Magnus
Raphael przyjechał do niego, do szpitala. Przywiózł ubrania i pomógł załatwiać całą papierkową robotę, niezbędną, przy wypisie.
- Karmiłeś Prezesa? - Zapytał, gdy siedzieli już w samochodzie, w drodze do domu. Magnus zastanawiał się, czy Alexander nadal jest w mieszkaniu naprzeciwko.
- Tak, Magnus. - Odpowiedział poważnie. - Karmiłem.
- Dziękuję. - Znowu powrócił do swoich myśli. Nie mógł się uwolnić od widoku Clary, opowiadającej mu o Alexandrze, którego znała tylko ona. Gdy tak siedziała na jego łóżku, przypominały mu się te wszystkie cudowne chwile spędzone z niebieskookim. Na jego twarzy, od razu, pojawiał się ciepły uśmiech. Niestety zaraz po tych dobrych wspomnieniach, nadchodziły też te złe. Te wszystkie kłamstwa... To było dla niego zbyt wiele. Nie mógł tego przetrwać, ani wybaczyć. Nie po tym, jak niedawno stracił matkę, a później dowiedział się, że jego ojciec jest mordercą.
Tego było już za wiele. W końcu dotarło do niego, że został sam i prawdopodobnie, tak już zostanie. Te wszystkie uczucia go przytłaczały. Nie miał już siły walczyć o swoje życie. Chciał mieć w końcu spokój, ale do tej pory, nie wiedział jak to osiągnąć.
Chciał wrócić do pracy i zapomnieć o Alexandrze, ojcu i o całym tym porwaniu. Doszedł do wniosku, że lepiej mu będzie bez tych wspomnień.
Wszedł do mieszkania i od progu, przywitało go cichutkie popiskiwanie. Podniósł małą, rudą kulkę i przytulił do piersi.
- Zostaliśmy sami, kochany. - Mruknął do niego i zabrał go na kanapę. - Musimy o wszystkim zapomnieć i żyć dalej, maleńki. Sami. Już zawsze będziemy sami.
Cały dzień spędził na kanapie, mówiąc do kota i ten ostatni raz, pozwalając sobie na uronienie kilku łez.Alexander
Przykucnął na dachu, jednego z magazynów. Obserwował. Z tej wysokości miał idealny widok na dwóch z czterech mężczyzn, których zamierzał dopaść. Cała czwórka miała zostać złapana jeszcze dzisiaj. Dokonali napadu na miejscowy sklepik, zabijając przy tym właściciela. Policja nie zdołała mężczyzn wytropić, ale on tak. Teraz obserwował ich, czekając aż pojawi się kolejna dwójka. W międzyczasie uznał, że może się odrobinkę zabawić.
Zeskoczył z dachu i cicho podkradł się do palącej papierosy, dwójki. Zorientował się, czy na pewno znajdują się w odpowiednim miejscu i wyszedł zza ściany. Powolnym krokiem ruszył na mężczyzn, z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
- Hej, ty! -Krzyknął jeden z nich. - Spadaj stąd!
- Dlaczego? - Zmarszczył brwi i przystanął niedaleko nich, w lekkim rozkroku. - Ja chcę tu być.
- Zaraz ci się odechce. Pożałujesz, że w ogóle się tu pojawiłeś. - Odwarknął jeden z nich i ruszył w jego kierunku. Drugi chwycił kij bejsbolowy i dołączył do pierwszego. Zamachnął się na niego i trafił w bok Alec'a. Prawie by się przewrócił, ale w ostatniej chwili zrobił unik od kolejnego ciosu i kopniakiem z półobrotu uderzył w twarz jednego z nich.
- Tylko na tyle was stać? - Zakpił z leżącego.
- Zaraz się przekonasz. - Ruszył z okrzykiem w jego stronę i zamierzył się na Alec'a. Nie trafił. Łowca uśmiechnął się szelmowsko i oddał cios. Trafił prosto w grdykę napastnika, który zapowietrzył się i osunął się na kolana. Alec podszedł do niego, chwycił za jego głowę i uderzając kolanem, pozbawił go przytomności. Usłyszał strzał, a później poczuł, przeszywający jego ramie, ból. Odwrócił się za siebie i dostrzegł stojącego za nim mężczyznę, z którym walczył przed chwilą. Wyrwał mu broń i zamachnął się, kolbą trafił w jego głowę. Po skroni spłynęła stróżka krwi i osunął się na ziemie.
Alec był ranny, a musiał przecież dostać, w swoje ręce, jeszcze dwóch. Nigdy, do tej pory, nie zachowywał się tak brawurowo.
Odkąd nie mógł spotkać się z Magnusem, przestał dbać o cokolwiek. Brał zadanie za zadaniem, wyruszał na misje, by czymś zająć sobie myśli. Gdy nie miał nic do roboty, jego umysł, zalewały obrazy Azjaty. Myślał o ich ostatniej randce. O wspólnej nocy... Nigdy w życiu nie przeżył czegoś podobnego. Nigdy też do nikogo nie czuł tego, co do Magnusa. Strasznie go bolało, że to co się między nimi wydarzyło, już się skończyło. To była naprawdę piękna przygoda i Alec był pewny, że nigdy jej nie zapomni.
Zatamował krwawienie i przyczaił się na kolejnych dwóch zbiegów. Mógł wezwać Luke'a, ale wcale tego nie chciał. Ból też odwracał myśli od Magnusa. Mimo rany postrzałowej, chciał doprowadzić tę sprawę do końca. Sam.
Gdy było już po wszystkim, związał nieprzytomnych mężczyzn i dopiero teraz zadzwonił po wsparcie. Gdy już miał pewność, że zostaną przekazani w ręce władz, ulotnił się, nie odzywając się do nikogo.
Ostatnio w ogóle z nikim nie rozmawiał. Nawet z Clary. Nie wiedział co miałby jej powiedzieć. Przecież nie mógł się przyznać, że gdy Magnusa nie ma już w jego życiu, nie może oddychać. Nie śpi po nocach, bo za dobrze pamiętał, jak to było spać, trzymając w objęciach Magnusa. Nie był też w stanie spojrzeć na jakiegokolwiek innego mężczyznę, bo od razu porównywał go z tym jedynym, którego chciał widzieć.
Było tak, jakby przed Magnusem, nie było żadnego życia. Teraz liczyła się tylko praca. Brał zadanie za zadaniem, tak by zawsze mieć co robić i żeby nie przesiadywać w domu.
Cieszył się, że zdążył zebrać wszystkie swoje rzeczy z mieszkania, zanim Magnus wyszedł ze szpitala. Nie wiedział co miałby mu powiedzieć, gdyby go spotkał. Mógł przecież tylko przepraszać. Nie było go stać na nic innego. Ewentualnie, była też możliwość, że padłby przed nim na kolana i ze łzami w oczach, błagałby o wybaczenie i drugą szansę, a nie mógł sobie na to pozwolić. Już zdążył oswoić się z myślą, że stracił go na zawsze i nic nie da się z tym zrobić.Magnus
Praca, dom, praca, głaskanie kota. Właśnie tak wyglądały jego ostatnie dni.
Wstawał wcześnie rano, bo i tak nie mógł spać i te kilka godzin przed pracą wykorzystywał na doprowadzenie swojego wyglądu do perfekcji. W pracy, szerokim łukiem, omijał Camille, a poza tym raczej starał się w stu procentach skupić wyłącznie na pracy. Gdy wracał do domu, karmił kota, brał długą kąpiel i szedł do pobliskiego parku, by pobiegać. Czasami, gdy nie mógł w nocy spać, rozmyślał nad słowami Clary. Dziewczyna, jedyne czego od niego chciała, to by poszedł do Alexandra i wytłumaczył mu, dlaczego już go nie chce.
Już dawno by to zrobił, gdyby był pewny tego co czuje. Nie chciał widzieć Aleca, bo nie wiedział jak się zachowa w jego obecności. Bał się, że spojrzy w jego obłędne oczy i zapomni zupełnie, dlaczego przestali się widywać. Tak naprawdę Magnus cholernie tęsknił za Alexandrem. Ostatnimi czasy, tęsknił bez przerwy. Jeśli nie za mamą, to właśnie za nim.
Nigdzie nie miał chwili wytchnienia. Gdy był w pracy, przypominały mu się słowa Clary, o tym, jak opowiadała, że Alec obserwował go z dachu budynku niedaleko jego formy. Gdy był w domu, wspominał Aleca, siedzącego na jego kanapie. Nawet w parku, gdy mijał ławkę, na której zawsze przesiadywał niebieskooki, czuł palącą potrzebę, by odnaleźć Aleca i z nim porozmawiać.Minęło kolejnych kilka dni, a Magnus nadal nie czuł się dobrze. Z dnia na dzień, co raz bardziej, zapadał się w sobie. Powoli przestawał rozumieć co się z nim dzieje. Czasami budził się w środku nocy i dopadały go natrętne wspomnienia.
Gdy nadszedł kolejny piątek, Magnus nie potrafił dłużej tego wytrzymać. W pośpiechu ubrał się w pierwsze lepsze ubrania i ruszył na komisariat policji. Musiał się dowiedzieć, gdzie mieszka Alexander.
CZYTASZ
When hope and love has been lost // Malec
FanfictionAlexander Lightwood, jako łowca głów, nie raz miał do podjęcia szereg decyzji, które w rezultacie, doprowadzały go do celu. Jako osoba wyszkolona do łapania najgroźniejszych przestępców, będzie musiał odnaleźć się w kolejnym zadaniu, zupełnie innym...