rozdział 2

3.3K 230 79
                                    

jeśli ci się podoba, nie zapomnij dać gwiazdki! to dla mnie duża motywacja :)

Przymykam swoje oczy i powoli odliczam do 20. Bardzo dobrze słyszę nerwowy oddech mojego przyjaciela i urywki kłótni Cassa z Nickiem w kuchni.

— Al, on wcale tak nie myśli.

W jednym momencie kieruję swoje wściekłe spojrzenie na różowowłosego chłopaka przede mną.

— Musi dobrze cię pieprzyć, skoro bronisz tego chuja   — wycedzam, odwracając się napięcie od Matthew.

Kładę się na swojej czerwonej kanapie. Postanawiam czekać. Czekać, aż ta, pożal się Pani Nocy, alfa się tu zjawi, żeby przeprosić na kolanach. A wtedy zdepcze go, każe mu lizać podłogę i może wspomnę o tym, że traktuje swoją omegę jak dziwkę. To zawsze działało na połączone alfy.

Chichocze, sprawiając mojemu przyjacielowi odrobinę strachu. Matthew Newell zupełnie różni się ode mnie. Jest idealnym przykładem osoby, która patrzy na świat przez różowe okulary. Na siłę we wszystkim próbuje odnaleźć jasną stronę. Niemiłosiernie mnie tym wkurwia, bo co niby kurwa jest dobrego w mojej sytuacji?

— Przestań, Al — Matt zbliża się do mnie i niepewnie siada na oparciu na kanapy. — Nick nie chciał cię skrzywdzić. Jest... — podczas zastanawiania się różowowłosy wplątuje palce we włosy Alana i zaczyna je rozczesywać — nietaktowny.

— Tak kurwa nietaktowny — śmieję się pod nosem, przypominając sobie słowa Nicka. — Lepiej sprawdź, czy to na pewno twoje dziecko. Bo z wieloma alfami się puściłem! — podnoszę głos bez powodu. — To dopiero 8. tydzień, a ja już mam ochotę zabić to gówno. Przez niego nie mogę jeść pizzy, bo zaraz rzygam i jeszcze Cass ciągle gada o USG.

Matthew przeczesuje moje włosy, jednocześnie głaszcząc mój policzek. Jest to miłe uczucie, ale nigdy bym mu tego nie powiedział.

— Nazywasz własne dziecko "gównem"? — pyta, z trudem wypowiadając ostatnie słowo.

— Tak kurwa. Dam mu na imię albo "Shit", albo "Meredith" — stwierdzam, obracając się na lewy bok. — Zależy, jak mocno będzie mnie wkurwiał.

Przez chwilę Matt się nie odzywa. Prawdopodobnie zabrakło mu słów do skarcenia mnie. To sprawia, że poprawia mi się humor.

— Jesteś okropny — mówi po dłuższym czasie, mocno pociągając za moje włosy i powodując mój jęk bólu.

Przeklinam go, ale nic nie wspominam o tym, że nasila mój ból głowy. Ostatnio przez 15 minut mnie przepraszał, bo gdy uderzył mnie w brzuch, chwilę później zebrało mi się na rzyganie. Oczywiście to nie była jego wina, wcześniej obżarłem się pizzy i opiłem mlekiem truskawkowym, ale nie chciał mnie słuchać i wciąż powtarzał przez łzy:"to moja wina, to moja wina, przepraszam, przeprasza, oby dziecku nic nie było". Czy on nie wie, że wymioty w I trymestrze są czymś naturalnym?

Widziałem wielokrotnie rzygającego tatę (bo po mnie mieli z mamą jeszcze trójkę dzieci) i żonę mojej siostry, która ostatnio urodziła bliźniaki, więc może to dlatego trochę znam się na ciąży, choć nigdy nie myślałem o zajściu w nią. 

Ale nie zamierzam na nią zwalać mojej wściekłości na Cassa. 

— Wiem — twierdzę, mimowolnie kładąc dłoń na brzuchu, bo na myśl o wymiotach, ściska mnie w żołądku. — I co z tym zrobisz? Nic kurwa nie zrobisz. Jestem panem życia tego gówna.

Ciekawe czy można zwymiotować dziecko. Albo jakiś narząd wewnętrzny. Znaczy się, nie można, głupi Alanie, ale fajnie by było — myślę.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now