43

844 98 10
                                    

Było prawie tak jak w jego śnie. Po jego prawej stronie stał Gabriel. Po lewej Lucyfer, którego zdążyli już wpuścić do Nieba razem z pozostałymi upadłymi zyskując w ten sposób znaczną przewagę liczebną. Zdawali sobie jednak sprawę, że to kwestia czasu (w dodatku dość krótkiego) nim ta informacja dotrze do Rafała lub Michała. Musieli działać szybko. 

Plan Castiela był prosty: zapędzić pozostałe anioły w jedno miejsce, wykorzystać przewagę liczebną i po prostu je otoczyć uniemożliwiając jakąkolwiek walkę. W tym czasie on, Gabriel i Lucyfer mieli ruszyć zmierzyć się z Michałem i Rafałem. Archanioła może zabić tylko archanioł, a tutaj też mieli przewagę liczebną: trzech do dwóch. Był dobrej myśli i nie chciał rozlewu krwi większego niż to konieczne. Chciał aby wszystkie anioły zrozumiały jakich zbrodni latami dopuszczali się pozostali archaniołowie i aby Niebo było lepszym miejscem dla wszystkich.

Innego zdania był Lucyfer, który stwierdził, że w ten sposób powielą błąd z poprzedniego buntu - twierdził, że wszyscy zwolennicy Rafała i Michała powinni zginąć, bo inaczej wojna będzie trwać w nieskończoność. Niestety Lucyfer zdobył większe poparcie. Chciał zemsty i Castiel to rozumiał, ale wiedział jak to się skończy - źle.

Miał wrażenie, że Lucyfer oszalał wraz z powrotem do Nieba. Chciał zemsty i tylko to się dla niego liczyło. Nie dbał o cenę, o środki jakimi to osiągnie. Nie dbał nawet o to ilu aniołów przez to zginie. Prawdopodobnie nie dbał nawet o to czy sam przeżyje. Mógłby zniszczyć całe Niebo, wybić wszystkich aniołów tylko po to, aby zemścić się na swoich braciach. 

Jego zapewnienia jakim dobrym dowódcą jest Castiel i jak bardzo mu ufa szlag trafił. Prawie w ogóle nie liczył się z jego zdaniem twierdząc, że on wie lepiej i ma lepszy plan o treści: mordować kogo popadnie, a priorytetowo tych dwóch dupków o imionach na R i M. Na szczęście Gabriel był w stanie chociaż minimalnie nakłonić go do kompromisu, który mówił, aby mordować tylko tych, którzy nie przejdą na ich stronę.

Nowy plan wyglądał więc tak, aby zapędzić wszystkich w jedne miejsce i zabijać jednego po drugim, jeśli nie zmienią strony. Castiel uznawał to za wyjątkowo idiotyczne - zanim zdążą spytać o stronę, zginą. Ale nie chcieli go słuchać. Lucyfer miał większe poparcie. Castiel stracił na reputacji gdy tylko jego starszy brat wrócił. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że się myli i plan Lucyfera zadziała, nie powodując przy tym śmierci zdecydowanej większości aniołów.

Kiedy ich armia ruszyła do boju, trójka archaniołów przypatrywała się im razem z Baltazarem, którego mianowali na dowódcę. 

- Znasz zadania - powiedział Lucyfer do anioła. - Gdyby coś poszło nie tak, masz się kontaktować.

- Tak jest przyszły władco Nieba - wypalił Baltazar, na co Castiel wywrócił oczami.

Nadal nie uważał Baltazara za wybitnego anioła do tej roli, ale był przyjacielem Lucyfera i to musiało teraz wystarczyć - mieli przynajmniej pewność, że mogą mu ufać.

Nim we trójkę ruszyli na najważniejszą w ich życiu walkę, Castiel jeszcze raz wyjął zdjęcie i to go uspokoiło. Musiał to wygrać dla niego. Musiał zwyciężyć i wrócić dla Deana.

- Castiel? - Gabriel martwił się o brata zapatrzonego w zdjęcie chłopaka. Spośród wszystkich w tej wojnie, on jedyny miał coś do stracenia. Współczuł mu. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić co musiał czuć ze świadomością, że niekoniecznie musi wrócić, a Dean sobie bez niego nie poradzi. Zdawał sobie sprawę jak bardzo Castielowi zależało na tym chłopaku i postawił sobie za swój osobisty cel tej rebelii dopilnowanie, aby jego brat wrócił do Deana. - Wrócisz do niego - zapewnił go.

- Chciałbym wrócić do niego dzisiaj - wyznał. - Tutaj czas biegnie inaczej... Nie chcę by musiał spędzić chociaż jedną więcej noc samemu. Chcę być przy nim.

- Będziesz - powiedział brzmiąc bardziej niż pewnie. Może i Lucyfer zakochał się w Ewie, ale to była inna miłość niż Castiela do Deana. Castiel był bardziej wrażliwy, bardziej romantyczny. Być może to była jedyna rzecz, która różniła Castiela i Lucyfera.

Cas uśmiechnął się lekko do brata mając nadzieję, że ma rację. Chciał już by to wszystko się skończyło, by mógł być przy Deanie. Jeszcze raz spojrzał na zdjęcie po czym schował je do płaszcza. 

Kiedy dotarli do Komnaty Archaniołów, wiedzieli już, że ich armia straciła całą swoją przewagę. Nakazali Baltazarowi zmienić taktykę - mieli zabijać wszystkich, bez wyjątku. Było za późno na brak rozlewu krwi.

Michał i Rafał już na nich czekali. Gdy zobaczyli przybyłą trójkę, Michał demonstracyjnie odłożył miecz przed sobą. 

Gabriel, Lucyfer i Castiel spojrzeli po sobie - coś było nie tak. Bardzo nie tak.

Wtedy Rafał uruchomił coś w rodzaju hologramu, na którym ujrzeli Deana. Więzionego przez Metatrona z ostrzem przystawionym do szyi chłopaka.

Castiel poczuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, a cokolwiek chciałby powiedzieć... głos utknął mu w gardle. Był bezsilny. Jak mógł tego nie wyczuć?! No tak... przecież Michał szkolił Metatrona na następcę Gabriela - znał sporo sztuczek. Musiał podać się za Justina, a potem rzucić na Casa iluzję. Nie miał pojęcia co faktycznie dzieje się w tym czasie z Deanem. Powinien był się objawić, sprawdzić. Zawiódł go. To była jego wina. 

Analizował - czy zdąży zareagować, gdyby pojawił się przy Deanie jako jego anioł stróż? Gdyby Metatron był zaskoczony to może tak. Czy na pewno mógł ryzykować? Musiał się upewnić. Na ten moment, po przeanalizowaniu wszystkich możliwych scenariuszy, miał może dwadzieścia procent szans na uratowanie Deana. W pozostałych osiemdziesięciu Dean umierał.

- Rozmowa jest prosta - stwierdził Rafał. - Wycofujecie armię i poddajecie się, albo twój chłoptaś - wskazał na Castiela - zginie. Wybierajcie.

Nie mogli się teraz wycofać. To oznaczałoby przegraną. Zawiedliby Ojca. Cokolwiek nie zrobi, przegra. Ale nie chciał tracić Deana. Nie mógł go stracić. Miał priorytety.

- Wycofujemy się - powiedział słabo. Nie był w stanie ryzykować życia Deana.

- Nie - powiedział stanowczo Lucyfer, po czym rzucił ostrzem w Rafała zabijając go, a Castiel zdołał tylko wrzasnąć.

W ułamku sekundy pojawił się przy Deanie i odepchnął Metatrona w ostatniej sekundzie i szybko rzucił w niego ostrzem unieszkodliwiając go, ale chłopak i tak miał poważną ranę. Castiel uzdrawiał go, ale niewiele to dawało. Metatron musiał zranić go ostrzem służącym do walki miedzy aniołami. Tych ran nie dało się uleczyć, mimo to nie zamierzał się poddawać. Nie mógł. Chłopak patrzył na niego i próbował coś powiedzieć, a to tylko pogarszało krwotok.

- Nic nie mów, kochanie - poprosił Cas ze łzami w oczach i próbował użyć całej swojej energii, aby go ratować. Nie mógł go stracić. Nie w taki sposób. Wzniecił tę rebelię dla Deana. Po to, aby mogli być razem. Liczył się gdzieś z tyłu głowy z tym, że jest szansa, że nie przeżyje i nie wróci do Deana, ale nigdy nawet nie pomyślał, że może być odwrotnie. To on miał tu zginąć, nie Dean. Jeśli w ogóle którykolwiek z nich. - Wyjdziesz z tego, kochanie - jego łzy skapywały na Deana, który stracił przytomność. - Błagam - wiedział, że nie da rady. Był za słaby. Nie był w stanie uleczyć rany zadanej ostrzem służącym do mordowania aniołów. Żaden anioł nie miał takiej mocy, nawet archanioł. Nie był w stanie uleczyć Deana. On nie. Ale może ktoś inny mógł. - Tato - zaczął łkać. - Kazałeś mi wzniecić rebelię i to zrobiłem. Zawsze byłem ci posłuszny - głos mu się łamał, bo czuł, że Deanowi nie zostało wiele, a nie był w stanie zaprowadzić jego duszy do Nieba (chociaż i tak poszłoby mu to łatwiej niż do Piekła, gdzie pierwotnie miał trafić). Jeszcze nie teraz. Miało być inaczej. Mieli być razem. On miał zostać człowiekiem, aby mogli się razem zestarzeć. - Mam tylko jedną prośbę: uratuj go.

Anioł Stróż [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz