14

1.3K 149 52
                                    

Następnego dnia wszystko było po staremu - Cas stał się niewidzialny, Dean poszedł do pracy. Rozmawiał z Charlie normalnie jak z dobrą przyjaciółką. Od rozmowy w restauracji dopuszczał do siebie myśl, że nie ma szans na nic więcej. Nawet nie uderzyło to w niego jakoś mocno - może od zawsze wiedział, że nic z tego. Poza tym nie chciał stracić kontaktu z nią - praktycznie uznawał ją za rodzinę. Miał wrażenie, że powoli stawała się dla niego jak siostra, której nigdy nie miał. Nie chciał, aby to się zmieniło.

- Jak z Casem? - to było pierwsze, co usłyszał od Charlie wchodząc rano do pracy.

- Cześć? - rzucił niepewnie. - I w porządku - stwierdził. - Dogadaliśmy się.

- To dobrze - uśmiechnęła się lekko i podeszła, aby go przytulić, co ten odwzajemnił. Po chwili się odsunęła. - Myślę, że Castiel to dobry przyjaciel.

Który zapewne teraz cię słyszy - pomyślał Dean, uśmiechając się lekko.

- Najlepszy - przyznał.

Garth nie zostawił mu nic do zrobienia - miał więc po prostu przyjmować klientów. Na razie jednak nikogo nie było, więc mogli spokojnie porozmawiać. O dziwo Deanowi to pasowało - jasne, że brakowało mu tego, żeby pracy zawsze było więcej niż czasu jak to u Bobby'ego, ale może po prostu potrzebował trochę odpocząć po tylu latach ciężkiej pracy. Zastanawiał się skąd Garth ma tyle pieniędzy, bo szczerze wątpił, żeby ze zleceń starczało na pensję dla niego i Charlie.

Charlie włączyła radio i zrobiła im obojgu kawę, za którą Dean od razu podziękował.

- Jak po wczoraj? - spytała wreszcie.

- Co konkretnie masz na myśli? - spojrzał na nią pytająco.

- W sumie sporo - stwierdziła. - Jak się czujesz z tym, że serio dobrze śpiewasz i ktoś to zauważył? 

Dean wzruszył ramionami.

- Szczerze to nie wiem, Charlie, to... to coś nowego. Ale na pewno pozytywne. 

-  Musisz bardziej uwierzyć w siebie. Obserwowaliśmy cię z Casem i wyglądałeś jakbyś nie chciał tam być...

- Bo nie chciałem - przypomniał jej. - Porwaliście mnie i zmusiliście.

Charlie zaśmiała się. Dean też.

- To prawda. Ale chyba nie żałujesz.

Winchester pokręcił głową.

- Oczywiście, że nie. 

- Żałujesz czegokolwiek z wczoraj? - spytała poniekąd go sprawdzając.

Dean przygryzł wargę, bo żałował czegoś i to bardziej niż by chciał.

- Tego co robiłem Casowi w samochodzie - wyznał. - Wiem, że byłem pijany, a on nie jest o to zły, ale... Nie chciałem, żeby czuł się tak jak się czuł. Boję się, że kiedyś odejdzie przez coś takiego.

Poczuł dłoń anioła na swoim ramieniu i cichy szept, którego Charlie nie mogła usłyszeć.

- Nigdy nie odejdę, Dean.

Uśmiechnął się minimalnie na to. Lubił to uczucie, gdy wiedział, że anioł po prostu jest obok i czuwa nad nim, pilnuje go. Czuł się wtedy bezpieczny, kochany... tak jak w tej piosence, którą wczoraj śpiewał - ten tekst po prostu od razu skojarzył mu się z Casem. 

- Wątpię, żeby odszedł - stwierdziła Charlie. - Widać, że mu na tobie zależy. Tacy ludzie rzadko odchodzą.

Tylko, że Cas nie był człowiekiem i Dean bał się, że kiedyś zrani go na tyle mocno, że inne anioły zabiorą Castiela zanim zdąży go chociażby przeprosić. Nie chciał go stracić.

Anioł Stróż [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz