Odkąd dowiedziałem się, że Junmyeon może zniknąć w każdej chwili, zacząłem poważniej traktować kwestię swojej przyszłości.
Powrót do stada moich rodziców nie wchodził w grę, ponieważ postanowiłem kontynuować dorosłe życie w Seulu, nawet jeśli to wiązało się z nieuniknionymi kosztami. W dodatku postawiłem sobie ambitny cel obierając oblegany kierunek. Podejrzewałem, że Junmyeonowi przydałby się architekt w firmie, a nawet jeśli nie, to wierzyłem, że znalazłbym zatrudnienie u kogoś innego, a jemu mógłbym czasem udzielić cennej rady. Chciałem wykształcić się w takim kierunku, który mógłby okazać się przydatny w przedsiębiorstwie mężczyzny, ponieważ byłoby to swoiste podziękowanie za pomoc.
Liczne problemy piętrzące się przede mną w ciągu ostatnich tygodni oraz zobowiązania względem Junmyeona niestety odbiły się na moich ocenach, przez co miałem wrażenie, jakbym zawiódł samego siebie oraz swojego opiekuna. To dążenie, aby dostać się na studia, z czasem stało się dla mnie równie ważne, co dla mężczyzny, który z początku tylko wymuszał zaangażowanie.
Wkrótce musiałem podjąć decyzję, czy w ogóle byłem zainteresowany podchodzeniem do egzaminów w tym roku. Teoretycznie zadeklarowałem swój udział, ale wątpiłem w swoje zdolności i rozważałem wycofanie się. Mogłem przecież nigdy nie pojawić się na sali, nie marnowałbym wówczas czasu swojego i egzaminatorów. Bez przerwy czułem narastające napięcie i to, że każdy dzień spędzony na innych zajęciach niestety oddalał mnie od wyznaczonego celu.
Na domiar złego otrzymałem wezwanie do sądu. Sprawa moich byłych współlokatorów oskarżonych o pobicie trafiła na wokandę, nie byłem pewny, czy w obecnej sytuacji powinienem dokładać sobie zmartwień i stresów angażując się w postępowanie. Problemy w pracy i zbliżające się egzaminy w zupełności mi wystarczały. Z tego powodu nikogo nie poinformowałem o otrzymanym zawiadomieniu, zataiłem tę sprawę przed moimi przyjaciółmi, którzy już wystarczająco wsparli mnie w przeszłości. Nie zamierzałem dokładać im zmartwień.
W tym natłoku obowiązków marzenia musiały jednak zejść na dalszy plan.
Jakoś udało nam się na pewien czas uspokoić pracowników, którzy nie zerwali swoich umów, ale część z nich nadal niezwykle uważnie podchodziła do współpracy z szefostwem. Nie ufali już pracodawcy tak mocno jak wcześniej.
Wszyscy byli strasznie zapracowani. Junmyeon musiał odrzucić część zleceń z powodu braków kadrowych, budżet uszczupliły wypowiedzenia, został także zmuszony do zlikwidowania jednej z brygad, dlatego z trzech grup zostały dwie. Pracował od rana do wieczora starając się uspokoić sytuację, współpracujący z nim Baekhyun również przestał pojawiać się na naszych piątkowych spotkaniach. Jako zwykli pracownicy także czuliśmy presję z ich strony, wymagali od nas więcej zaangażowania i szybszych rezultatów niż wcześniej.
Taka atmosfera okazała się bardzo nieprzyjemna, ale każdy z nas miał świadomość, że ten trudny okres trzeba po prostu jakoś przetrwać, zacisnąć zęby i żyć nadzieją, że wszystko szybko się ułoży, nawet jeśli czasami było to bardzo trudne.
Moje rozterki miłosne zeszły na dalszy plan, potrafiłem przecież zorientować się, że to nieodpowiednia pora na randki i motylki w brzuchu. Dopadła mnie dorosłość i poważne problemy, tym razem nie miałem już jednak dokąd uciec. Nie mogłem zostawić ich w taki sposób jak wówczas, gdy opuściłem rodzinne strony. Otrzymywałem też wsparcie z ich strony, przywiązałem się do nich jak do rodziny. No i był też on...
Junmyeon dostrzegał zmęczenie wszystkich swoich współpracowników i pomimo wielu spraw na głowie zawsze znajdował czas, żeby zapytać o moje samopoczucie. Niekiedy po zarwanej nocy podwoził mnie na zajęcia, a kiedy raz zasnąłem nad książkami, obudziłem się przykryty kocem. Nawet jeśli nie rozmawialiśmy na ten temat, to czułem w nim oparcie.
CZYTASZ
Second skin | seho
FanfictionSehun pragnął uniknąć przeznaczenia, które zgotował dla niego los. Był alfą, ale jakby tylko z nazwy, nie posiadał żadnej z cech, jakimi powinien charakteryzować się młody i silny wilk pretendujący do objęcia przywództwa w stadzie. Niczym tchórz uci...