5

1.5K 158 32
                                    

Dom był mały, drewniany i stary. Z trudem otworzył drzwi - zamek najwyraźniej nadawał się już do wymiany. Musiał trochę szarpnąć drzwiami, żeby je otworzyć, ale nie było to bardzo ciężkie. W środku wszystko wyglądało już sporo lepiej - meble były nowe. Ściany niedawno malowane, tapety na niektórych też były widocznie świeże... Generalnie nie było źle. 

Rzucił plecak koło łóżka w niedużej sypialni i wyjął telefon - nowy, który kupił po drodze dając wcześniej znać Bobby'emu, że to jego numer i ma go nikomu nie podawać, chyba że to pilne, ale wtedy i tak ma z nim skonsultować o kogo lub o co chodzi. Musiał być ostrożny.

Dotarłem. Dom wygląda naprawdę w porządku. Jeszcze raz dzięki za wszystko

Wysłał wiadomość i schował telefon do kieszeni, po czym zaczął się rozpakowywać. To pomagało mu uspokoić myśli - musiał się czymś zająć. Musiał szybko znaleźć jakąś pracę, bo inaczej oszaleje. Postanowił, że zajmie się tym jutro.

Po rozpakowaniu się poszedł do kuchni. Lodówka była pusta, ale działała. W szafkach były naczynia. Nie było ich wiele, ale przynajmniej były.  Został też otwarty cukier i chyba mąka ziemniaczana i... to wszystko. Czyli kolej na zakupy. Zdecydował się przejść i na razie ignorować to, że Castiel mu się nie pokazał odkąd ruszył w dalszą drogę. I tak przez ostatnie dwa dni widział go więcej niż przez poprzednie dwadzieścia dwa lata. To i tak duży progres, nie ma co... Był zirytowany. Dlaczego nie mógł go widzieć cały czas? To nie było łatwe - wiedzieć, że anioł jest obok, ale nie móc go zobaczyć.

Najbliższy sklep nie był daleko. Nie była to jakaś duża sieciówka, ale sklep był dobrze wyposażony i to mu wystarczyło - znalazł tam wszystko co było mu potrzebne: szczoteczkę, pastę do zębów, szampon, inne artykuły codziennego użytku, wodę, piwo, chleb, makaron, bekon, jakieś sosy w proszku, zupki chińskie... i przede wszystkim kawa. Przeżyje tu. Były nawet koszulki z napisem Lebanon, Kansas. Centre of it all, jednak uznał, że te koszulki nie są w jego stylu. Co nie zmieniało faktu, że musiał kupić jakieś ubrania, bo nie miał ich dużo, a tych z dnia gwałtu postanowił więcej nie włożyć, co jeszcze bardziej ograniczało jego garderobę. Wyrzucił tamte ubrania do rzeki Kansas, którą mijał po drodze. Przy odrobinie szczęścia znajdą je i może uznają, że się utopił. 

Wrócił ze sklepu i rozpakował zakupy, po czym zrobił sobie kanapkę na szybko, jakby dopiero do niego dotarło, że nic nie jadł od ucieczki ze szpitala. A nie pamiętał czy coś tam jadł. Nie pamiętał większości rzeczy stamtąd prze leki, które u podawali. Pomijając, że sporą część pobytu tam po prostu spał. W każdym razie był głodny, mimo, że nadal nie widział większego sensu w tym, żeby wciąż żyć. Jedynym co go tu trzymało był Castiel. I nie rozumiał co takiego było w aniele, że sprawiał, iż Dean powoli, bardzo powoli, odzyskiwał sens życia.

A propos Castiela...

- Cas - zaczął Dean starając się ukryć irytację. - Nie musisz się ukrywać, wiesz to.

Anioł pojawił się dosłownie kilka centymetrów od niego i Dean aż podskoczył. Potrzebował chwili, żeby się uspokoić. Przygryzł wargę i przyjrzał się Castielowi uważnie, finalnie zatrzymując wzrok na wysokości oczu anioła.

- Zawsze jesteś tak blisko? - spytał czując się naprawdę niekomfortowo z faktem, że praktycznie się dotykali.

- Tak.

To był moment, kiedy pierwszy raz z trudem powstrzymał się, żeby mu nie przyłożyć. Cały czas ma go kilka centymetrów od siebie. Całe życie... super. Zero przestrzeni osobistej. I wtedy do głowy przyszło mu pytanie, na które niekoniecznie chciał znać odpowiedź. A wraz z nim kilka kolejnych.

Anioł Stróż [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz