Rozdział V

3.2K 240 57
                                    

Alexander

Siedział na gzymsie dachu jednego z budynków na Brooklynie. Z tego miejsca miał idealny widok na przeszkloną siedzibę firmy Magnusa Bane'a, a raczej miałby idealny widok, gdyby deszcz nie lał tak mocno.
Siedział tak od kilku dobrych godzin. Nie spodziewał się, że z Magnusa taki pracoholik. Od dziesięciu godzin, chłopak nie wychodził ze swojego gabinetu. Przez zasłonięte żaluzje, Alec nie mógł obserwować go przy pracy, ale na szczęście i z tym potrafił sobie poradzić.
Zapobiegawczosć również była jedną z jego cech. W czasie, gdy Magnus bezpiecznie siedział w domu, Alec pod pretekstem kupna garnituru, zakradł się do biura Bane'a i podłożył tam kamery. Chciał mieć wgląd w to, kto i co, robi w gabinecie jego podopiecznego. Widział stację, która zaszła chwilę temu. Nie był przyzwyczajony do oglądania ludzi w tak intymnych sytuacjach, więc gdy patrzył na to, jak tamta kobieta flirtowała z Magnusem, jego policzki piekły od zbierającej się tam krwi.
Alec rzadko miał kontakt z, w ten sposób, okazującymi sobie uczucia, ludźmi. W ogóle rzadko miał styczność z ludźmi, a już na pewno nie z seksem i jego pochodnymi. Nie miał czasu by w tym uczestniczyć, nie było też nikogo cennego uwagi. Zsunął się z gzymsu, lądując na chodniku, niczym kot, na czterech łapach..
Schował się z tyłu budynku, naciągnął na głowę kaptur przemoczonej bluzy i ruszył za Magnusem.
Alec musiał przyznać, że nawet pomimo deszczu, moczącego wszystko do okola, Magnus wyglądał, dosłownie, zjawiskowo.
Alec już od bardzo dawna, nie widział tak przystojnego mężczyzny. Może dlatego, że ostatnimi czasy miał styczność tylko z tymi złymi. Alec nie zwracał uwagi na wygląd tych, których ścigał, bo i wewnętrznie nie byli dla niego atrakcyjni. Z Magnusem było zupełnie inaczej. Alec nie znając go kompletnie był pewny, że wewnętrznie, tak jak na zewnątrz, jest piękny.
Nie wiedział skąd dokładnie wzięło się to przekonanie, ale coś w sposobie jego zachowania, przekonywało Aleca.
Szedł w dużym odstępie od Magnusa. Nie chciał, by ten go zauważył. Chłopak znowu kroczył ciemnymi , wyludnionymi uliczkami. Łowca zastanawiał się czy Azjata robi to celowo? Może nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, które na niego czyhało...

Magnus

Był kompletnie przemoczony, a nie dotarł nawet do połowy drogi do domu.
Szedł szybkim krokiem. Jedyne co słyszał to stukot własnych obcasów na mokrym chodniku i charakterystyczny, dla deszczu, szum.
W tm momencie żałował, że zdecydował się iść na pieszo. Mógł przecież wezwać taksówkę. Teraz było już jednak za późno. I tak nie miał na sobie ani jednej suchej nitki. Włosy przyklejały mu się do czoła, a makijaż spływał ciemnymi stróżkami po oliwkowej skórze.
Gdyby nie to, że szedł szybko, podejrzewał że już dawno zamarzłby na kość. I może zastanawiał by się nad tym dalej, gdyby nie ciemna postać, którą dostrzegł, gdy mijał jeden z zaułków. Ta okolica nie była jedną z najlepszych, toteż Magnus był przygotowany na takie widoki. Nie przejął się postacią dopóki owa, nie zaczęła iść w jego stronę
Magnus stanął jak sparaliżowany. Nie do końca wiedział co miałby w takiej sytuacji zrobić. Miał przy sobie telefon, trochę gotówki i naprawdę drogi zegarek, lecz gdyby nieznajomy nie zechciał jego rzeczy? Nie miał jak uciec, z resztą buty, które miał na sobie, nie nadawały się do biegania. Teoretycznie to był tylko jeden mężczyzna, a Magnus nie był chuchrem. Miał szansę zwyciężyć. Zanim zdążył namyśleć się, nad tym co powinien zrobić, sytuacja się rozwinęła.
Ciemna postać była dosłownie kilka metrów od niego, gdy znikąd, pojawiła się druga, zakapturzona postać.
Chłopak stanął między nim i napastnikiem. Magnus widział jego sylwetkę tylko od tyłu. Przestał skupiać się na wyglądzie drugiego z mężczyzn, gdy ten pierwszy się odezwał.
- On jest mój. - Warknął pewny siebie.
- To sobie go weź. - Głos jego obrońcy wydawał się być cichy, lecz mimo to, Magnus usłyszał wyraźnie każde jego słowo.
Zdziwił się tym co się właśnie działo. Był pewien, że drugi z mężczyzn też przyszedł tu po niego, a jak okazało się chwilę później, to on stanął w jego obronie.
Magnus patrzył na uliczkę przed sobą, jak zaczarowany. Rozpoczęła się walka, która skutecznie rozproszyła go tak, by zapomniał o lodowatym deszczu, który przecież wciąż padał.
Napastnik ruszył z krzykiem na drugiego z mężczyzn i próbował dosięgnąć go nożem, spoczywającym w jego dłoni.
Chłopak odskoczył od niego błyskawicznie i zaledwie jednym kopniakiem, pozbawił przeciwnika broni.
Mimo, że teraz nieznajomy stał przodem do niego, Azjata nadal nie mógł dostrzec jego twarzy. Przeszkadzał mu w tym naciągnięty na jego głowę kaptur oraz ciemność, jaka panowała w tym zaułku. Poza tym, obydwoje byli cały czas w ruchu.
Zakapturzony mężczyzna wykręcił ręce napastnika i kolejnym,celnym kopniakiem w zgięcie kolana, powalił tego drugiego na ziemię. Swoje kolano wbił między łopatki, tak by ten nie mógł się ruszyć.
Dopiero teraz, Magnus otrząsnął się z szoku. Ruszył w stronę mężczyzn, ale zatrzymał go głos tego młodszego.
- Nie podchodź, Magnusie. - Zrobił co mu kazano.
- Skąd znasz moje imię? - Zapytał zszokowany.
- To nie jest teraz ważne. - Bardziej naciągnął swój kaptur. - Musisz wrócić do domu. Teraz już nic nie powinno ci grozić
- O co tu chodzi?! - Magnus już nie mógł znieść tej niewiedzy. - Co to wszystko ma znaczyć?
- Ten chciał cię zabić. - Docisnął kolano, do nadal leżącego na mokrym chodniku mężczyzny. - A ja mu na to nie pozwoliłem, a teraz uciekaj. Idź do domu i zapomnij o tym co widziałeś.
- Ale... - Zaczął, lecz mu przerwano.
- Idź. Do. Domu. Teraz. - Cedził słowa. Teoretycznie ten ktoś uratował mu życie, ale wcale nie musiał mieć wobec niego pokojowych zamiarów. Uznał, że spełni rozkaz nieznajomego, a dopiero w domu zastanowi się co to wszystko miało oznaczać.

Alexander

Patrzył na oddalającą się sylwetkę Magnusa. Nie tak miał wyglądać ten wieczór. Alec chciał odprowadzić bezpiecznie Azjatę do domu,a później miał porozmawiać z mamą.
Najwyraźniej Asmodeus miał inne plany i postanowił pokrzyżować te jego.
Alec wyciągnął telefon z kurtki i nadal dociskając napastnika do ziemi, zadzwonił do Luke'a. Złapał prawdopodobnie, kogoś z szajki ojca Magnusa, więc musiał go przesłuchać. Niestety nie miał autoryzacji, więc wezwał tatę Clary, który ją miał. Żywił nadzieję, że tym sposobem, uda mu się dowiedzieć co planuje Asmodeus, a przede wszystkim gdzie się ukrywa.
Luck pojawił się po dziesięciu minutach, zabrał niedoszłego mordercę, a Alec od razu, skierował się do domu. Miał szczęście, że jego mama była w środku.
Zapukał dwa razy i przekroczył próg.
- Alec. - Uśmiechnęła się odrobinkę. - Jak idzie zadanie?
- Powoli. - Usiadł na jednym z wygodnych foteli. - Dzisiaj, gdy obserwowałem Magnusa, ktoś go zaatakował.
- Słucham?! - Maryse podniosła głos.
- Spokojnie. - Zaczął uspokajać matkę - Wszystko jest w porządku. Magnus jest cały i zdrowy, a napastnik siedzi teraz w areszcie. Luck go przesłuchuje. Ma mi dać znać, gdy już się czegoś dowie.
- Nie spodziewałam się, że Asmodeus tak szybko wcieli swój plan w życie. - Pomasowała skronie. - My też musimy przyspieszyć. To co robimy teraz, już nie wystarcza.
- Co masz na myśli?
- Nie możemy spuszczać Magnusa z oka, chociażby na chwilę. Myślę, że trzeba poprosić o pomoc Isabelle i Jace'a.
- Co? - Alec nie bardzo chciał ich wdrażać w to zadanie, mimo że wcześniej się nad tym zastanawiał. Doszedł do wniosku, że już powoli zaczął przyzwyczajać się do obecności Magnusa i nie chciał się nim z nikim dzielić. - To moja misja. Ja miałem złapać Asmodeusa i zadbać o bezpieczeństwo Magnusa. - Do tej pory, łowca miał styczność tylko z tymi złymi. Przyjemną odmianą było przebywanie w towarzystwie kogoś dobrego i czystego, choćby na chwilę i na odległość. Nie chciał stracić z oczu tego chłopaka. Z jakiegoś powodu, Alec lubił go, mimo że kompletnie go nie znał.
- Alexandrze. - Poczekała, aż na nią spojrzy. - Nikt nie zamierza odbierać ci zadania. Musisz jednak pamiętać, co był najważniejszym celem. - Spojrzała mu w oczy. - Najważniejsze jest, by syn Melindy Bane, był bezpieczny i ty tego musisz dopilnować. Resztą zajmie się twoje rodzeństwo. Nie dasz rady bez przerwy obserwować i chronić chłopaka i jednocześnie zbierać informację na temat Asmodeusa.
- Dobrze mamo. - Skinął głową. - W prawdzie nie do końca wiem, jakbym miał obserwować Magnus dwadzieścia cztery godziny na dobę...
- To proste, Alec... - Uśmiechnęła się krzywo. - Poderwiesz go.

Hej ho! Zaczyna się coś dziać! :D Wyobrażacie sobie, że Alexander podchodzi do Magnusa i nieudolnie próbuje go poderwać? :P Nie musicie sobie wyobrażać :p Niedługo o tym przeczytacie :P Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał :*

When hope and love has been lost // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz