Rozdział XXVIII

2.9K 211 14
                                    

Alexander

    Siedział na metalowym łóżku w szpitalu i się niecierpliwił.
Wcale nie zamierzał tu być, ale gdy, po powrocie do domu, Izzy dopadła go na korytarzu i zobaczyła jego ranę, nie pozwoliła mu przejść dalej, tylko kazała  jechać do szpitala. Alec nie raz i nie dwa, był postrzelony, a przecież to było tylko draśnięcie. Nie widział powodu, by coś z tym robić, jednak Izzy była nieustępliwa.
      Teraz siedział w  tym okropnym miejscu i czekał, aż lekarz zszyje ranę. Nie była aż tak głęboka, ale mimo wszystko lekarz stwierdził, że nie obejdzie się bez dwóch szwów.
Do tego ta okropna biurokracja. W końcu niecodziennie, do szpitala, zgłaszali się ludzie po postrzale. Lekarz już chciał wzywać policję, ale Alec wytłumaczył mu na czym polega jego praca i podał numer do Luck'a, który wszystko potwierdził.
Gdy było już po wszystkim, założył koszulkę i wyszedł na chłodne powietrze wieczora.
Odpalił motocykl, mimo że wiedział, że do utrzymania maszyny, potrzebne mu będą silne ręce, a chwilowo jedną miał ranną. Nie przejął się bólem i ruszył w stronę domu.

Magnus

     Szedł przez ulice Nowego Yorku i zastanawiał się. Cały czas się zastawiał, bo tak właściwie nie bardzo wiedział, po co idzie do Alexandra. Nie wiedział co mu powie, czy w ogóle jest w domu i czy starczy mu odwagi, by spojrzeć mu w oczy.
    Rozglądał się po uliczce, którą szedł. Nie spodziewał się trafić na ulicę, gdzie stały tylko domki jednorodzinne. Myślał, że Alec mieszka gdzieś na odludziu, zupełnie sam.
    Gdy dotarł pod numer sto drugi, przystanął na chwilę. To właśnie pod ty numerem miał mieszkać Alec. Magnus przełknął ślinę i ruszył po białych schodach na werandę. Zapukał do drzwi i nie musiał długo czekać. Otworzyła mu młoda dziewczyna, którą do tej pory, widział  tylko raz. Isabell.
- Magnus? - Zmarszczyła brwi. - Co ty tu robisz?
- Przyszedłem spotkać się z twoim bratem.  - Odpowiedział. - Jest w domu?
- Nie ma go. - Odparła, ale widząc jego zawiedzioną minę, szybko dodała. - Jest w szpitalu, ale zaraz powinien być z powrotem. Może wejdziesz i zaczekasz na niego?
- Dzięki. - Przekroczył próg i dyskretnie się rozejrzał. Dom był urządzony bardzo przytulnie, co mógł dostrzec, dzięki otwartej przestrzeni. Wszędzie znajdowały się meble z drewna o ciepłym odcieniu. Na podłodze leżał puchaty dywan, a na kanapie wisiał kolorowy pled. Magnus mimo woli, nie mógł pozbyć się wyobrażenia Aleca, siedzącego w jednym z tych foteli, przy kominku, opleciony kocem, z książką w ręce i kubkiem gorącej herbaty w drugiej.
Potrząsnął głową, by pozbyć się tego obrazu i wrócić do rzeczywistości. Dopiero teraz dotarły do niego słowa Isabell.
- W szpitalu? - Zapytał zmartwionym głosem. - Coś mu się stało?
 - Ostatnio jest częstym bywalcem szpitala. - Odmruknęła. - Dziś został postrzelony, trzy dni temu miał rozwalony łuk brwiowy, a jeszcze wcześniej, złamane żebra.
- Dlaczego? - Magnus dopytywał się, zaniepokojony. 
- Sama nie wiem. - Ciężko westchnęła. - Nasza praca jest niebezpieczna, ale to zawsze Jace obrywał. Alec od zawsze miał wszystko zaplanowane podczas misji, a teraz odkąd... - Zawahała się. - Sam wiesz... Po porostu przestał na siebie uważać. Rzuca się w wir walki i codziennie przychodzi co raz bardziej poturbowany. Chciałam z nim  o tym porozmawiać, ale on ostatnio w ogóle z nikim nie rozmawia. - Mówiła nadal, kierując się na schody, więc szedł za nią. - Dobrze, że przeszedłeś. Może ty na niego wpłyniesz. - Zatrzymała się przed jakimiś drzwiami. - To pokój Aleca, wejdź i poczekaj tu na niego. - Posłała mu delikatny uśmiech i zniknęła, najprawdopodobniej w swoim pokoju.
     Magnus zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował.
W centrum, stało ogromne łóżko, z czarną narzutą na białej pościeli. W ogóle, pomieszczenie raczej nie było kolorowe. Wszystko co znajdowało się tutaj, było albo czarne, albo białe, z wyjątkiem kolorowych okładek książek, które stały dosłownie wszędzie oraz wściekle różowego koca, przewieszonego przez ramę łóżka. Najwyraźniej ta rzecz, nie należała do Alexandra.
Magnus usiadł na fotelu przy oknie i nadal przeczesywał, pomieszczenie spojrzeniem. Wciąż nie do końca był pewny, co  ma zamiar powiedzieć Alexandrowi, gdy ten się w końcu pojawi.
    Zapatrzył się w obraz za oknem, gdy do jego uszu, dotarł dźwięk skrzypienia drewnianych schodów. Azjata wyprostował się, jak struna, w oczekiwaniu na to, aż drzwi się otworzą. Gdy to nastąpiło, Magnus zaniemówił. Po części dlatego, że nadal nie wiedział co zamierza powiedzieć, a po części dlatego, że znów zobaczył te cudowne, niebieskie oczy. Nie mógł oderwać od nich wzroku. Alec, gdy tylko go dostrzegł rozchylił delikatnie usta i gwałtownie oparł się o drzwi.
- Magnus? - Doleciało do niego ciche pytanie.

Alexander

    Stał tam, oparty o drzwi i minę pewnie miał jak kretyn. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie ma halucynacji. Tak często wyobrażał sobie Magnusa w swoim pokoju, że jego mózg w końcu spełnił to życzenie.
- Alexander. - Zjawa odezwała się równie cichym głosem. - Jeśli nie chcesz mnie widzieć, to wyjdę.
- Co? - Alec nie rozumiał już o co chodzi.  - Nie! Nie chcę żebyś wychodził. Zostań. - Dopiero teraz uświadomił sobie, że to nie żadna halucynacja, tylko Magnus naprawdę przed nim stoi i czeka, aż ten się odezwie. - Ja po prostu myślałem... Mocno uderzyłem się dziś w głowę i myślałem, że jesteś wytworem mojej wyobraźni. - Zaśmiał się nerwowo.
- Nie jestem. - Magnus oddał delikatny uśmiech. - Przyszedłem porozmawiać.
- Okej. - Alec podrapał się po karku. - Może usiądziesz? - Oboje usiedli na dwóch, różnych końcach łóżka. - To o czym chcesz rozmawiać?
- Jeśli mam być szczery, to sam nie wiem. - Azjata wzruszył ramionami. - Przyszła do mnie Clary i prosiła żebym to zrobił...
- Clary? - Zmarszczył brwi. - Nie musisz już tu być, skoro Clary cię do tego zmusiła. - Podniósł się z łóżka.
- To nie tak, Alexandrze. - Również wstał i stanął naprzeciwko niego.  - Ja... Chciałem cię zobaczyć. Chciałem zapytać cię, jak się czujesz, ale twoja siostra, już mi powiedziała, że ostatnio jesteś stałym bywalcem szpitala.
- To nic takiego. - Machnął ręką i skrzywił się, bo zapomniał o szwach.
- Właśnie widzę - Skwitował. - Boli cię
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. - Zapanował nad ochotą wzruszenia ramionami.
    Stali tak chwilę, zupełnie w ciszy, gdy Alec poczuł ciepłą dłoń na swoim policzku.
- Nie chciałem zrobić ci krzywdy. - Usłyszał ciche słowa Magnusa. - Wszystko co się teraz dzieje, to moja wina.
- Magnus. - Alec przysunął się do niego odrobinkę, by móc poczuć, jego wyjątkowy zapach. - Przestań tak mówić. To ja cię okłamywałem przez ten cały czas. Nie mówiłem prawdy o sobie, ani o tym czym się zajmuję. Kłamałem przez cały czas. Już wiesz dlaczego byłem do tego zmuszony, ale to pewnie i tak, niewiele zmienia. - Przymknął oczy. - Była, jednak jedna chwila, kiedy powiedziałem ci prawdę. Gdy mówiłem, że się w tobie zakochałem, naprawdę nie kłamałem. - Czuł jak pod powiekami zaczynają się gromadzić łzy frustracji. Tak bardzo chciał, by Magnus mu uwierzył. - Nigdy, do nikogo, nie czułem czegoś podobnego... Ja naprawdę... - Z jego oczu, w końcu, poleciały łzy, a na swoich ustach poczuł usta Magnusa.
Od razu wiedział jak należy się zachować. Znał te usta na pamięć. Doskonale pamiętał ich smak i fakturę.
Włożył w ten pocałunek wszystkie emocje, które odczuwał. Gniew, pożądanie, smutek i jednocześnie, wielkie szczęście. Magnus objął go w talii, więc Alec zarzucił mu ręce na szyję, a długie, blade palce, wsunął we włosy. Nie dbał o to, że cały będzie w brokacie, teraz liczył się tylko Magnus. Miłość jego życia.
- Alexandrze. - Szeptał między pocałunkami. - Kocham Cię. - Gdy Alec tylko usłyszał te dwa słowa, momentalnie się odsunął i z niedowierzaniem, spojrzał na chłopaka, stojącego naprzeciwko.
- Co? - Zapytał głupio. - Ale jak to? Przecież ja cię okłamywałem. Ty nie możesz mnie kochać.
- Alec. - Znowu się do niego zbliżył. - Zrozumiałem, że zrobiłeś to, bo musiałeś. Zakochałem się w tobie i przez te ostatnie dni, nie mogłem przestać o tobie myśleć. Ja muszę być blisko ciebie, bo inaczej rozpadam się na małe kawałeczki. Kocham cię. - Powtórzył. - Kocham i już nigdy więcej, nie chcę się z tobą rozstawać. - Gdy tylko Azjata skończył mówić, do Aleca dotarł sens jego słów. Uśmiechnął się szeroko i wpił się w jego usta,
- Ja też cię kocham. - Odpowiedział i oboje opadli na łóżko w namiętnym uścisku.

 

Witajcie Aniołki! To już prawie koniec tego opowiadania, został jeszcze tylko epilog, który pojawi się niebawem. Życzę miłej lektury. <3

When hope and love has been lost // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz