Rozdział XI

3K 222 13
                                    

Magnus

     Kolejny tydzień minął mu bardzo pracowicie. Wielkimi krokami, zbliżał się pokaz, na którym miał przedstawić swoją kolekcję garniturów damskich. Tak bardzo się nim stresował, że praktycznie nie wychodził ze swojego biura. Chciał, by wszystko zapięte było na ostatni guzik. Nie mógł pozwolić sobie, na chociażby najmniejszy błąd, gdyż nie chciał, by jego współpracownicy, pomyśleli że sobie nie radzi. Może i faktycznie, czasami miał wrażenie, że nie daje sobie rady, ale w takich momentach, myślał o swojej mamie, która całe życie była dumna z tego co Magnus osiągnął. Właśnie dla niej starał się być silny.
    Powoli zapominał o tym, że ktoś chciał go zaatakować. Do tej pory nic podobnego się nie stało, więc uznał to za przypadek. W końcu często się słyszy o napadach w Nowym Yorku. Nadal był wdzięczny tajemniczemu wybawicielowi, ale to nie zmieniało faktu, że nie może tego wydarzenia rozpamiętywać do końca życia. Musiał iść dalej i właśnie to zamierzał zrobić.
    Jedyne czego żałował, to tego, że przez ostatni tydzień, praktycznie wcale, nie widział się z Alexandrem. Czasami minęli się w windzie, zamienili dwa słowa i oboje ruszali w swoim kierunku. Magnus planował jakoś mu to wynagrodzić, gdy ten cały cyrk z pokazem się już skończy. 
     Nie był pewien, czy nie będzie to zbyt śmiałe, żeby zaprosić gdzieś Alexandra... Właściwie, to Azjata do końca też nie miał pewności, czy niebieskooki w ogóle jest zainteresowany nim w ten sposób. Najczęściej jego gej radar działał doskonale, ale w przypadku tego nieśmiałego chłopaka, trudno było się czegokolwiek domyślić. Tak czy inaczej, Magnus miał zamiar zaryzykować. Skoro przyjemnie spędzało mu się z nim czas, ich rozmowy nigdy nie miały końca ,a dodatkowo, jeden nie mógł oderwać oczu od drugiego, to nic nie stało na przeszkodzie, by spróbować. A kto wie... Może i mają szansę na coś więcej?
   Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi jego gabinetu.
 - Proszę. - Do pomieszczenia wszedł, jak zawsze elegancki, Raphael. - Co ty tu robisz, przyjacielu? - Powitał go szczerym uśmiechem.
- Przyszedłem cię odwiedzić. - Usiadł na obitej białą skórą kanapie, pod jedną ze ścian. - Dawno się nie wdzieliśmy. Martwię się.
- Zupełnie nie masz powodu. -  Machnął ręką. - Też jestem w szoku, ale czuję się już znacznie lepiej.
- Tak? - Raphael zmarszczył brwi. - Skąd taka zmiana? Jeszcze niedawno byleś w totalnej rozsypce.
- Tak było, ale teraz już jest dobrze. Zająłem się pracą i nowym sąsiadem i jakoś tak samo wyszło. - Wyszczerzył się do przyjaciela.
- Nowym sąsiadem? To wiele tłumaczy. Simon nie będzie się mógł doczekać, żeby go poznać, gdy już mu powiem.
- Tak właściwie, to to nic poważnego. Po prostu miło nam się rozmawia.
- Nie ważne. Cieszę się, że już ci lepiej, ale pamiętaj, że nadal, gdybyś czegoś potrzebował, to zawsze jesteśmy obok.
- Pamiętam. - Uśmiechnął się delikatnie. - Dziękuję.

Alexander

    Poprzednie dni przyzwyczaiły go już do spędzania czasu z Magnusem, więc ten tydzień był dla niego trudny. Czasami udawało im się spotkać gdzieś przelotnie, ale Alecowi i tak brakowało z nim kontaktu.
Mniej więcej, wiedział co się teraz dzieje w życiu Azjaty, gdyż nadal cały czas go obserwował. Mimo wszystko, jednak zdążył już się przyzwyczaić do rozmów z nimi i teraz mu tego brakowało.
Wcale nie pomagał fakt, że Asmodeus nadal uparcie umykał im się z rąk. Co wpadali  z rodzeństwem, na jakiś trop, to on znowu im umykał. Z jednej strony, Alec chciał w końcu złapać ojca Magnusa, by ten był w stu procentach bezpieczny, z drugiej strony, wiedział, że gdy już to nastąpi, Alec wróci do swojego poprzedniego trybu życia i już więcej nie spotka Azjaty. Na razie nie potrafił sobie tego wyobrazić.
     Z niecierpliwością czekał, aż trudny okres w pracy Magnusa się zakończy, trochę nudziła go już obserwacja, którą prowadził. Magnus ogólnie był bardzo ciekawym człowiekiem, ale ostatnimi czasy, siedział w swojej pracowni, więc Alec skazany był na okupowanie dachu, pobliskiego budynku. Czasami towarzyszyła mu Clary, ale to i tak nie rozwiewało nudy, którą go dosięgła. Za bardzo był przyzwyczajony, do działania. Zawsze, gdy wykonywał którąś ze swoich misji, towarzyszyła mu adrenalina . Zawsze było niebezpiecznie i szybko. Właśnie między innymi, to Alec tak bardzo lubił w swojej pracy.
    Dlatego właśnie, gdy tylko spostrzegł dwie zakapturzone postaci, kryjące się  w cieniu budynku, gdzie mieściła się siedziba firmy Magnusa, zeskoczył z gzymsu i niczym cień, przeskakując z budynku na budynek, dotarł do jednokierunkowej uliczki. Bezszelestnie stanął za owymi postaciami. Już na pierwszy rzut oka, Alec mógł stwierdzić, że nie będzie łatwo. Jeden z nich, wzrostem poprzypominał Jace'a niższego od Aleca o głowę, za to ten drugi był o wiele od niego wyższy i na pewno szerszy. Jego mięśnie opinała czarna bluza. Mimo to, Alec i tak zamierzał dowiedzieć się, czego tutaj szukają. To nie mógł być zbieg okoliczności, że nagle dwoje, tak podejrzanych mężczyzn, kręci się obok Magnusa.
 - Szukacie czegoś panowie? - Zapytał, z nonszalancją w głosie.
 - Spieprzaj stąd dzieciaku. - Odezwała się ten większy, gdy zrozumiał kto stoi w ciemnym zaułku. Może i Alec, na pierwszy rzut oka, nie imponował posturą, ale za to nadrabiał wyszkoleniem.
 - Zmuś mnie. - Stanął na szeroko rozstawionych nogach, gotowy do starcia.
- Jeszcze pożałujesz, że to powiedziałeś. - Ruszyli na niego we dwóch. Na szczęście Aleca, masa ciała, nie pozwalała, temu większemu, poruszać się z szybkością, jaka była potrzebna, by dosięgnąć łowcę.
Alec zaatakował pierwszy. Kopniakiem z pół obrotu, pozbył się tego postury Jace'a, by skupić się na olbrzymie. Walnął go z pięści  w twarz, ale ten ani drgnął. Od razu oddał cios, Alec poczuł silne uderzenie i upadł na beton. Splunął krwią z rozciętej wargi i ponowił atak. Tym razem zdecydował się na cios w brzuch. Stalowe mięśnie  przeciwnika, wyrządziły większą krzywdę jego pięści, niż zaszkodziły ich właścicielowi.
Alec musiał zmienić taktykę. Wiedział już, że nie pokona go siłą, więc pozostały mu tylko spryt i szybkość.
Podczas, gdy przeciwnik zamierzał wyprowadzić kolejny cios w jego twarz, Alec zdążył uchylić się tak, że ten zamiast trafić w niego, trafił w betonową ścianę. Cios musiał być potężny, bo Alec usłyszał chrupnięcie w ręce olbrzyma. Tym sposobem osłabił przeciwnika. Szybkim ruchem znalazł się za wielkoludem i jednym zwinnym kopniakiem w zgięcie kolana, powalił mężczyznę. Doskoczył do niego, owinął swoje umięśnione ramiona, wokół szyi klęczącego przed nim napastnika i zacisnął je tak, by stopniowo odciąć go od tlenu. Już po chwili mężczyzna leżał na ziemi pozbawiony przytomności.
Alec odwrócił się, by odnaleźć drugiego z napastników, jednak nie było już po nim śladu.
- Cholera! - Krzyknął i wyjął telefon, by wezwać Lucka.
Sam musiał, jak najszybciej, dogonić Magnusa, który prawdopodobnie , zmierzał właśnie do domu.  W ostatniej chwili, dostrzegł go znikającego za rogiem. Ruszył za nim, a gdy ten znajdował się już bezpiecznie w domu, Alec poszedł zdać raport. W końcu zaczynało się coś dziać, ale łowca nie wiedział, czy to w sumie dobrze, czy źle. 

When hope and love has been lost // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz