34. „Nie niszczyłeś mi życia idioto."

2.8K 67 1
                                    

Już za moment miał rozpocząć się wyścig. Przyjaciele nalegali byśmy znaleźli miejsca gdzieś bliżej toru. Poszłam za nimi paląc kolejną fajkę. Za dużo stresu.

Ustawiliśmy się w końcu tak, że widzieliśmy wszystko. Motory podjechały do lini startu. Od razu zauważyłam jego maszynę. Na środek wyszła dziewczyna ze spodenkami, w których było jej widać pół dupy oraz w bluzce z dekoltem. Ogromnym dekoltem. O twarzy już nie wspomnę. Norma tutaj.

Machnęła chorągiewką, a oni ruszyli. Od początku Isaac prowadził. Trzymałam za niego mocno kciuki. Chciałam, aby wygrał. W ostatnim okrążeniu zaczęło się coś dziać. Jakiś typek dogonił go próbując zatorować mu najprawdopodobniej drogę. Hale stracił panowanie i wjechał w mur. Wszyscy nagle zniknęli, została tylko nasza szóstka. Od razu rzuciłam się w bieg do miejsca zdarzenia.

- Jedziemy z nim na pogotowie!- usłyszałam krzyk Leo.

Ukucnęłam w końcu przy chłopaku. Jego oczy były zamknięte, a on sam nie oddychał. Obok było pełno krwi.

- Odsuń się!- krzyknął Steger biorąc przyjaciela na ręce.

Wszystko działo się tak cholernie szybko. Jack podjechał swoim samochodem. Wziął ze sobą Leo wraz z blondynem na rękach. Odjechali z piskiem opon zostawiając nas tutaj.

- Mam kluczyki od auta Leo.- powiedziała przerażona.- Ale nie jestem w stanie prowadzić.

- Nic nie piłem.- oznajmił Cody.- Chodźcie szybko!

Płakałam i biegłam. Obraz cały czas mi się rozmazywał, ale ignorowałam to. Rudowłosa drżącymi rękoma podała blondynowi kluczyki i pojechaliśmy szybko w stronę najbliższego szpitala. Odpaliłam w samochodzie papierosa. Przed szpitalem wyrzuciłam go biegnąc na rejestracje.

- Dzień dobry.- ledwo wydusiłam.- Przywieziono tu...

- Jane tam są!- krzyknął Cody.

Pobiegłam w tamto miejsce. Drzwi przede mną perfidnie się zamknęły. Automatycznie wybuchłam płaczem.

- Będą go operować. Stan tragiczny.- wytłumaczył Carter.

Siedziałam na krześle z zakrytą przez dłonie twarzą. Wyłam jak małe dziecko. Przeczuwałam, że coś może się stać. Dlaczego pozwoliłam na te cholerne wyścigi?

- No już cii..- usłyszałam koło ucha głos chłopaka mojego przyjaciela.

***

Dopiero jak dostałam tabletki uspokoiłam się trochę. Na korytarzu czekaliśmy już dobre trzy godziny. Chodziłam w tą i z powrotem, aby się ogarnąć. Po chwili zza drzwi wyłonił się lekarz.

- Udało nam się zatamować krwotok, lecz nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Narazie będzie w śpiączce.

Narazie będzie w śpiączce.

Czy to oznacza, że nie będę słyszeć jego głosu przez jakiś czas? Nie będę mogła z nim porozmawiać, powyzywać się? Przytulać i całować? Nie poradzę sobie bez niego.

- Jak to w śpiączce?!- odezwał się Leo.- Na ile?

- Tego jeszcze nie wiemy.- stwierdził.

Znowu zaczęłam płakać. Nie wydobywałam z siebie żadnych dźwięków. Po prostu łzy spływały mi beztrosko po policzkach.

- Można do niego teraz wejść?- zapytała przyjaciółka.

- Tak, ale dziś to wyjątkowa sytuacja. Najwyżej trzy osoby mogą przebywać u pacjenta.- powiedział i zniknął za ścianą.

Bloated assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz