33. „Dam radę mała."

3K 84 6
                                    

5/5 koniec maratonu:( piszcie opinie, bo aktywność spadła!

Robiłam sobie płatki, gdy ujrzałam schodzącego na dół blondyna bez koszulki. Jak dobrze, że mojej mamy nie ma w domu, bo zeszłaby na zawał.

- A mi nic nie zrobiłaś wredoto?- zapytał unosząc jedną brew.

- Oh, sory.- wzruszyłam ramionami z uśmiechem.

- Taka z ciebie przyjaciółka.- prychnął.

Zdziwiły mnie jego słowa. Jeszcze niedawno byliśmy tylko znajomymi, ale w sumie znajomi nie spędzają tylu godzin razem, nie śpią w jednym łóżku i nie rozmawiają o praktycznie wszystkim.

- Bozia rączki dała.- odpowiedziałam zaczynajac posiłek.

Kolejny raz kliknęłam guzik na pilocie. Nic nie leciało w tej telewizji. Sama nuda.

Po zjedzeniu umyłam naczynia i ignorując przyjaciela wróciłam na górę. Poszłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Po nim zrobiłam makijaż oraz ubrałam się w czarny kombinezon, żeby było mi wygodnie. Sięgnęłam po czarną torebkę, w którą włożyłam telefon, pieniądze, chusteczki i papierosy. Gotowa zeszłam na dół.

Nie wiem czy miałam żałować tego co zobaczyłam czy wręcz się cieszyć. Przede mną stał Isaac w ręczniku. Automatycznie zrobiło mi się gorąco. Dokładnie widziałam jego lekkie mięśnie. Właśnie takie jak lubiłam. Włosy miał ułożone w artystyczny nieład.

- Zrób zdjęcie starczy na dłużej.- puścił mi oczko, a ja się zaśmiałam. Jego typowy tekst.- Idę się ubrać i możemy jechać. Motor stoi przed domem.

Pokiwałam głową, że rozumiem. Wyszłam przed budynek i odpaliłam jednego papierosa. Zaciągnęłam się dymem obserwując przyrodę. Dziś było ciepło. Delikatny wiaterek sprawiał, że na mojej skórze pojawiły się ciarki. Było to dość przyjemne. Zgniotłam butem niedopałek i idealnie w tym momencie drzwi się otworzyły. Zakluczyłam je i podążyłam na maszynę. Delikatnie przełożyłam nogę na drugą stronę, aby się nie przewrócić. Wtuliłam się w plecy chłopaka, a on ruszył z piskiem opon.

Na szczęście nie było korków. Hale nie jechał za szybko co mnie cieszyło. Po znalezieniu parkingu udaliśmy się do pierwszego ze sklepów.

- A ten?- zapytałam wybierając kolejny zeszyt.

- Jane.- zaśmiał się.- Ty masz pięć czy dziewiętnaście lat? Zeszyt w jednorożce?

- No przecież jest słodki.- burknęłam.- Ty nie jesteś lepszy. Zeszyt z samochodami.- prychnęłam.

- A spadaj.- obrócił się do mnie plecami udając obrażonego.

Rozbawiona wybrałam resztę artykułów szkolnych i ruszyliśmy do kasy.

Usiadłam za blondynem, który po chwili ruszył w całkiem inną stronę niż powinien. Jechał dość szybko, więc nawet nie próbowałam przekrzykiwać wiatru.

Wjechaliśmy na McDrive. Isaac zamówił to co zawsze. Jak on dobrze mnie zna. Odebrałam jedzenie, a on dalej prowadził. W końcu znaleźliśmy się na ruinach.

- Wiem, że w nocy jest tu ładniej, ale w dzień też możemy tu posiedzieć.- uśmiechnął się.

Hale pomógł mi wejść. Zajęłam miejsce obok niego zajadając się już frytkami. Rzeczywiście nawet w dzień to miejsce ukazywało swoje piękno.

Nagle poczułam na twarzy ketchup. Obróciłam się rozgniewana w jego stronę.

- Myślałem, że chcesz.- odparł powstrzymując się od śmiechu.

- Zabije cię nadęty dupku!- krzyknęłam rzucając się na niego.

Bronił się, ale ja potrafiłam być sprytniejsza. Połaskotałam go po żebrach, aż w końcu odpuścił. Wisiałam nad nim zmęczona. Isaac wykorzystał ten moment i połączył nasze wargi. Leniwie poruszył nimi, a później prosił o dostęp językiem. Zgodziłam się.

To co my odpierdalaliśmy było niezrozumiałe. Nie rozumiałam tej relacji. Tak właściwie to nie czuliśmy do siebie nic, a mimo wszystko całujemy się, troszczymy o siebie i spędzamy wspólnie dużo czasu.

Gdy chłopak się odsunął panowała cisza. W niej skończyliśmy jedzenie, posiedzieliśmy jakiś czas i wróciliśmy na motor. Pojechaliśmy pod mój dom.

- Wchodzisz?- zapytałam trochę skrępowana poprzednią sytuacją.

- Za kilka godzin wyścigi.- stwierdził.- Będę po ciebie przed dwudziestą drugą.

- Reszta też będzie?

- Na wyścig gdzie ja startuje by nie przyjechali?- zapytał.- To oczywiste, że będą, dlatego też musisz być.

Pokiwałam głową już odchodząc. Wróciłam na łóżko włączając laptopa. Odpaliłam Teen Wolfa zapominając o realnym świecie.

***

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dwudziestą pierwszą. Trochę wciągnęłam się w serial, picie alkoholu i palenie papierosów. Musiałam się przygotować, więc wypiłam trzy piwa, a ze stresu wypaliłam kilka fajek.

Wstałam w końcu z łóżka, żeby doprowadzić się do porządku. Podeszłam do lustra i nałożyłam korektor. Przykryłam wszystko pudrem, zrobiłam brwi, wytuszowałam rzęsy, a na koniec dodałam rozświetlacz. Postanowiłam dziś sobie zrobić loki. Po ich wykonaniu wybrałam czarne spodnie z dziurami na kolanach, biały top na ramiączkach i czarną bomberkę. O tej godzinie robiło się już zimno. Do torebki spakowałam szminkę, którą przed chwilą pomalowałam usta, ponieważ o nich zapomniałam, chusteczki, telefon, pieniądze i papierosy. Gotowa zeszłam na dół i wsunęłam na stopy czarne nike. Wyszłam przed dom czekając na mojego szofera.

- No w końcu jesteś.- westchnęłam, gdy przyjechał.

- Um... Ładnie dziś wyglądasz.- odparł, a ja poczułam rumieńce na policzkach.

Isaac nigdy mnie nie skomplementował. Co się z nim dzieje?

- Dziękuję.- mruknęłam zakładając kask.

Po chwili włączyliśmy się do ruchu drogowego. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Nie muszę już wam go chyba setny raz opisywać.

Zauważyłam przyjaciół i od razu do nich podbiegłam. Przywitałam się z każdym buziakiem w policzek.

- Co tam u ciebie Jane?- zapytał Cody.

- Wszystko perfekt.- uśmiechnęłam się odpalając papierosa.

- Mam nadzieje, że pamiętacie o rozmowie.- przypomniała nam Chloë.

Całkiem o tym zapomniałam, ale niemożliwe jest to bym miała brata.

- Jakiej rozmowie?- spytał zaciekawiony Leo.

- Nieistotne.- wzruszyła ramionami zlewając go.

Obok mnie pojawił się Isaac. Podał mi piwo, które od razu zaczęłam pić. Za jakieś pół godziny zaczynał się wyścig. Nie przeżyje tego na trzeźwo.

Zgniotłam nogą skończonego papierosa, a następnie upiłam kolejne łyki alkoholu. Znaleźliśmy w końcu wolne miejsce, gdzie się usiedliśmy. Przyjaciele jak zwykle byli zajęci jakąś rozmową, a ja się wyłączyłam. Po prostu wyłączyłam nie myśląc o niczym.

- Ja muszę już iść się szykować.- wyrwał mnie z transu głos blondyna. Złapał mnie za rękę i wziął na bok.- O nic się nie martw.- zapewnił mnie.- Nic mi się nie stanie, a nawet jeśli to dasz sobie radę. Jestem tylko nadętym dupkiem niszczącym ci życie.- uniósł kącik ust.- Dam radę mała.- pocałował mnie w czoło i odszedł.

Stałam tak sama jakiś czas, aż nie wróciłam do reszty. Nie dałabym sobie rady, gdyby mu się coś stało. Za bardzo się przywiązałam. Za bardzo.. a miałam tego nie robić.

Bloated assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz