9. Wizyta

127 11 2
                                    

Wróciliśmy do domu. O dziwo stał jeszcze na swoim miejscu. Zostawienie w nim tak wybuchowego połączenia jak Lili i Ron było bardzo niebezpieczne. Ale dali radę.

Zaraz po powrocie usiedliśmy razem w salonie i omówiliśmy plan działania. Ja i Chris jedziemy po Megan. W tym czasie Luke, Ron, Tess i Lili ogarniają pokój na poddaszu. Tam miała zamieszkać ciotka. Żyła przez długi czas w odosobnieniu, nie chcieliśmy jej stresować. A tamten pokój był dla niej idealny. Cichy i przestronny. Razem z Tess mogła tam spokojnie trenować. Dzięki znajomym z pracy, Chris i Luke w ekspresowym tempie kupili meble i wzięli się do pracy. 

Kiedy uznaliśmy, że możemy wszystko zostawić pod czujnym okiem Luka chcieliśmy wyruszyć w drogę. Nie spodziewałam się jednak pewnego gościa, który pojawił się przed naszymi drzwiami. Lucy. Ucieszyłabym się widokiem przyjaciółki gdyby nie to jak wyglądała. Liczne rany na jej ciele, niektóre jeszcze ociekające krwią inne z widoczną infekcją a także stare już zagojone, przyprawiały mnie o mdłości. Nie zadawałam wiele pytań po prostu wciągnęłam ją do środka. Pierwsze co przyszło mi do głowy to zawołać Lili. Miałam cichą nadzieję, że będzie wiedziała co robić. 

- Spokojnie to nasza uzdrowicielka, pomoże ci. To przyjaciółka. - uspokajałam chorą.

- Clary, to nie ważne, nie przyszłam tu po pomoc. Tylko z ostrzeżeniem. 

Spojrzałam na Lucy. Próbowałam wyczytać w jej oczach co ma na myśli. Jedyne co zdołałam zobaczyć to ból, przemęczenie i... strach. Nie żartowała, tak mógł wyglądać tylko człowiek któremu przytrafiło się coś strasznego. A jej mina była śmiertelnie poważna.

Wokół nas zebrali się wszyscy domownicy. Tess i Lili nie pytały kim jest niespodziewany gość. Wiele razy opowiadałam im o Lucy. Dokładnie opisywałam wygląd. Szczerze mówiąc dopiero teraz widziałam jak bardzo się zmieniła. A chłopaki dostrzegali to zapewne jeszcze wyraźniej ode mnie. Pierwszy raz gdy ją zobaczyłam wyglądała jak ćpunka. Podkrążone oczy, blada skóra, wychudzone policzki. Wszystko to podkreślały brudne i podarte ubrania. I ta fryzura... piękne kasztanowe włosy obcięte jak u chłopaka. Kilka miesięcy później elegancko ubrana Lucy stojąca w naszym salonie. Włosy już sięgające do ramion w swoim naturalnym ale jakby ożywionym kolorze, upięła w idealnego koka. Jej skóra była zaróżowiona a ciało nabrało naturalnych kobiecych kształtów. Teraz, ktoś zupełnie inny. Włosy przefarbowane na biały kolor. Nadal silna piękna kobieta, ale tym razem ubrana tak jak na nasz styl życia przystało, w ciągłym biegu. Ciężkie skórzane buty, czarne spodnie, zwykła bluzka na ramiączkach i skórzana kurtka. Jedynie jej twarz. Teraz zmęczona, oszpecona starymi i świeżymi bliznami. Oczy przymknięte jakby szykowała się do snu. Jedni mogą sądzić, że to tylko wygląd, ale pomimo tego co ludzie mówią on odgrywa dużą rolę. Po tak wielu zmianach wizualnych widziałam ile Lucy przeszła. Ile miała etapów w swoim życiu. I jak je ciężko znosiła. Mimo to dalej się trzymała.

Po otrzymaniu szklanki wody wykończona Lucy zaczęła tłumaczyć nam powód swojej wizyty.

- Po akcji z Organizacją udaliśmy się na południe, dotarliśmy aż do Brazylii.

Wszyscy zauważyliśmy zdziwione miny dziewczyn. Dla nich dotarcie z jednego końca Ameryki Północnej do Ameryki Południowej to nic specjalnego w tych czasach, lot samolotem może z kilkoma przesiadkami. Wiedziały, że cała wataha nie zdecydowałaby się na takie ryzyko. Zdziwiło je więc to z jaką lekkością Lucy opowiadała o ich wyprawie.

- Pod postacią wilka to nic wielkiego uwierzcie - wytłumaczyła. - Wracając do tematu, gdy dotarliśmy do Brazylii tułaliśmy się po mniejszych miastach, ale głównie siedzieliśmy w lesie. Pewnej nocy gdy Carmen pełniła straż coś ją zaatakowało. Z taką siłą, że nie potrafiła nam wyjaśnić co to było. Nie czuliśmy się już bezpiecznie więc ruszyliśmy w drogę. Osiedliliśmy się w lasach deszczowych Peru. Ale i tam nas dopadli. 

- Stąd te rany? - zapytała Lili.

- Tak... Clary, to ci o których mówiła Organizacja. Ta ciemna strona lasu...

Spojrzałam na Chrisa. Po rozmowie z ciotką wiedzieliśmy zdecydowanie więcej niż wataha Lucy. Jeśli się nie myliła to istniała tylko jedna opcja kto mógł być napastnikiem.

- Upadli...

Wytłumaczyliśmy jej dokładnie, z najmniejszymi szczegółami wszystko to co wydarzyło się po ich odejściu i czego dowiedzieliśmy się od ciotki. Jakoś nie przejęła się tymi wiadomościami. Jeszcze podczas walki z Organizacją, gdy przesiadywałyśmy razem w jej namiocie, opowiadała mi o swoich przeczuciach. Od zawsze wiedziała, że zmiennokształtni nie są jedyni na świecie. Nie wierzyła w głupią epidemię. Zawsze doszukiwała się czegoś głębszego w naszym istnieniu.

- Lucy, wracajcie z watahą do Petersville. Razem jesteśmy silniejsi!

- Nie Clary, jeśli to co mówisz jest prawdą i Organizacja walczy z tymi Upadłymi to wybacz ale ja się trzymam od tego z daleka. Twoja matka nie potrzebuje wielu powodów aby zamknąć moją rodzinę pod kluczem. Zrozum mnie, obiecałam im, że będę ich chronić. Jeśli dojdzie do konfliktu Organizacja wciągnie w to też nas, zrzuci na nas winę!

- Spokojnie, rozumiem cię. Więc jaki masz plan?

- Nie wiem jeszcze, muszę porozmawiać z Billem. Najprawdopodobniej wyjedziemy do Europy. Bill ma tam przyjaciół, kontaktowaliśmy się z nimi. Tam jest bezpieczniej. Ciemna strona losu to już praktycznie legendy.

- Skąd wiesz, że legendy nie zmienią się w rzeczywistość?

- Spróbuje wszystkiego, możecie nazwać mnie tchórzem. Ale nie pozwolę aby znowu ktoś zagrażał moim przyjaciołom. Wam radzę to samo Clary, wyjedźcie. 

Spojrzałam na Chrisa. Stał pewnie z założonymi rękami i czekał na moje decyzje, na moich dwóch wspaniałych przyjaciół, obaj zmartwieni mimo to próbujący udawać niewzruszonych, oraz na moje dwie przestraszone przyjaciółki. Nie mogłam żadnego z nich prosić o jakiekolwiek poświęcenie, mimo to czytałam w ich myślach i wiedziałam, że nie będę musiała prosić.

- My zostajemy. Jeśli Upadli zechcą nas odwiedzić będziemy gotowi. Obiecuję, że pozbędę się tych potworów i będziecie mogli wrócić do domu. Czas skończyć z ciągłym uciekaniem.

Lucy spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Martwiła się o nas wszystkich. Nie mogła znieść myśli, że komuś z nas stanie się krzywda. Kilka miesięcy temu byliśmy jedną watahą, mimo odległości nic się nie zmieniło.

Po długim pożegnaniu moja przyjaciółka ruszyła w drogę. Czekało ją kilkanaście dni drogi. Wiedziałam, że nie będzie robiła przerw. Musiała jak najszybciej dotrzeć do swoich i opracować plan ucieczki. Przed wyjściem dała nam kontakt do innej watahy która także pozostawała w Ameryce aby walczyć, w razie gdybyśmy potrzebowali pomocy. 


Musieliśmy przygotować się do kolejnej wojny. Lecz tym razem nie byli to ludzie z bronią. Musieliśmy przygotować się do walki z czymś o wiele gorszym.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No i jest! Miałam dodać go dopiero w weekend ale ostatnie dni wakacji spędzam poza domem więc jakby na to spojrzeć mój brak czasu sprzyja książce xd

Mam nadzieję, że się wam podoba i będziecie czekać na więcej. Teraz niestety wraca szkoła i mogę być zabiegana ale obiecuję pisać regularnie. Nie dociera do mnie to, że Clary ma już 4 lata!

O CO CHODZI?! XD

Do następnego!

PS. Miłej nauki! xd

Clary: Ciemna Strona LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz