15. „Ta. Policzek."

3.3K 65 2
                                    

Na szczęście w tym sklepie chłopak coś wybrał. Zapłaciliśmy za wszystko i opuściliśmy sklep.

- No nareszcie księżniczka się zdecydowała.- burknęłam kierując się w stronę auta.

- Zaraz możesz iść na pieszo.- odezwał się.

- A spadaj.- prychnęłam wsiadając do samochodu.

Arthur podwiózł mnie pod dom. Wbiegłam jedynie na chwile, aby coś zjeść oraz podładować telefon. Wzięłam z lodówki Monte i zaczęłam się nim zajadać. Ładowarkę podłączyłam na ladzie. Włożyłam kabelek do komórki, która zaczęła się ładować.

Oczywiście Monte mi nie wystarczyło, więc zjadłam jeszcze połowę arbuza. Uwielbiam go. Najedzona poszłam szybko do łazienki. Załatwiłam swoją potrzebę, umyłam ręce, a następnie zęby. Rozpuściłam włosy, a gdy stwierdziłam, iż jestem gotowa wyszłam z domu biorąc po drodze telefon. Wskazywał on godzinę piętnastą, więc postanowiłam zadzwonić do Chloë gdzie teraz są.

Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... cholera nie odbiera. Jack to samo. Co oni robią. Wybrałam, więc numer do Isaac'a.

- Halo?- usłyszałam piękny głos.

- Hejka. Gdzie jesteście?- zapytałam stojąc pod domem jak idiotka.

- Na łące. Przyjechać po ciebie?

- Gdzie dokładniej?- mruknęłam zniecierpliwiona do telefonu.

- Masz tam kilka dobrych kilometrów..- zaczął, ale mu przerwałam.

- Czekam pod domem.- oznajmiłam rozłączając się.

W oczekiwaniu na blondyna zapaliłam jednego papierosa. Kiedy go zgasiłam ujrzałam jego... na cholernym motorze. Zdjął kask i ostrożnie włożył mi na głowę.

- Czy ty chcesz siebie zabić?- zapytałam spanikowana.- Nas zabić? A z resztą jebać.- wzruszyłam ramionami i wsiadłam na maszynę. Blondyn zaczął się ze mnie śmiać, ale gdy wtuliłam się w niego ruszył szybko.

Naprawdę szybko. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Gdybym jechała autem to bym później tam była. To było bardzo niebezpieczne, ale kocham adrenalinę. Wiem, mnie nie zrozumiecie.

Podeszliśmy do kocyka i zajęliśmy miejsce. Przywitałam się z każdym po kolei po drodze dostając od Leo piwo. Włączyłam się do rozmowy z nimi.

Przypomniało mi się kiedy siedziałam wraz z Arthur'em, Chloë i Jack'iem i rozmawialiśmy o przyszłości. Teraz w innym składzie rozmawiamy o imprezowaniu i przeszłości. Jest całkowicie inaczej.

- Co jutro robicie?- zapytał nagle Leo.

- Spotykam się z A... chłopakiem.- mruknęłam widząc, że Isaac zaciska pieści, a Chloë oraz Jack mają grymas na twarzy. Jedynie brunet uśmiechnął się do mnie wiedząc, że to moje życie i moje wybory.

- Idziemy na imprezę?- zapytała rudowłosa.

- Jasne!- odpowiedział Jack.

- Dam wam znać czy będę mogła.- uśmiechnęłam się słabo.

- Ja też.- odezwał się nagle Isaac.

- A ty czemu nie?- spytała dziewczyna marszcząc brwi.

- Nieważne.- odpowiedział zbywająco.

Tak naprawdę nie wiem co on robi nocami, kiedy nie może wychodzić. Nie interesuje mnie to. Może opiekuje się Rose? Albo pomaga tacie w garażu? Może kiedyś się tego dowiem.

Posiedzieliśmy tutaj do dwudziestej trzeciej i postanowiliśmy się zmywać. Blondyn był jedynie po jedynym piwie, które pił na początku, więc postanowił mnie odwieźć. Niechętnie się zgodziłam, ale wole to niż pójście samej tyle kilometrów. Leo, Chloë i Jack prawdopodobnie zamówili taksówkę, ewentualnie szli pieszo. Nawet nie wiem, bo odjechaliśmy szybko.

Chłopak stanął pod moim domem. Stanęłam przed motorem i oddałam mu kask. Isaac zbliżył się do mnie i złożył pocałunek w kąciku moich ust.

- Isaac.- zaczęłam.

- No co? To tylko policzek.- mruknął z łobuziarskim uśmiechem.

- Ta. Policzek.- prychnęłam uśmiechając się.- Dziękuję i... do jutra?- powiedziałam pytająco.

- Możliwe. Cześć.- westchnął i szybko odjechał.

Kiedy tylko dotarłam do domu rzuciłam się na łóżko. Poleżałam chwile, a później postanowiłam się wykąpać. Po szybkim prysznicu przebrałam się w piżamę, umyłam zęby i poszłam spać.

***

Minęły trzy dni. Nic specjalnego podczas nich nie robiłam. Spotkania z ekipą, oglądanie Teen Wolfa no i widzenie się z Arthur'em. Dziś miałyśmy z mamą w planach wybrać się do babci. Uradowana ubrałam szare, dresowe spodenki i pastelowo różową bluzkę. Zrobiłam leciutki makijaż, a następnie sięgnęłam po gitarę. W kieszeń schowałam telefon i zbiegłam na dół.

- Jedziemy już?- zapytałam stojąc przy drzwiach wyjściowych. Stęskniłam się za dziadkami.

- Tak, tak... widziałaś gdzieś moją czarną torebkę?

- W salonie obok telewizora.- mruknęłam przewracając oczy.

- No tak! Dobra mam.- odpowiedziała i opuściłyśmy dom.

Droga do dziadków zajęła nam kilkadziesiąt minut. Jechałyśmy powoli słuchając piosenek lecących w radiu. Gdy dojechałyśmy na miejsce w ogródku zauważyłam siedzącą babcię. Podbiegłam do niej składając na jej policzku buziaka.

- Cześć babciu.- odezwałam się z uśmiechem.

- Ooo Jane.- odpowiedziała.- Widzę, że masz gitarę.- stwierdziła.- Dziadka dziś nie ma, może zdąży wrócić, ale wątpię w to, dlatego muszę ci wystarczyć.- zaśmiała się.

Szkoda, że go nie było. Stęskniłam się za nim.

- A teraz chodźcie czeka na was moja warzywna sałatka.- wstała powoli i ruszyła w stronę drzwi.

Od razu wyszczerzyłam zęby. Sałatka babci była najlepsza na świecie. Kochałam jej jedzenie.

Nagle mój telefon zawibrował. Wyciągnęłam go i odczytałam wiadomość.

Isaac: Hej Jane
Isaac: Co u ciebie?
Me: No heja
Me: Jestem u babci, a tam?
Isaac: Możesz pozdrowić hah, siedzę z Rose i Mia...
Me: Jesteś u Leo czy on u ciebie?
Isaac: Ja u niego;P
Isaac: Widzimy się dziś?
Me: Jeśli nie będę się widzieć wieczorem z Arthur'em to możemy wyjść wszyscy.
Isaac: Ale mi chodziło o nas. Jakiś film, jedzonko?
Me: No w sumie dobry pomysł. Poczekaj.

Do: Arthur
Widzimy się dziś?

Na odpowiedź nie musiałam czekać długo.

Od: Arthur
Nie mogę. Jutro wesele.

A no tak. Całkowicie wypadło mi ono z głowy. Idzie na nie sam, beze mnie, ale ja przynajmniej będę mogła posiedzieć w domu oglądając mój ulubiony serial.

- Jane przestań siedzieć w tym telefonie tylko.- usłyszałam głos babci.

- Już go chowam.- mruknęłam szybko pisząc Isaac'owi, aby był o dwudziestej drugiej i kupił dobre jedzenie.

U babci siedziałyśmy dobre trzy godziny. Jadłyśmy sałatkę, grałyśmy i śpiewałyśmy. Uwielbiam spędzać czas ze staruszkami. Gdy musiałyśmy się zbierać dziadek wszedł do domu.

- Hola hola, musimy dziś zagrać chociaż jedną piosenkę.- puścił do mnie oczko.

- Tato.- mruknęła mama.- Muszę jutro wstać rano do pracy.

- Jedna, mamo! Proszę.- zrobiłam słodkie oczka.

- Ale tylko jedną.- powiedziała niechętnie.

Ucieszyłam się. Rozpakowałam instrument z pokrowca, a dziadek przyniósł swoją. Pierwsze dźwięki z jego strony można było słyszeć już po chwili. Dołączyłam do niego i zaczęłam śpiewać. Grając czułam jakąś magię. Czas się zatrzymywał. Liczyła się tylko gitara oraz świat muzyki. Po zagranym utworze usłyszałam gromkie brawa. Musiałam z powrotem schować ją i jechać do domu.

- Pa!- krzyknęłam machając ręką.

- Odwiedź nas jak najszybciej!- odkrzyknęli równocześnie.

Bloated assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz