20. Atak

92 5 3
                                    

Po ceremonii poszłam przebrać się w coś wygodniejszego. Jak zwykle założyłam spodnie i koszulkę, ale tym razem wszystko w białych odcieniach. Przez resztę dnia tańczyliśmy, rozmawialiśmy i bawiliśmy się w pięknie przystrojonym lasku na tyłach domu. Lili zorganizowała dla dzieci mnóstwo atrakcji takich jak puszczanie baniek mydlanych czy różne gry planszowe. Było cudownie. Wiedziałam, że lepiej być nie mogło.

Gdy wszyscy byli zajęci sobą, ja usiadłam w fotelu i przyglądałam się na swoją rodzinę i przyjaciół. Nagle poczułam coś dziwnego. Coś czego już dawno nie czułam. Jakiś taki wewnętrzny niepokój. Wyprostowałam się na krześle. Starałam się dojrzeć między drzewami jakiś ruch, cokolwiek. Odezwały się moje moce. Czułam obecności, ale nie jednego, tylko aż dwudziestu zmiennokształtnych.

- Luke! Chris! Trzeba zabrać dzieci do domu... Szybko!

Uma spojrzała na mnie wzrokiem pełnym przerażenia. Próbowałam jej przekazać o co chodzi gdy nagle usłyszeliśmy jak coś porusza się między drzewami. Z każdej strony szła na nas wataha. Nigdy w życiu nie widziałam tylu żółtych ślepi na raz. Moja rodzina i przyjaciele zareagowali odrazu. Ich instynkt wiedział już na co muszą się szykować. Spojrzałam na Lili I Teresę, kiwnnęłam głową na dzieciaki. Te w jednej chwili zabrały je do środka. Same też musiały się ukryć, tak samo jak Tess i ciotka Megan. Nie miały szans ze zmiennokształtnym. A co dopiero całą watahą.

Podbiegł do mnie Chris. Złapał mnie za rękę a ja czułam jak nasze serca przyspieszają, jak krew gotuję się w naszych żyłach. Miałam wrażenie, jakbym czuła to że moje oczy zmieniają kolor na ciemno żółty.

- Ilu ich jest?

-Około dwudziestu. Wiedzieliśmy, że tak może być. Jesteśmy gotowi. Ochronimy naszą rodzinę. Nikt nie może dostać się do domu! Trzymajmy się razem! Luke i Ron, pilnujecie wejścia!

Wszyscy tylko pokiwali głowami i zwrócili się w stronę lasu. Czekaliśmy cierpliwie. A hałas był coraz bliżej. Obok mnie stanęła Amy. Przytuliła się do mojego ramienia. Zaraz za nią przyszedł Cody, jej wierny towarzysz.

-Amy, lepiej żeby się nie rozpoznali.

Patrzyłam na swoją młodą szfagierkę a ona na mnie. Gdybym mrugnęła, pomyślałabym że mam zwidy, ale nie. Jej piękne ciemne włosy przybrały kolor platyny, oczy zrobiły się brązowe, na twarzy zamiast piegów pojawiły się rumieńce. Pojawiło się też kilka blizn, skóra jakby się postarzała. To było coś niesamowitego.

Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Chociaż dobrze wiedziałam jak to się wszystko może skończyć.

Zza drzew zaczęli powoli wyłaniać się członkowie Ciemnej Strony. Większość z nich to byli mężczyźni, choć dojrzałam w ciemnościach kilka kobiet. Ich wygląd mnie przerażał. Widziałam dzikość w ich oczach. Czerwień. Amy szepnęła mi ukradkiem, że kilku z nich rozpoznaje. To ta sama grupa w której była. Wiedziałam już kogo się spodziewać. Więc odrazu wyczułam jego zapach. Zbliżał się.

-No no no, kto by pomyślał. Tyle lat minęło a wy się nic a nic nie zmieniacie.

-Zmieniło się wiele odkąd ostatnim razem próbowałam cię zabić Markusie.

-A cóż takiego mogło się w tobie zmienić Clary. Tak samo przerażona jak kiedyś, Luke tak samo sztywny, Ron głupi a Chris... Jak zawsze myśli, że on tu rządzi.

-A więc mylisz się, bo ja już się nie boję.

-A ja już tu nie rządze... Tylko ona.

Markusowi zszedł uśmiech z twarzy. Musiał słyszeć tak jak wielu przed nim o moim dziadku. Fakt, że jestem alfą nie był dla niego zbyt dobrą wiadomością.

Clary: Ciemna Strona LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz