kim jest jego obrońca?
Magnus nie zdołał mu się przyjrzeć. Adrenalina zrobiła swoje, a poza tym ten chłopak, zdecydowanie nie chciał, by Magnus wiedział jak wygląda. Świadczył o tym kaptur, zaciągnięty na głowę i włosy opadające na pół twarzy, zasłaniające jego oblicze.
       Azjata wiedział tylko, że owy mężczyzna nie mógł być stary, potrafił walczyć nawet z ograniczoną widocznością i po jego ruchach można było stwierdzić, że jest dobry w tym co robi. Podczas walki nie zawahał się ani razu... Zupełnie panował nad sytuacją, a przygwożdżenie mężczyzny, o wiele od niego większego, nie sprawiało mu trudności.
Magnus zastanawiał się, czy jego podejrzenia są słuszne. Czy faktycznie ta sama osoba, przez którą nie żyła jego matka, miała coś wspólnego z dzisiejszym atakiem.
    Siedział na balkonie i rozmyślał, dopóki na jego skórę, nie padły pierwsze promienie słońca. Dopiero teraz uświadomił sobie, że za kilka godzin powinien być już w pracy. Dodatkowo zupełnie wyleciało mu z głowy, wczorajsze małe spięcie z Camille.
To był pierwszy raz, kiedy ją tak potraktował. Do tej pory, raczej był chętny na jej zaloty. Wcale nie dlatego, że darzył ją jakimś szczególnym uczuciem, nawet nie bardzo ją lubił. Po prostu, Camille potrafiła zaspokoić jego potrzeby. Dzięki niej zawsze miał z kim wyjść na imprezę czy do restauracji. Camille może i nie grzeszyła inteligencją, ale za to była bardzo pięknym dodatkiem do jego życia.
    Wyszedł z balkonu i skierował się prosto do swojej łazienki. Chciał wziąć rozgrzewający prysznic, w prawdzie brał go kilka godzin temu, ale przez siedzenie na balkonie, teraz miał zziębnięte pace i nie czuł się świeżo. Chciał wyglądać w pracy, tak, by nikt nie zorientował się, że coś go trapi.

Alexander

 - To poważna sprawa. - Dobrze, że nam powiedzieliście. - Powiedziała Izzy, gdy wraz z matką, opowiedzieli nad czym aktualnie pracują.
 - W istocie. Dlatego właśnie potrzebna jest nam wasza pomoc. - Maryse mówiła stanowczym głosem. - Nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek niedopatrzenie.
- Jasne. - Skwitował Jace w bojowym nastroju. - Jaki jest plan?
Alec zdziwił się, że jego rodzeństwo, zgodziło się na współpracę. Może faktycznie mylił się co do nich i współpraca nie zakończy się na kłótniach i nieporozumieniach.
- Zaczniemy od podziału obowiązków. - Kontynuowała. - Alexandrze, ty musisz zając się bezpieczeństwem dziecka Melindy. Chłopakowi nic nie może się stać, a po wczorajszym wydarzeniu wiemy, że nie można zostawiać go nawet na minutę. Nie wiadomo, co Asmodeus wymyśli tym razem.
Alec po poprzedniej rozmowie z mamą, nie mógł dojść do siebie. Mama wiedziała o jego orientacji, jednak nigdy nie była skora jej zaakceptować. Zastanawiał się dlaczego w takim momencie postanowił wracać do tego tematu. Nie był pewien, czy wykorzystywanie uczuć jego i Magnusa jest odpowiednie. Nie miał pewności, czy poradzi sobie z takim zadaniem. Do tej pory nigdy nikogo, nie uwodził. Był zdania, że lepszy zdecydowanie jest w zabijaniu, niż we flirtowaniu. To zawsze było zadanie Izzy.
- Dlatego właśnie, zamieszkasz obok niego. - Spojrzała mu w oczy. - Już wszystko załatwione. Jeszcze dzisiaj się tam wprowadzisz.
- Tak jest. - Odpowiedział kiwając głową
 - Do was, należeć będzie wytropienie Asmodeusa oraz tych, którzy z nim współpracują. Nie możecie zapomnieć, że ten człowiek jest doświadczony i przebiegły. Może kryć się za każdym kamieniem, dlatego nie możecie go lekceważyć.
 - Oczywiście. - Potaknęła Isabelle. - Pomogę w przeprowadzce Aleca, a później dołączę do Jace'a.
 - A ja przeglądnę akta Asmodeusa. Trzeba sprawdzać czego możemy się po nim spodziewać.
 - Doskonale. - Maryse uśmiechnęła się z aprobatą. - Pod koniec tygodnia oczekuję sprawozdania od każdego z was.
     Alec udał się prosto do swojego pokoju. Miał niewiele czasu na spakowanie się. Nie wiedział od czego zacząć. Podobno wszystko w mieszkaniu, znajdującym się drzwi w drzwi, z tym Magnusa, było gotowe do zamieszkania. Tak czy inaczej, nie był pewny co powinien ze sobą zabrać.
Ostatecznie zdecydował się na standardowe ubrania i kilka rzeczy osobistych. W końcu to była tylko przykrywka. Miał zamieszkać tam tylko na chwilę.
Wszystko musiało wyglądać wiarygodnie, więc do kilku pudeł zapakował też swoją ulubiona lamkę do czytania oraz inne cięższe rzeczy.
Tak spakowany wsiadł do samochodu Isabell. Nie dałby radu przewieźć tego wszystkiego na motocyklu. Miał zamiar wrócić po niego później.
      Gdy tylko dotarł na Brooklyn, zaczął się stresować. Nie codziennie jego zdaniem było uwiedzenie swojego podopiecznego. To zadanie bardziej pasowałoby do Izzy. To ona wolała wtapiać się w tło i owijać sobie wszystkich wokół palca. Nie przejmowała się uczuciami innych.
Alec kompletnie nie miał pojęcia od czego miałby zacząć. W prawdzie uważał Magnusa za atrakcyjnego, ale zupełnie nie znał jego charakteru. Poza tym, nie był pewny czy Azjata gra w jego drużynie. Gdyby skupić się tylko na wyglądzie, to można było tak stwierdzić. Rzadko który mężczyzna w ten sposób podkreślał swoją urodę.  Z drugiej strony, Alec nadal miał w pamięci wczorajsze wydarzenia w biurze. Tę kobietę zdecydowanie coś łączyło z Magnusem i widać było, że nie są to tylko relacje zawodowe.
     Alexander miał mętlik w głowie, ale coś czuł, że sprawa i tak nie pójdzie po jego myśli. Magnus wydawał mu się być osobą, przekonaną o swojej wyższości nad innymi. Był pewny siebie i emanował samozadowoleniem. Dodatkowo Alexander wątpił czy w tak trudnych okolicznościach, jakimi na pewno były śmierć mamy i atak, Azjata w ogóle będzie miał ochotę na nawiązywanie nowych znajomości, a co dopiero romansów. Był jeszcze jeden problem. Alec nie uważał się za osobę atrakcyjną. Clary zawsze mu powtarzała, że jest ciachem, ale to była jego przyjaciółka. One zawsze tak mówią. Alec nie był pewny, czy w ogóle Azjata będzie chciał zwrócić na niego swoją uwagę.
Łowca spłonął rumieńcem na tę myśl. On i romans... To zupełnie do niego nie pasowało. Wprawdzie, Alec od czasu do czasy, umawiał się na randki, ale jeszcze nigdy, nikt, tak naprawdę, mu się nie spodobał. Alec uważał, że ktoś z kim miałby ewentualnie być, musiałby mieć w sobie to "coś", którego nawet on nie potrafił określić. Tym sposobem, nigdy nie zdarzyło się by był w jakimkolwiek związku, nie wspominając już o pogłębieniu z kimś tej relacji. Do tej pory, nie rozpaczał za bardzo nad swoim niedoświadczeniem. Jak każdy, chciałby mieć kogoś, tylko dla siebie, ale nie chciał by ten ktoś był pierwszym lepszym.
    Gdy przekroczył próg apartamentowca uderzył w niego luksus. Na środku stało kilka skórzanych kanap, z sufitu zwisały ogromne, piękne żyrandole, a podłoga błyszczała się tak, że prawie oślepiała.
Za kontuarem w holu, siedziała drobna blondynka, na plakietce przyczepionej do koronkowej koszulki, widniało imię - Lidia.
- W czym mogę pomóc? - Zapytała, szeroko się uśmiechając, gdy tylko do niej podszedł.
- Jestem nowym lokatorem. Chciałbym odebrać klucze.
- Oczywiście. - Energicznie pokiwała głową - Pańska godność?
- Alexander Lightwood. - Odparł i już po chwili trzymał w dłoni klucze.
- Może zaprowadzę pana do drzwi?- Zaproponowała, według Aleca, nadmiernie podekscytowana.
- Ne. - Odpowiedział sucho. - Poradzę sobie.
 - Naturalnie, ale gdyby potrzebował pan jednak pomocy, proszę wołać
      Oddalił się od kontuaru, kierując się prosto do windy. Jego nowe, tymczasowe mieszkanie znajdowało się na najwyższym piętrze, na wprost drzwi Magnusa.
   Dotarłszy na samą górę, od razu usłyszał muzykę. Odrobinę przytłumioną, lecz jednak nadal głośną.
Alec rozpoznawał piosenkę, która aktualnie leciała. To był jeden  z jego  ulubionych utworów. - Czyli jednak będziemy mieć ze sobą coś wspólnego. - Pomyślał.
Nie nacieszył się utworem, bo gdy tylko zamknął za sobą drzwi, zapadła błoga cisza. Najwyraźniej mieszkania w tym budynku były przystosowane do wyprawiania imprez i słuchania głośnej muzyki.
    Alec rozejrzał się po pomieszczeniach. Z wąskiego holu przechodziło się do ogromnego salonu, otwartego na kuchnie. W holu znajdowały się tez korytarze do łazienki i sypialni z średniej wielkości, garderobą
Wypakował swoje ubrania i inne rzeczy codziennego użytku. Swoją broń ukrył w garderobie, a po resztę przedmiotów miał zamiar zejsć rano. Narazie nie miał siły na nic. Jego ciało nie było zmęczone, ale umysł, który cały dzień chodził na najwyższych obtorach, domagal się snu.
Alexander wiedział, że od jutra, zacznie się najgorszy etap. W końcu będzie musiał uwieść swojego sąsiada.

When hope and love has been lost // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz