rozdział 21

769 68 8
                                    

Ogólnie na dworze jest gówniana pogoda i przez gównianą mam na myśli gównianą, bo umyłem zarówno swoje włosy, jak i swoje buty, nawet swoje skarpetki. Nie uważam, żeby tego potrzebowały. Jestem czysty. W każdym znaczeniu tego słowa.

— Kurwa — zaklinam, gdy jakaś baba popycha mnie i wchodzę prosto w kałużę. — Jesteś z siebie kurwa zadowolona? — odwracam się, ale ona zdąża już otworzyć drzwi do księgarni.

Wchodzi do środka. Ha. Przestraszyła ją odrobina wody.

Jak na zawołanie, mam wrażenie, że spadające na mnie krople wody zrobiły się większe.

Ogólnie wyszedłem z domu, żeby się pomodlić. Nie z własnej woli oczywiście. Matt umówił mnie na randkę, z dziewczyną wyglądającą jak anioł.

Nie spodziewałem się, że nie tylko nie jest wolna, ale ma też dziecko, jej wpadkę w wieku 19 lat. Dałem się wrobić przez te niebieskie oczęta Matthew.

— Brr — wzdrygam się.

Żeby było lepiej mam bawełnianą koszulę i wcale a wcale nie rurki. Nie mam na ich punkcie obsesji.

— Apsik.

Pocieram o siebie ręce, podskakując w miejsce i czekając na zmianę świateł. Jak dobrze, że Cass jest pizdą, która zamiast mnie zbesztać, na 100% przygotuje mi kąpiel. Ech.

W 15 minut znajduję się na miejscu. Wystawiam język portierowi, który oczywiście musiał przewrócić oczami na mój widok. Gdyby nie to, że zgubiłem już dawno swoje kluczyki, wszedłbym boczną bramą. Wkurza mnie.

Drżącymi palcami wystukuję kod i szybko wbiegam do środka. Tutaj jest zupełnie inna temperatura. Zawsze latem jak szalony próbuję się dostać do środka.

— Dzień dobry — mówi do mnie nasza sąsiadka w średnim wieku, składająca parasol.

Kiwam jej głową, cierpliwie czekając razem z nią na windę. Nie sądzę, żeby w tym budynku mieszkała oprócz Cassa jakaś osoba, która darzy mnie sympatią. To bezpieczna okolica. Mieszkają tutaj tylko bety i małżeństwa alfy, i omeg. Nie lubią problemów, jak ja.

— Słyszałam — oczywiście, że słyszała — że spodziewacie się pierwszego dziecka — zerka na mój brzuch. — Chłopiec czy dziewczynka?

Winda otwiera się. Wchodzimy do środka. Jadę na 2 piętro, ona niestety na 3.

— Chłopiec — przyznaję niechętnie.

Wczoraj się dowiedzieliśmy. Nie było to żadnym zaskoczeniem.

— Aw. Życzę wam szczęścia.

Winda się zatrzymuje. Wychodzę, nic jej nie odpowiadając. Na podłodze pozostawiam po sobie mokre ślady. Niech tylko ktoś spróbuję się do mnie przyczepić.

Otwieram drzwi tak szybko, że uderzają w ściany. Już sekundę później do korytarza przybiega Cass.

— Skarbie — jego głos omal się nie załamuje — Już przygotuję ci kąpiel — kładzie dłoń na moim policzku, a nie mówiłem. — Jesteś lodowaty.

Uśmiecham się delikatnie. Jego ręką jest gorąca. To takie miłe.

Paręnaście minut później zostaję sam w łazience, kompletnie nagi. Lustro zdążyło już zaparować. Bez pośpiechu wchodzę do wanny i wygodnie opieram się o jedną z jej ścianek. Przymykam oczy.

Ostatnie nie czuję się sobą. W dodatku często kręci mi się w głowie i mam wrażenie, jakbym naprawdę miał tasiemca w brzuchu. Cass codziennie wieczorem mu śpiewa, już sobie wyobrażam, jak w przyszłości to na dźwięk jego głosu będzie reaguje.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now