Alexander
Wcale nie przejmował się tym, co robił mu Asmodeus. Nawet się cieszył, że postanowił skupić swoją uwagę i cały swój gniew na nim, a nie na Magnusie. On dawał sobie radę, nie pierwszy raz był ranny. Poza tym wiedział, że to wszystko zaraz się skończy. Mieli z rodzeństwem pewne procedury bezpieczeństwa, które jeszcze nigdy ich nie zawiodły.
Gdy usłyszał potworny trzask, wiedział, że to właśnie jego chwila. Ociec Magnusa odwrócił się do niego plecami, więc Alec mógł w końcu wykorzystać nadarzającą się okazję.
- Nareszcie. - Wyszeptał. Podciągnął się na linach i uniósł swoje długie nogi. Szybkim i sprawnym ruchem, owinął je wokół szyi, stojącego przed nim mężczyzny. Przyciągnął go do siebie i mocno zacisnął muskularne kończyny, by pozbawić tlenu przeciwnika. Asmodeus, w ferworze wydarzeń, wypuścił nóż i starał się rozplątać jego nogi, cały czas, co raz mocniej, zaciskające się na jego szyi.
Gdy Alec poczuł, że Asmodeus słabnie i uginają się pod nim kolana, przycisnął jeszcze mocniej, aż w końcu puścił, a ojciec Magnusa osunął się na podłogę.
Alec mocno chwycił liny i dzięki mięśniom brzucha podciągnął się do góry, tak że nogi mógł swobodnie zahaczyć o belkę. Wisząc głową w dół, spojrzał na Magnusa. Jego szeroko otwarte oczy wyrażały szok i niedowierzanie.
- Zaraz cię uwolnię. - Zwrócił się do Magnusa.
Gdy liny nie były już naciągnięte przez jego ciężar, Alec łatwo się z nich wyswobodził. Pozostało tylko skoczyć na ziemię i już po chwili znajdował się się przy Azjacie. Do przecięcia lin, które go krępowały, użył noża, na którym wciąż była jego krew. Pomógł chłopakowi wstać i od razu, mocno przyciągnął go do swojej nagiej piersi. Wsunął długie palce we włosy Magnusa i w końcu odrobinę się wyluzował. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ten ucisk w klatce piersiowej spowodowany był zamartwianiem się o Magnusa. Teraz, gdy miał go w ramionach, czuł jakby kamień spadł mu z serca.
- Koniec tego obściskiwania! - usłyszał głos siostry. - Jeszcze będzie na to czas.
- Izzy... - Alec odsunął się od Azjaty i posłał dziewczynie szeroki uśmiech. - Co tak długo?
- Był mały problem z ludźmi Asmodeusa na zewnątrz, ale już wszystko załatwione. - Odrzuciła długie, czarne włosy na plecy. - Jace ich pilnuje. Wracajmy do domu.
- Dasz radę iść? - Zapytał Magnusa, który nie wyglądał najlepiej. Miał półprzymknięte oczy i trochę chwiał się na nogach.
- Nie jestem pewien. - Odparł cicho. - Głowa mi pęka.
- Mogę cię zanieść. - Zaproponował.
- Nie. Spróbuję iść. - Powoli ruszył do przodu, jednak po kilku krokach, zachwiał się i prawie by upadł, gdyby nie silne ramiona, oplatające go w talii. Alec szybko włożył mu ręce pod kolana i podniósł do góry.
- Ty też jesteś ranny. - Zaoponował Magnus.
- To nic. - Pokręcił głową - To tylko draśnięcia.
Magnus był tak słaby, że dosłownie, przelewał się przez ręce. Chwycił go mocniej i ucałował w czoło. Tak bardzo cierpiał, widząc Azjatę w tak złym stanie. Cios w głowę musiał być na tyle mocny, że wywołał nieoczekiwane konsekwencje.
- Izzy. - Zwrócił na siebie uwagę siostry, która szybkim krokiem zmierzała do drzwi. - On, jak najszybciej, musi trafić do szpitala. Naprawdę nie jest dobrze.
- Możemy wezwać karetkę, albo pojechać autem Jace'a.
- Nie. - Oparł wbijając w nią przerażone spojrzenie. - Zanim karetka obróci w dwie strony, my zdążymy go tam dowieść.
Jace usiadł za kółkiem, Izzy obok niego, a Alec, nadal trzymając Magnusa, usiadł z tyłu. Ostrożnie położył sobie głowę chłopaka na kolanach i objął go ramieniem, by nie spadł, gdy Jace lawirował między samochodami. Jego siostra zdążyła jeszcze poinformować Luck'a o kryjówce Asmodeusa.
Na miejsce dotarli bardzo szybko. Jace pomógł mu wysiąść z nieprzytomnym już, Magnusem. Od razu skierowali się do wejścia. Gdy tylko ich zobaczono, w szpitalu podniósł się alarm. Jakaś pielęgniarka znikąd pojawiła się z łóżkiem, na którym Alec, od razu, położył chłopaka. Lekarze próbowali go obudzić, a gdy te próby się nie powiodły, zabrali go na oddział intensywniej terapii. Alec nie mógł tam wejść. Był wściekły. Chciał cały czas być przy Magnusie, ale mu zabroniono. Dostęp do tego miejsca miała tylko najbliższa rodzina. Nikogo nie obchodziły tłumaczenia, że Magnus nie ma żadnej rodziny.
Jedna z pielęgniarek chciała opatrzyć jego rany ale się nie zgodził. Jemu nic nie było. To Magnus potrzebował teraz najlepszej opieki.
- Alec. - Izzy podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu, w pocieszającym geście. - Musimy wracać. Ciebie też trzeba naprawić. Opatrzę cię w domu, a ty opowiesz mi, co tam się właściwie wydarzyło.
- Dobrze. - Alec skinął głową zrezygnowany i pozwolił zaprowadzić się do samochodu.
W domu wszedł pod gorący prysznic, by spłukać z siebie zaschniętą krew. Nadal myślami, był przy Magnusie. Nie chciał go opuszczać, gdy ten był w takim stanie.
Gdy wyszedł z łazienki, zastał siostrę siedzącą na jego łóżku. Obok niej leżała apteczka.
- Usiądź. - Poklepała miejsce obok siebie. Owinięty ręcznikiem, zrobił co mu kazała, a gdy zaczęła przemywać jego rany, przymknął oczy. - Opowiesz mi co się stało?
- Izzy... To moja wina. Wszystko co się dziś wydarzyło, to moja wina. - Mówił przez łzy. - On leży teraz w szpitalu, a wystarczyło bym się trochę zastanowił i pomyślał.
- O czym ty mówisz, Alec?! - Izzy podniosła głos. - Magnus z tego wyjdzie i dzięki tobie, nie grozi mu już żadne niebezpieczeństwo.
- Wcale nie. - Pokręcił głową. - To moja wina, bo spuściłem go z oczu. Gdyby nie ja, on teraz spałby w swoim łóżku.
- Nie mów bzdur, tylko opowiedz mi wszystko od początku. - Alec musiał odgonić od siebie ponure myśli i dopiero kiedy mu się udało, zaczął opowiadać.
- Byliśmy u mnie.. Magnus został na noc. Tak bardzo zająłem się tym, że on się mną interesuje, że kompletnie zapomniałem o dokumentach, dotyczących sprawy, leżących na stole. Gdy rano Magnus wstał, musiał je przeczytać, bo gdy się obudziłem, jego już nie było, a papiery leżały porozrzucane na podłodze. Domyśliłem się,że uznał, że za tym wszystkim co przytrafiło się jemu i jego mamie, stoję ja. Od razu za nim pobiegłem. Na parkingu, przy samochodzie, znalazłem jego kluczyki. Wtedy ktoś mnie zaatakował, straciłem przytomność. Odzyskałem ją dopiero w tamtym magazynie. I on tam był i jego ojciec. Asmodeus chciał, żeby Magnus się do niego przyłączył, żeby przejął jego biznes. Gdy Magnus odmówił, zaczął mnie ciąć na jego oczach. Dalej już wiesz co się działo...
- Ciesz się, że zerknęłam na lokalizator. - Odparła Izzy, opatrując jego rany. - O tej porze powinieneś być w domu, a nie w starym magazynie. Zadzwoniłam do Jace'a i pojechaliśmy to sprawdzić
- Dziękuję Izz... - Alec uśmiechnął się do niej delikatnie, bo na nic innego, w tym momencie, nie było go stać.
- Nie masz za co, braciszku. - Mrugnęła do niego i wstała. - Połóż się, tylko ostrożnie, żeby nie ponaciągać ran. - Ruszyła do drzwi. - Jutro zdasz raport mamie i może Magnus będzie już przytomny... - Alec tylko skinął głową i wrócił, pustym spojrzeniem, do gapienia się w dywan.
- Alec? - Przystanęła. - Mogę cię o coś zapytać?
- Tak. - Nadal na nią nie patrzył.
- Ty go kochasz, prawda? - Zapytała ściszonym głosem. - Dlatego tak się martwisz?
- Tak Izzy... - Westchnął i spojrzał jej w oczy. - Kocham, ale myślę, że to nie ma już znaczenia, po tym, czego się o mnie dowiedział. - Dodał zrozpaczonym głosem.
- Śpij dobrze. - Wyszła.
Alec wcale nie mógł zasnąć. Jego myśli pędziły jak szalone. Nie mógł pozbawić się obrazu, Magnusa w jego ramionach, z tym niewidzącym spojrzeniem. Cholernie martwił się o niego. Gdyby mógł, to wcale nie leżałby teraz w domu, tylko czatował przy łóżku Magnusa. Chciał powiedzieć mu tyle rzeczy. Chciał przeprosić za te wszystkie kłamstwa, które mu wciskał. Chciał mu udowodnić, że naprawdę go kocha.
Chciał zrobić cokolwiek, ale na pewno nie leżeć w tym cholernym łóżku. Miał już dosyć niewiedzy, jednak był pewien, że nawet gdyby, teraz pojechał do szpitala, nikt nie udzieliłby mu odpowiedzi, na pytania, które go dręczyły.
Nawet nie wiedział kiedy zasnął, ale najwyraźniej jego organizm potrzebował regeneracji, jaką oferował głęboki sen.
CZYTASZ
When hope and love has been lost // Malec
FanfictionAlexander Lightwood, jako łowca głów, nie raz miał do podjęcia szereg decyzji, które w rezultacie, doprowadzały go do celu. Jako osoba wyszkolona do łapania najgroźniejszych przestępców, będzie musiał odnaleźć się w kolejnym zadaniu, zupełnie innym...