Rozdział XVII

9 3 3
                                    

Ten pajac wymyślił sobie, że musimy przejść pod tzwn tunelem z rąk członków, na końcu którego stoi mój brat,z książką i udaje że to Biblia, i bierzemy ślub, na końcu musimy pocałować się przed wszystkimi. Wolałam jednak wykonać jego, nie tyle prośby, co rozkazy, bo znając mojego brata, w zamian tego wymyślił by coś o 1000 kroć gorszego, z resztą, co mi tam, zabawmy się. Zadzwoniłam do Mad, że jeśli chce niech idzie do domu, bo może mi troche zejść, jednak ta usłyszawszy smiechy w słuchawce przyszła na boisko razem z Jacksonem. Przypuszczała pewnie, że może być zabawnie. Nie myliła się.

-skoro już tu jesteś, to zostań moją świadkową- zasmiałam się, po czym Mad głośno krzyknęła "tak", jakbym ją co najmniej o ręke prosiła

-a ty Matt, kogo będziesz mieć za świadka - spytał Chris

-skoro ty jesteś księdzem, słabym ale jednak księdzem, więc - rozglądnął się po wszystkich kolegach z drużyny po czym dodał - Moim świadkiem będzie najbliższy mi po Chrisie przyjaciel

-nie pierdol tylko mów, kogo chcesz za świadka - powiedział zniecierpliwony Chris - nie mamy całego dnia

-Lucas, uczynisz mi ten zaszczyt...

Nie zdążył skończyć,ponieważ brunet mu przerwał

-Sorki stary, nie uczestnicze w tej szopce - odparł, po czym odszedł, przypuszczam, że poszedł do szatni

-co w niego wstąpiło - spytał Matt Chrisa

-nie wiem, skonczmy incjacje i pójdę z nim pogadać - odparł - wracając do świadka...

-skoro Jackson zaszczycił nas swoją obecnością, może on będzie chętny - zaproponowałam, w zamian usłyszałam jednogłośną zgodę

Przez całą "ceremonię" byłam jakby zamyślona, obecna ciałem ale nie duchem. Martwie się. Tak, ja się martwię, o tego bencwala. o tego kretyna, który uważa sie za niewiadomo kogo.

Ocknęłam się, gdy Chris zaczął mi wymachiwać książką prosto przed twarzą

-siostra, twoja obietnica małżeńska 

-co?-zapytałam rozkojarzona

-obietnica, kochanie - szepnął mi z uśmiechem Matt

-aaaa, tak, jasne. tak więc - odchrząknęłam - Ja Bell Middle chcę być z tobą Macie Jeankinsie w zdrowiu i chorobie, chcę widzieć cię uśmiechniętego, smutnego, płaczącego. Jak i również pijanego, chociaż to juz chyba zostało zaliczone

Wokół rozniosła się wrzawa śmiechu, którą uciszył Chris.

-a teraz, możesz pocałować panne młodą - rzekł do Matta, a ja osłupiałam

Brawo Bell, przespałaś obietnice twojego męża, zmarnowałaś ten moment, na myślenie o jakims kretynie. Tylko ci pogratulować.

Zarówno Matt jak i ja nie wiedzieliśmy co zrobić, chyba żadnemu z nas idea całowania się przy całej drużynie nie przypadła do gustu. Matt cmoknął mnie przelotnie w usta, takie wyjście było chyba najlepsze

-buuuu to ma być pocałunek a nie cmokanie krów

Rozległa sie wrzawa

-Matt, Bell, Matt, Bell, Matt, Bell, Matt, Bell, Matt- krzyczęli wszyscy, ale sie uciszyli bo przerwał im Matt

-No dobra juz, dobra, zkleicie pizdy, dobra? - wykrzyczał, po czym wyszeptał do mnie - wyobraź sobie, jakby nikogo tutaj nie było tylko ty i ja

Uśmiechnął sie do mnie. Byłam mu za te słowa i gest naprawdę wdzięczna.

Ujął moje policzki, ja zamknęłam oczy, czułam tylko, że się przybliża, po czym poczułam jego wargi na swoich. Po krótkiej chwili zapomniałam, że wokół nas są ludzie, którzy się w nas wpatrują. Oddałam się tej chwili w pełni, włożyłam w nasz pocałunek wszystkie emocje, jakie zdołałam w tym momenie poczuć. Ten pocałunek nie był agresywny, ale subtelny i.... przyjemny.
Tą przyjemną chwilę przerwały nam gwizdy i wrzaski naszych przyjaciół,którzy ewidentnie byli zadowoleni z tego co się właśnie wydarzyło. Mój wzrok jednak zatrzymał się na stojącym w oddali Lucasie.

-no, to po tej jakże emocjonującej ceremonii pora iść świętować - krzyknął Chris

-a trening - zdziwił się Matt

- załatwiłem nam dzisiaj wolne. Nie ma treningu

- nie wnikam jak to zrobiłeś, ale nie ma co świętować - odparł Matt

-gadasz bzdury jak mało który - odparł mój brat - idziemy na pizze, koniec kropka

Ewidentnie żadnez nas nie miało nic do gadania, jednak wiem jedno, w tym gronie brakuje jednej osoby

- chłopaki wy jako faceci obmyślajcie plan na popołudnie, a ja pójdę po Lucasa, chyba że on z nami nie idzie - wolałam się upewnić

-jak nie idzie - sztucznie oburzyl się mój brat - najlepszego przyjaciela bym zostawil, kapitana drużyny?

Przewróciłam oczami zażenowana gra aktorska Chrisa i ruszyłam w stronę szatni. Kiedy do niej weszłam zastałam Lucka siedzącego z puszka piwa w kącie szafek. Nie mam pojęcia skąd wziął to piwo, ani dlaczego jest przybity, ale wiem jedno. Stojąc w futrynach drzwi, przyglądając się mu zastanawiam się, za co ja go tak właściwie nienawidzę. Prawdę mówiąc od niewyparzonej gęby, zbytniej pewności siebie nie zrobił mi nic złego. W rzeczy samej krew mnie zalewa jak uważa się za pępek świata, ale halo. To ja na niego naskoczylam że jest dziwkarzem. Bell nie ładnie z twojej strony.
Po 5 minutach rozmyślań podeszłam do niego bliżej i.....
Chyba to nie było tylko jedno piwo. Dopiero teraz zauważyłam, że na wierzchu jego torby leży pusta butelka po wodce.

-Luck, ty idioto, zaledwie 20 minut minęło odkąd siedzisz tu sam, a ty w tym czasie zdążyłes tyle wychlac - zaczęłam na niego krzyczeć, nie przepraszam ja go za to opierdalalam

-Bell, co tam u twojego mezusia, już cię porzucił - powiedział to z tym swoim kpiacym uśmieszkiem

-nawet pijany musisz być głupi? - spytałam ironicznie

-może jestem pijany, ale nadal wstanie chodzić za tobą krok w krok

Czekaj. Co?

-Lucas co ty pierdolisz - spytałam ewidentnie zdziwiona

-najchętniej to ciebie, wtedy mógłbym stwierdzić że zaliczyłem wszystkie w tej szkole, niestety jesteś zajęta przez mojego kumpla - znowu odezwał się w nim tryb "chuj"

-wiesz ze nie o to mi chodź. Co miales na myśli mówiąc że jesteś w stanie chodzić za mną krok w krok - potrzasnelam nim lekko już zdenerwowana

-Bell błagam, nie trzas mną, zaraz zwymiotuje - pozalil się. Przestałam nim ruszać. Ostatnie co chciałabym robić to sprzątać jego wymiociny.

-dobra już, a teraz mów poki uprzejmie proszę, co... - nie dane było mi skończyc.

-Bell, kruszynko, jak myślisz co robiłem wtedy pod tym sklepem, kiedy pociągnąłem cię za budynek trzymając ci rękę na buzi?

-wtedy, chciałeś mnie mocno powkurwiac - odparlam mocno  o tym przekonana

-mylisz się. Chronilem cię. Byłem wtedy w pobliżu, zauważyłem że ktoś cię śledzi, nie byłem pewny czy chce ci coś zrobić czy cie okraść, ale zwyczajnie stwierdziłem, że lepiej cię "porwać" - zrobił znak cudzoslowia palcami w powietrzu - wtedy cię jeszcze nienawidziłem

-jeszcze nienawidzilem - powtórzyłam jego słowa - co masz na myśli

-jesteś aż taka tepa czy taka udajesz - wydał się mocno zazenowany ta sytuacja

-nie przeginaj, bo popełnie na tobie zbrodnie, której nie chce popełniać - zmierzylam go agresywnym spojrzeniem

-teraz cię już nie nienawidzę

Powiedział to jakby do siebie, wydawało mi się, że nie chciał żebym tego usłyszała.
Już otwieralam usta żeby coś powiedzieć, kiedy Luck złapał mnie za rękę. Jako iż klucalam, zaskoczona tym krokiem zachwialam się i spadlam prosto na jego klatkę piersiowa. Chciałam wstać, jednak coś mnie zatrzymało. Mianowicie jego dłonie, które przyciskaly mnie do Lucka. I jego słowa

-nie chcę , żeby coś ci się stało, nie ze mną, nie pozwolę na to

Hej wszystkim. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Co myślicie o tej sytuacji?

Good Friends Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz