*POV EDMUND*
Nie wiedziałem o co jej chodzi. Ice nie reagowała gdy ją wołałem. Nie wracała. Wiem niepotrzebnie na nią nakrzyczałem no, ale bez przesady! Wstałem z łóżka i poszedłem na pokład.
- Ciekawe co nas tam czeka. - powiedział tajemniczo Tavros.
- To czego się boimy... - odpowiedziałem.
-...i przed czym chcemy uciec. - dokończył za mnie Kaspian.
- Wcielenie zła.- skomętował Drinian- Tavros czas otworzyć arsenał. - rozkazał.
- Tak Panie. - mruknął.
- Łucznicy! Przygotować się! - krzyknął kapitan. - Na stanowiska.
- Zapalić latarnię!- wydarł się minotaur.
- I my się szykujmy.- zwrócił się do mnie Kaspian.- Gdyby się nam nie udało, cokolwiek ma się udać, chce żebyś wiedział, że uważam Cię za brata. - powiedział gdy ubieraliśmy na siebie zbroję.
- Ja Ciebie też.- uśmiechnąłem się lekko.
- Oddałeś swój miecz.-mówił gdy dociągał mi jeden ze skóżanych pasków, do których nie dosięgałem.
- Nie należał do mnie. - zapiąłem ostatni pas.
- Weź ten. - usłyszałem gdy się odwróciłem zobaczyłem Kaspiana z mieczem Piotra w ręce.
- Przecież...
- Piotr na pewno by Ci go dał. - Zapewnił mnie, a ja wziąłem od niego miecz.
***
- Jakkolwiek skończy się nasz rejs, wszyscy tu obecni zasłużyli na zaszczytne miano członka załogi Wędrowca do Świtu. Odbyliśmy daleką drogę, razem pokanalismy przeciwnosci i razem możemy zwyciężyć raz jeszcze. Nie czas więc ulegać fałszywym podszeptą strachu - bądźcie silni! Nie poddawajcie się! Od tego zależy los nasz i naszych bliskich. Myślcie o rodakach których macie uratować, a także o Aslanie. Oraz o Narnii. - Kaspian skończył swoje przmówienie, a po statku zaczęły odbiegać okrzyki : "Za Narnie!", "Za Aslana!"
Książę wymienił ze mną spojrzenia, uśmiechnąłem się do niego. Wpłyneliśmy na teren wyspy. Było tam ciemno. Wszędzie była widoczna zielona mgła.
- Nic nie widać w tej mgle! - poskarrzył się kapitan.
- Edmundzie. - usłyszałem. Serio znowu ona. - Chodź do mnie. Zrobię Cię władcą. Dam ci koronę.
- Nie żyjesz.- powiedziałem do Jadis.
- Mnie nie da się zabić. - powiedziała. - Zawsze będę z Tobą. W twoim sercu, głuptasie.
- Nie! - krzyknąłem.
- Edmund. - odwróciłem się. Za mną stała zaniepokojona Łucja.- Wszystko dobrze? - zapytała.
- Tak, przepraszam. Rozległ się okropny wrzask mówiący, że mamy zawrócić. To miejsce, z każdą chwilą robi się coraz dziwniejsze.
- Ktoś ty?- zapytałem wychylając się za burtę by zobaczyć postać.
- Nie boimy się Ciebie!- swoje pięć groszy dodał Kaspian.
- ANI JA WAS! - odkrzyknęła nieznana nam postać. Wziąłem moją latarkę do ręki i zacząłem świecić w miejsce, w ktorego było słychać krzyk. Przed nami stał jakiś staruszek.
- ODPŁYNCIE!
- Nie odłyniemy.- zapewniła bo Alice, której nie zauważyłem wcześniej w tłumie.
- NIGDY MNIE NIE POKONACIE. - ponownie krzyknął.
- Kaspian, spójrz na jego miecz! - powiedziałem do władcy.
- Lord Roup! - ucieszył się.
- NIE JESTEM TWOJĄ WŁASNOŚCIĄ!
- Nie strzelać! Weźmy go na pokład. - rozkazał Kaspian, a już po chwili rozbitek był na pokładzie statku. - Spokoknie przyjacielu.
- PRECZ ODE MNIE DEMONY!- wydarł się.
- Szanowny lordzie! Nie mamy złych zamiarów. - Zapewnił go. - to ja - twój król, Kaspian.
- Kaspian?- zapytał z niedowierzaniem. - Jaśnie panie. Nie powinieneśbył tu przypływać. Stąd nie można uciec. Szybko zawrućcie okręt, puki nie jest za późno!
- Mamy już miecz! W drogę. - powiedziałem oczekując reakcji Kaspiana.
- Zwrot przez lufę Drinian. - rozkazał.
- Aj, aj wasza wysokość.
- NIE MYŚLCIE! NIE ZDRADŹCIE MU CZEGO SIE BOICIE! BO STANJE SIĘ WŁAŚNKE TYM! - Lord nadal się darł na cały głos.
- O nie. - mruknąłem.
- Edmund, o czym Ty pomyślałeś?!- krzyknęła na mnie zdenerwowana Łucja.
- Oh, wybaczcie mi! - nagle coś wpłynęło pod nami i mocno szarpnęło. Łucja upadła. Szybko pomogłem jej wstać.
- Tutaj. - powiedział do mnie Kaspian i wskazał miejsce za burtą. - Co to jest!?
- To koniec.- szepnął do siebie Rup. - TO KONIEC! JEST POD NAMI DOKŁADNKE POD NAMI.
- GAEL!- wydarła się Łucja gdy szkaradna postać uniosła się nad dziewczynką. - Chodź tutaj, szybko.
Eustachy zaatakował bestie, ale to tylko pogorszyło sytuację. Smok odleciał, a Roup wyrzucił swój miecz. Po prostu świetnie. Teraz to już napewno zginiemy. Łucja poszła schować Gael, a Ice straciłem z pola widzenia. Każdy teraz walczył o życie. Nie tylko swoje. Okręt zaczął nabierać wody.
- Ej! EDMUND! Trzeba to staranować. - krzyknął do mnie Kaspian. - Zmiażdżymy go o skałę. - Nie no ten to ma fantazję.
- Ster prawo na nurt. Zwabie to coś na dziub. - powiedziałem, na co kiwnął głową. Wspiąłem się na najwyższy punkt statku i zacząłem wymachiaać latarką. - Chodź! Zabij mnie. - krzyczałem do szkarady. - Tu jestem, no chodź! - potwór zaczął niszczyć moją kryjówkę.
- NIE!!!- Usłyszałem krzyki.
- EDMUND!!!- wydarł się Kaspian pewnie po to, żeby upewnić się czy żyje.
- Łucznicy! Przygotować się do strzału!
- Nic mi nie jest!- krzyknąłem.
- Trzymajcie się!- i tak jak było w planie "mojego brata" rozbiliśmy intruza o skałę. Siła uderzenia wybiła mnie w górę i mocno uderzyłem o pokład turlając się jeszcze przez 20 metrów.
Kaspian pomógł mi wstać. W kierunku węża morskiego nadal leciało pełno strzał, ale żadna nie była w stanie zabić potwora. Na pokładzie ciągle były wydawane rozkazy odnośnie zabicia stworzenia, ale żadna z nich nie działała tak jak powinna. Charpuny poszły w re. Ja wspinałem się coraz to wyżej i wyżej. Już miałem wbić miecz w głowę szkarady gdy znowu usłyszałem przesłodzony głos Jadis. Znowu mówiła jakim to dobrym królem będę.
- Chodź do mnie!- krzyknąłem do potwora morskiego i gdy był wystarczająco blisko wbiłem mu w głowę miecz. Zabiłem go. Na Wyspie Mroku zaczęło robić się jasno.
- Czar prysł! Udało się! - krzyknęła Łusia. - Edmund! Kaspian! Spójrzcie. -Odetchnąłem z ulgą.
- Narnijczycy! - krzyknął uradowany Kaspian. Wszyscy zaczęli klaskać...
CZYTASZ
Opowieści z Narni ~ Edmund Pevensie {1&2}
DiversosCz. 1 Siostra księcia Kaspiana o imieniu Alice zostaje zamknięta przez Miraza w lochach. Książę niezdazył uratować młoszej siostry przed wyjazdem. To zadanie zestaje nadane Edmundowi przy próbie podbicia zamku. Cz. 2 Po dużo krótszym niż wcześniej...